Bartman nie mógł pojąć własnego zachowania. Dziewczyna stała, uśmiechała się, a on nic nie mógł zrobić.
- Olu! - Usłyszał. Czy to naprawdę on krzyknął jej imię tak mimowolnie?
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i rozłożyła ramiona. To było...
No właśnie, nierealne.
Jej imię krzyknął mężczyzna, który podszedł do niej po chwili i wpadła w jego ramiona, mocno się do niego przytulając. Dał jej potem bukiet kilkunastu dużych, czerwonych róż i brązowowłosa zaniemówiła z wrażenia. Aktorsko zastawiła sobie buzię małymi dłońmi.
Serio ona kocha tego kolesia? - Pomyślał Bartman. Jego serce momentalnie poczuło zawód. Ogromny zawód. On naprawdę łudził się, że Ola rozkłada ręce właśnie do niego, tak samo ten niebiański uśmiech jest zarezerwowany tylko i wyłącznie dla Bartmana.
Mylił się i to było koszmarne uczucie.
Miał już odchodzić, nie liczył na nic więcej. Stała teraz odwrócona do niego plecami i o czymś rozmawiała z tym swoim chłoptasiem.
- Bartman! - krzyknął nie kto inny, jak Kubiak z oddali.
To był moment, kiedy odwróciła głowę w jego stronę. Tak na moment, na chwileczkę.. ich spojrzenia skrzyżowały się.
I po tych cudownych sekundach mężczyzna złapał ją za rękę i zginęli gdzieś w tłumie.
***
Wróciliśmy do domu koło dwudziestej trzeciej. Wchodząc do domu oczywiście staraliśmy się zachować ciszę, bo przecież dziewczyny na pewno już spały. I wcale się nie myliliśmy. Obie zasnęły na kanapie przy włączonym telewizorze, okryte kocem. Ruda trzymała w ramionach małą i mocno ją tuliła do siebie. Widok piękny, aczkolwiek dziwny. Majka wyglądała aż nazbyt spokojnie, gdy spała.
- Wezmę ją. - Szepnął Marcin i ostrożnie wyjął Amelkę z objęć mojej przyjaciółki. Dziewczynka na szczęście się nie obudziła, co innego ruda.
Podczas gdy on z małą na rękach poszedł na górę, ja usiadłam obok wybudzającej się koleżanki.
- Ojej, nawet nie wiem, kiedy zasnęłyśmy. - Miała zachrypnięty, zaspany głos. - Cholera. - Zerknęła na zegarek. - Już ta godzina.
- Przepraszam, że tak długo nas nie było. - Powiedziałam.
- No coś ty, daj spokój. Grunt, że się dobrze bawiłaś, prawda? - Niczym matka pogłaskała mnie po włosach. - Prawda?
Przełknęłam ślinę. Czy się dobrze bawiłam, tego nie wiem. Marcin zabrał mnie do drogiej restauracji, tylko głupia by się nie cieszyła. U mnie wszystko byłoby ok, gdyby... Nieważne. Po prostu postanowiłam robić dobrą minę do złej gry.
- Pewnie, że tak. - Uśmiechnęłam się. Nie chciałam martwić mojej przyjaciółki takimi błahymi problemami.- Zobacz. - Wyciągnęłam ku niej rękę. - Oświadczył się dzisiaj oficjalnie.
Dopiero wtedy dostrzegła zdobiący mój palec pierścionek z błyszczącym małym brylancikiem. Wytrzeszczyła na niego oczy, uśmiechnięta od ucha do ucha. Po chwili jednak spoważniała.
- Olu, jesteś pewna? - W jej głosie słychać było dużą troskę.
Nie, nie jestem.
- Pewnie, że tak. Facet idealny, sama widzisz. - Uśmiechnęłam się, by ją nieco uspokoić.
- Ale on...
- No własnie, jest kim jest. I dlatego dla mnie to facet idealny. - Rzuciłam i szybko zmieniłam temat. - Zostaniesz na noc, prawda?
Nie musiałam jej długo przekonywać. Musiała być nieźle zmęczona, bo niemalże od razu skinęła głową. Zaprowadziłam ją zatem do pokoju dla gości i dałam swoją piżamę do spania.
- Dzięki. - Powiedziała. I gdy już miałam wychodzić, powiedziała - Ola, gratuluję oficjalnych zaręczyn.
Odwróciłam się w drzwiach i słabo uśmiechnęłam. Od razu zniknęłam w łazience, gdzie, osunąwszy się na chłodne kafelki, zapłakałam.
***
Bartman nie mógł uwierzyć w to, czego dowiedział się od Miśka.
Tej nocy nie spał. Nie mógł. Gdy tylko opuszczał powieki, przed oczami stawał mu obraz przytulonej do tego kolesia Oli. Jego Oli. Nie mógł sobie podarować, że nic wtedy nie zrobił. mógł tylko stać niczym słup na ulicy.
Ale z drugiej strony, cóż on mógł? Ola miała narzeczonego. Mimo że Kubiak twierdzi, że to pic na wodę i na pewno dziewczyna się męczy w tym związku, nie powinien się mieszać. Może i kiedyś był playboyem, ale nigdy nie rozwalał związków. Co to, to nie. Pozostawał tylko na dnie serca ból, tęsknota za dniami spędzonymi w Katowicach i wyrzuty sumienia, że tak niewiele się starał.
Może gdyby mógł z nią porozmawiać, gdyby sobie wytłumaczyli...
- Cholera. - Warknął do siebie Bartman. - Cholerny narzeczony.
Właśnie, pozostawała jeszcze kwestia tego faceta. Piękniś jakich mało. Elegancki. Garniturek. Wychuchany, wydmuchany. Kasiasty. Czego więcej chcieć od życia na miejscu dziewczyny?
Aż usłyszał w głowie głos Kubiaka: "Miłości, ty matole".
- Miłość jest dla głupich - Parsknął, odpowiadając siedzącemu w głowie przyjacielowi.
Była już siódma, kiedy wstał z łóżka. Czuł się fatalnie. Przez całą noc oka nie zmrużył, a przecież na treningu musi dać z siebie wszystko. Za kilka dni przecież grają ze Skrą i muszą dać im znowu popalić.
Gdy intensywnie myślał o siatkówce, w głowie znowu pojawiła się brązowowłosa.
- Chłopie, coś ty robił w nocy? - Powiedział Kubiak przyglądając się Zbyszkowi. Wpadł do kolegi przed treningiem. - Jesteś blady jak ściana i masz wory pod oczami. Serc fanek tym nie podbijesz. - Zażartował.
Bartman jednak się nawet nie uśmiechnął. dlatego Michał momentalnie spoważniał. Jeśli Zb9 się nie śmieje, to zły znak. A z reguły śmiał się nawet wtedy, gdy Kubiak powiedział coś głupiego, ale śmiesznego na temat Eweliny, dziewczyny Zbyszka.
Poważny Bartman to dobity Bartman. A dobity i poważny Bartman to zły Bartman. Z takim Bartmanem lepiej nie zaczynać. Dlatego też Kubiak postanowił zachować dystans do całej sprawy i nie wnikać.
Siedzieli na kanapie i czarnowłosy przerzucał kanały w telewizorze, ślepo się w niego wgapiając. Musiał przyznać, że co raz częściej mu się to zdarzało. nic go nie satysfakcjonowało.
- Na co mi serca fanek. - Burknął pod nosem. - Wystarczyłoby mi jedno....
Michał zerknął na przyjaciela kątem oka. Było z nim naprawdę źle i Misiek doskonale o tym wiedział. Zupełnie jak przed rokiem Bartman żył w swoim świecie i zapominał o tym, co istotne - o siatkówce. Trener już z nim przechodził katorgę i dobitnie mu przekazał, że to ma się więcej nie powtórzyć.
- O, zostaw tu! Jastrzębski gra z Zaksą. - Rzucił Kubiak, zwracając uwagę na mecz siatkówki.
Nie chciał, by jego przyjaciel męczył się z powodu dziewczyny. Obawiał się, że może niekoniecznie powiedział mu o wszystkim. O tym, co się wydarzyło. Jaka była prawda. Przecież oboje mieli ważniejszą rzecz na głowie. Siatkówkę. Ona nie zabija serca...
Po godzinie pojechali na trening. Trener od razu zauważył, że coś jest nie tak. Już po pierwszym ataku Bartmana. Wyraźnie dał mu do zrozumienia, że powinien oddzielić sprawy prywatne od zawodowych. I jeśli tego nie "ogarnie", to pożegna się z miejscem w pierwszej szóstce na najbliższym meczu.
***
Całą noc nie spałam. Wierciłam się jedynie i przekręcałam z boku na bok, chcąc wymusić choć godzinny sen.
Nic z tego. By nie zbudzić Marcina, wstałam i wyszłam z sypialni po cichu. Zajrzałam do Amelki. Tak słodko spała. Wyglądała jak malutki aniołek. I gdy tylko na nią patrzyłam uświadamiałam sobie, że dobrze robię. Że to była najlepsza decyzja.
Zeszłam do kuchni i wyciągnęłam lody z zamrażarki. Poszłam do salonu i zasiadłam wygodnie na kanapie. Włączyłam sobie horror na DVD i nawet nie spostrzegłam, jak opróżniłam całe pudełko lodów śmietankowo-czekoladowych. Film jednak sprawił, że choć przed te dwie godzinki nie myślałam o problemach. O uczuciach...
- Ola?... - Docierał do mnie niewyraźny głos Marcina. - Olu? - Zapytał.
Podniosłam powieki. Czyżbym zasnęła w końcu? Zwinięta w kłębek, przy włączonym telewizorze? No, super.
Podniosłam się, a on usiadł obok mnie. Zmarszczył brwi. - Wszystko w porządku?
Skinęłam. nie chciałam go martwić. Nie chciałam też okazywać, że coś jest nie w porządku. Dał mi zbyt dużo, bym go miała tak traktować. Musiałam... musiałam się doprowadzić do porządku. Dla niego. Dla Amelki. Dla siebie samej...
- Po prostu nie mogłam zasnąć, - wyjaśniłam - więc zeszłam i obejrzałam film. Nawet nie wiem, kiedy mi się powieki zeszły.
- Mogłaś powiedzieć, obudzić mnie. Posiedziałbym z tobą. - Delikatnie pogłaskał mnie po włosach, a potem pocałował w skroń.
Machinalnie wtuliłam się w jego ramiona i odetchnęłam. Poczułam się bezpiecznie. I zrozumiałam, że pierścionek zaręczynowy znajduje się na odpowiednim miejscu...
Po godzinie Marcin wyszedł do pracy. Majka również długo nie siedziała, musiała pojechać do domu, przebrać się i pójść również do pracy. Praktyka w klubie sportowym mimo wszystko bardzo jej się podobała. Nawet odbierałam wrażenie, że chodzi też o pewnego siatkarza, nie tylko o same praktyki z Resovią. Nie jedna chciała się dostać właśnie tu, a wysłali Rudą.
Przypadek czy przeznaczenie?
Trochę jej pozazdrościłam. Tej swobody, tego zawodowego rozwijania się. Ja na razie musiałam zostać w domu i jedynymi (aczkolwiek satysfakcjonującymi) ciekawymi zajęciami był spacery z małą blondyneczką.
Tak było i tego dnia. Do południa bawiłyśmy się razem w domu i na ogródku. Była piękna pogoda, więc spędzanie czasu na dworze dawało tylko ogromną radość. Zwłaszcza jej. Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Ciociu, ciociu! - Krzyczała radośnie. Cieniutki głosik dawał piękna melodię, gdy tylko się odezwała. - Daj piłę! Piłę! - Powtarzała śmiejąc się.
- No to łap! - Poturlałam po trawie.
Piłka odbiła się jej delikatnie od nóżek. Dziewczynka chciała się wycofać i w wyniku tego przewróciła się na pupę.
- I bęc ! - Zaśmiałam się.
Podniosłam ją i trzymając w ramionach, zakręciłam nas w kółko kilka razy. Potem jeszcze ją podrzuciłam. Jej śmiech dawał mi siłę, uśmiech dawał mi nadzieję.
W takich chwilach zastanawiałam się, jaka jest sprawiedliwość na tym świecie, że ta mała istotka straciła swoich rodziców.
Po południu wybrałyśmy się na zakupy spożywcze. Niby zwykła, codzienna czynność. Tym razem jednak znowu przyniosła mi wiele zmartwień i trosk. Przyniosła wiele niedomówień...
***
Tego dnia Majka miała dużo roboty. Jeden z zawodników nabawił się kontuzji, więc pomagała resovskiemu fizjoterapeucie. Potem dostała kilku zawodników i przyglądała się im podczas wysiłków wydolnościowych. W jej grupce znalazł się między innymi Kubiak z Bartmanem, wiec nie mogła narzekać na nudę.
Wciąż czuła na sobie wzrok Michała, co nie pozwalało jej się skupić na robocie. Fakt, lubiła go. Nawet bardzo. Zwłaszcza teraz, jak rzeczy sprzed roku się wyjaśniły, dawały jej nadzieję, że coś może się ułoży między nimi. I kto wie, może nie tylko przyjaźń?
- Kubiak - chciała go przywołać do porządku - skup się na ćwiczeniach.
- Ojej, no, cały czas tylko Kubiak to, Kubiak tamto. - Igła się skrzywił. - Może zajmij się też mną?
Czuła, ze oblewa się rumieńcem. Wiedziała, że Ignaczak jest wygadany, ale akurat teraz mógłby zamknąć jadaczkę.
- Tez chcesz wycisk? Mówisz masz! - I teraz zajęła się głównie nim, czego od razu pożałował. Po treningu praktycznie padł. Miał za swoje!
Dwie godziny minęły jak z bicza strzelił. Zrobiła jeszcze trochę papierkowej roboty i aż mnie zamurowało, kiedy wychodząc z gabinetu dostrzegłam siedzącego nieopodal na ławce Michała Kubiaka.
Co on, u licha...?
- Majka, w końcu. - Widząc ją wstał i uśmiechnął się od ucha do ucha. Boże, zabijcie mnie, po myślała Majka, zaraz zemdleję. On na mnie czekał? Na mnie?...
- Ty tutaj? - Starała się, by głos jej nie zadrżał. - A Bartmana gdzie zgubiłeś?
- Dzisiaj jest skazany na Ewelinkę. - Zaśmiał się ironicznie. Fakt ten chyba sprawił mu wiele satysfakcji. Dobry przyjaciel, nie ma co.
- A ty chcesz być na mnie skazany, mam rozumieć?
- Nie nazwałbym tego tak.
Przez chwilę niczym dzieci wpatrywali się sobie w oczy. Potem Ruda spuściła wzrok, niezwykle zawstydzona. Od kiedy zachowywała się jak przewrażliwiona dziewczynka?
- Chodź. - Założył sportową torbę na ramię i złapał ją za rękę. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wyszli z budynku. - Ładna pogoda, pospacerujemy?
Nie miała nic przeciwko. Ba, byłaby idiotką, gdyby miała! Sam Michał Kubiak trzymał z nią za rękę i uśmiechał się pod nosem idąc obok niej. Niczego innego nie pragnęła. Dostała więcej w jeden dzień, niż chciała.
Spacerowali bardzo długo po pobliskim parku, śmiejąc się, rozmawiając i zapominając o całym świecie wokół nich. Czuli się naprawdę dobrze w swoim towarzystwie.
- Ile będziesz miała te praktyki? - Zapytał Misiek.
- Miesiąc. - Powiedziała Majka. Jakoś już tak czuła, że chyba nie będzie chciała stąd wyjeżdżać. - No, już nie cały.
- Miesiąc... - Powtórzył niemalże szeptem i namyślił się chwilkę.
- Wiesz, Michał ... - Zaczęła, jednak w tym samym momencie zaczął mówić siatkarz.
- Maju...
Oboje się zaśmiali.
- Ty pierwszy mów.
Przystanęli i odwrócił ją w swoją stronę. Złapał jej dłonie w swoje i lekko pociągnął ją w swoją stronę.
- Może to zbyt banalne i cię nie poruszy, ale ... - Denerwował się. Nie przywykł do takich rozmów z dziewczynami. Nie był Bartmanem, który flirtował jak na zawołanie. Nie potrafił tak. - Chciałbym cię zaprosić na randkę. Kino, kolacja, co ty na to? - Zapytał z nadzieją w głosie.
Dziewczyna zaczęła się śmiać, co zbiło go z tropu. No tak, to było do przewidzenia. Wszystkie dziewczyny takie zawsze były. Na początku wszystko ok, ale wszystko stopowało na poziomie przyjaźni. To takie upokarzające...
- Dobra, rozumiem. - Wyrzucił z siebie, drapiąc się po czuprynie. Aż musiał odwrócić wzrok, by dziewczyna nie zobaczyła tego ogromnego rozczarowania.
- Michaś - położyła dłoń na jego policzku i odwróciła jego twarz w swoją stronę, by znowu na nią spojrzał - to nie tak. Jestem po prostu szczęśliwa. A śmieję się z tego, że sama chciałam to zaproponować.
W tym momencie w jego oczach pojawiły się iskierki, a pod nosem śliczny, kubiakowy uśmiech. A gdy Ruda cmoknęła go w policzek, normalnie odpłynął.
***
- Ciocia, kupisz miiiiiiiiii tooo? - Rzuciła przeciągle Amelka pokazując na palcem na półkę ze słodyczami.
Siedziała w wózku i mną dyrygowała. Stanowczo byłam zbyt uległa.
- Te cukierki? - Sięgnęłam po paczkę. Zadowolona skinęła głową. - Dobrze, ale już więcej nic nie kupuje ze słodyczy. Zobacz, ile tego wzięłaś. Kto to wszystko zje!
- Ja, wujek, ciocia, ciocia Maja i ten pan Misiek. - Wyliczała na paluszkach, oczywiście się przy tym gubiąc.- Sto osób! - Wyciągnęła obie ręce ku górze.
- Pokazujesz dziesięć paluszków.
- Dziesięć osób! - Poprawiła się.
- No dobrze, niech będzie. - Powiedziałam już dla świętego spokoju. - Ale teraz już idziemy kupić bułeczki i chleb, jeszcze coś na obiad... - Patrzyłam na swoją listę zakupów, jadąc powoli o przodu.
- Ciociu zobacz jaki wysoki pan! Zobacz! - Aż podskakiwała w wózku.
Musiałam spojrzeć, choć obawiałam się najgorszego. Oczywiście, moje przeczucia się sprawdziły.
Czarnowłosy siatkarz pchający wózek z zakupami przystanął i patrzył się to na mnie, to na zdziwioną jego wzrostem Amelkę. Koniec końców jego zielone tęczówki zawisły na wysokości moich oczu.
- Ola. - Powiedział.
Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nic powiedzieć. Momentalnie wróciły wszystkie wspomnienia. Dosłownie wszystkie. I niekoniecznie cieszyłam się z tego powodu.
- Zbyszku, cześć. - Uśmiechnęłam się słabo. Musiałam coś powiedzieć, nie mogłam przecież odwrócić się i uciec ze sklepu.
Milczał chwilę. Czyżby Zbigniew Bartman zapomniał języka w gębie.
- Miło cię spotkać, ale przepraszam, spieszymy się. - Uśmiechnęłam się na odchodne i chciałam go minąć, ale on wtedy złapał mnie za nadgarstek.
- Ola, nie. Poczekaj.... - Zmarszczył brwi. W jego oczach widziałam smutek i ból.
Zbyszku, dlaczego mi to robisz? Dlaczego pojawiasz się wtedy, kiedy wszystko się zaczyna układać?..
Wiedziałam, że tego spotkania naprawdę będę żałowała...
________________________________________________
Jeeest, udało się, jest w końcu dziewiątka. Udało się!
Co myślicie? Komentujcie, bym wiedziała, że jesteście, że czytacie! :)
Postaram się jeszcze dziś wrzucić kolejny. No, albo jutro. ZObaczymy, jak będzie z weną.
Buziaki! Miłej niedzieli :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz