poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 5. Gdy pojawia się słowo na "M' robi się niebezpiecznie.

Czułam się wspaniale, budząc się rano w ramionach mężczyzny. Wtulona w jego  silne ramiona czułam się naprawdę bezpiecznie, tak beztrosko. I mogłabym tak spać, leżeć, rozmyślać przez...
- O cholera!!!!!!! Poniedziałek! - Wrzasnęłam i aż podskoczyłam na łóżku. - Która godzina?! - Przeraziłam się nie na żarty.
- Ósma trzydzieści, skarbie. Śpij dalej.. - Zaspany Bartman pociągnął mnie z powrotem do siebie i przytulił.
- Przecież zajęcia mam od pół godziny! - Próbowałam się wygrzebać, jednak siatkarz mi na to nie pozwalał.
- Zanim się na nie zbierzesz, skończą się. Śpijmy...
Odwróciłam się na plecy i zmarszczyłam nos. Bartman zaczął bawić się kosmykami moich włosów. 
- Cholera, Majka też jest zajebista, mogła mnie obudzić! Frajerka jedna. - Syczałam zdenerwowana.
- Była tu jakoś o siódmej. - Poinformował siatkarz, a mnie zatkało. Skoro była to.. Masakra! Ale ma na mnie haka...
- Rozmawiałeś z nią?
- Nie. Myślała, że śpię. Widziałem tylko jak tu zajrzała, uśmiechnęła się pod nosem i potem chodziła po mieszkaniu chichocząc. - Zbyszek również wyglądał na rozbawionego mówiąc o tym.
No, super. Nie dość, że czuję się jak przyłapana na gorącym uczynku, olewam zajęcia, to jeszcze zachowanie Majki. Teraz będzie sobie wyobrażała Bóg wie co. 
  Siatkarz odwrócił się na bok, twarzą w moją stronę. Czułam jego dłoń na swoim nagim brzuchu. Delikatnie mnie masował.
- Odpręż się, raz cię nie będzie na zajęciach to świat się nie zawali. - Uśmiechnął się. 
  Gdy miałam już się odezwać,z  rezygnacją zamknęłam buzię. Bartman, ten głupek, miał rację. Chociaż raz odetchnę, chociaż raz psychicznie odpocznę...
- Swoją drogą, wiesz co jest najlepsze z rana? - Zapytał uśmiechając się szelmowsko.
- Co? - Odwróciłam twarz w jego stronę i spojrzałam na niego pytająco.
Doczekałam się odpowiedzi, ale nie takiej jakiej oczekiwałam. Zbyszek położył rękę na moim biodrze i odwrócił całe moje ciało w swoją stronę. Pocałował delikatnie i czekał na to, co zrobię.
- Zboczeniec. - Zaśmiałam się cicho i odwzajemniłam pocałunek.
Momentalnie przyciągnął mnie do siebie tak, że całe nasze ciała się stykały. I znowu, przeżywając istną rozkosz, oddałam się Zbyszkowi Bartmanowi. 

Z łóżka wyszliśmy dopiero o dziesiątej, więc miałam dokładnie godzinę do następnych zajęć, których nie mogłam już odpuścić. Zbyszkowi jednak nie spieszyło się za bardzo. Podczas gdy ja wzięłam szybki prysznic, on zrobił dwie kawy i czekał na mnie w kuchni przeglądając jakieś katowickie czasopismo.
- Mm, kawa z rana dobra jak śmietana. - Rzuciłam, napawając się zapachem czarnego napoju unoszącym się w powietrzu.
- Kawa? Seks z rana jak śmietana! - Zaśmiał się.
  Zmierzyłam go spojrzeniem. Puścił mi oczko i szelmowsko się uśmiechnął.
- Jesteś niemożliwy.
- Ja? To ty jesteś boginią seksu i w łóżku chyba nigdy z sił nie opadasz.
- Ej! - Kopnęłam go z całej siły pod stołem. - To ty  jesteś jakimś cholernym napaleńcem.
 Gdy miał już rzucić jakąś dobrą ripostą ktoś otworzył drzwi wejściowe.
Majka. Cholera, jak Zbyszek pójdzie, na pewno mnie o wszystko wypyta. Ma-sak-ra.
- Witajcie, witajcie śpiochy! - Krzyknęła radośnie. - I wagarowicze. - Dodała z nutką sarkazmu.
- Małpo, mogłaś mnie obudzić. - Burknęłam pod nosem.
- Oj tam, tak słodko spaliście, nie miałam serca.
Och, Majka, zaraz skocze ci oczy wydrapać!
- Dobra to może ja już pójdę. - Powiedział Bartman. Szybko dopił swoją przestygniętą już kawę. Wstał, i ku mojemu zaskoczeniu, podszedł i dał mi całusa w usta. - Pa kotek.
  I cóż ja mogłam? Jedynie oblałam się rumieńcem, a Majka ledwo powstrzymywała chichot.
- A właśnie, - odwrócił się  jeszcze w progu kuchni - popołudniu gramy na treningu waszego tutejszego klubu, może wpadniecie?
- W sumie to mamy wykła...- zaczęłam, ale moja przyjaciółka nie dała m skończyć.
- Pewnie, że będziemy! - Wtrąciła.
I gdy Bartman się uśmiechnął i wyszedł, ja już nie miałam nic do powiedzenia.
- Dobra. - Majka usiadła na przeciwko mnie. Przerażała mnie zawsze tą swoją miną detektywa. Albo po prostu wścibskiej baby. - Mów.
- Ale co? - Udawałam głupią.
- No, to że seks już był to wiem. Ale wy tak na poważnie czy co?
- Głupiaś. - Skrzywiłam się. Dla zwłoki upiłam trochę kawy z kubka. - To tak , hm, bez zobowiązań.
- "Bez zobowiązań", co?! - Zdzieliła mnie w głowę niezwykle poirytowana. - Boże, dlaczego tak bardzo nie chcesz spróbować, nie chcesz się zakochać?
  Zacisnęłam pięści. TO nie był ten czas. Nie ten czas, kiedy tak po prostu mogę zapomnieć o tym, co zrobił mi Tomasz. Ale Majka tego nie rozumiała.
- Wyjeżdżają w piątek. - Wstałam od stołu i posprzątałam brudne kubki.
- No to co?
- To, że po pierwsze nie wierzę w związki, a w związki na odległość to już w ogóle. - Burknęłam. - I nie przeszkadza mi to "bez zobowiązań"; ba, to jest dla mnie idealna sytuacja. Koniec tematu.

***
- Chłopie, ale się wkręciłeś. - Kubiak ciągle rechotał, gdy zmierzali w czwórkę na trening tutejszego klubu.- Normalnie pierwszy raz tak za jakąś laską latasz.
- Ale że co, na noc nie wróciłeś to zaliczona, nie? - Dopytywał Paweł.
- A co wy tacy zainteresowani? - Poirytował się Bartman. Miał dosyć tego wypytywania.
- No żebyś nam się czasem chłopie, nie zakochał, playboy`u jeden!
- Albo żeby ona czasem się nie zakochała... - Westchnął Cichy Pit.
Bartman kopnął w Bogu ducha winny kamyk.
- Dajcie spokój, to tylko seks bez zobowiązań.
- Ona o tym wie? - Zdziwił się Misiek.
- Ona to zaproponowała.
- Pierdole, związek idealny... - Namyślił się Kubi.
- A żebyś wiedział. - Bartman w końcu się uśmiechnął. - Normalnie chyba pokocham Katowice!
  Weszli właśnie na Nową halę i skierowali się do szatni. Od razu do nich podleciało kilka dziewczyn, jeszcze na korytarzu, prosząc o autografy.
- Ja tam w takie coś nie wierzę.- Powiedział Piotrek do Bartmana, jednocześnie podpisując się w zeszycie jednej ze studentek.
- Ale w co? - Zapytał ZB9.
- No w taki związek. Koniec końców jedno na pewno będzie cierpieć.
- Koniec końców, Piter, to wyjeżdżamy za pięć dni. I gwarantuję, w tak krótkim czasie nie idzie się zakochać. - Poklepał go po ramieniu i puścił mu oczko. Potem odszedł na bok zrobić selfie z kilkoma studentami.
- Mam nadzieję, że tak to się skończy... - Dodał szeptem już sam do siebie Nowakowski.

***
- Serio, kobieto?
Majka była na mnie wkurzona, kiedy zamiast na nową halę skierowałam się do budynku A. Jakoś chyba wolałam słuchać wykładu niż oglądać durnowatych siatkarzy.
- Tak, serio. - Powiedziałam stanowczo. Przecież nie mogła mnie tam zaciągnąć siłą!
- Przecież nie chodzisz na te wykłady.
- Tak, ale doszłam do wniosku, że choć raz warto się pojawić, by wiedzieć, kto w ogóle je prowadzi. - Wyjaśniłam szczerze.
- Akuratnie dzisiaj.
- Tak.
  I moja teoria, że siłą mnie tam nie zaciągnie, nie sprawdziła się. Ba, może nie zrobiła tego osobiście, ale to wszystko wyszło z jej inicjatywy.
Czekałam właśnie z kolegami z grupy przed aulą na wykład, który miał się zacząć za dziesięć minut, tak samo jak trening. I naprawdę, nie spodziewałam się tego, co się zdarzyło. Serio.
- Ola! - Na korytarzu rozległ się dobrze znany mi głos.
  Odwróciłam się naprawdę powoli, modląc się, by tak naprawdę tylko mi się to przesłyszało.
 Ta, nadzieja matka głupich, prawda?
  Nikt się nie odzywał, kiedy Bartman stanął obok nas. Znacznie przewyższał moich znajomych z grupy. Poza tym jego groźna mina nie pozwalała się nikomu odezwać ani słowem.
- Kotek, miałaś przyjść na trening. - To wcale nie było pytanie. To brzmiało jak rozkaz, serio!
 Wszyscy mierzyli spojrzeniami to jego, to mnie. A ja wprost nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Mam zajęcia.
- Obiecałaś.
- Tak? Kiedy?
- Serio mam powiedzieć na głos? - Uniósł brew.
Wiedziałam, co powiedziałby Zbigniew Bartman. Wprost pchało mu się na usta: "jak to kiedy? po porannym seksie!". Oczywiście, to byłoby niewybaczalne.
  Dla własnego bezpieczeństwa wzięłam go za nadgarstek i odciągnęłam na bok. Czułam na sobie zawistne spojrzenia innych dziewczyn, słyszałam już szepty. No cudowne...
- Posłuchaj, ja po prostu nie lubię oglądać jak ktoś gra... - Czy to było szczere wyznanie, nie wiem. Ale miałam nadzieję, że podziała.
- A pierdolisz.
 I nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, jakkolwiek się obronić, przerzucił mnie sobie przez ramię niczym piórko zaledwie. W drugiej ręce niósł moją torbę.
- Puść mnie! - Biłam go pięściami w plecy, co oczywiście pewnie mnie bardziej bolało aniżeli jego.- TO podchodzi pod uprowadzenie!
- Uprowadzenie? - Namyślił się. - W sumie... fajnie że mi ten pomysł podsunęłaś. Miałbym cię tylko i wyłącznie dla siebie, kiedy bym chciał. - I gdy klepnął mnie w pupę rechocząc pod nosem, doszłam do wniosku, że dalsze rzucanie się nie ma sensu. Pozwoliłam zatem, by mnie wniósł na trybuny, a sam zbiegł po schodach na zapełnioną już siatkarzami halę.
- A więc jednak. Jego słuchasz, mnie nie. - Majka udała obrażoną.
- "Słucham", co? Jakbyś nie widziała, przytachał mnie tu siłą. - Prychnęłam .
- I co, źle ci? Źle?
  Wydęłam usta i namyśliłam się. Czy było mi źle, że sam Zbigniew Bartman  mnie tu przyniósł? Nie. Że spędził ze mną noc? Też nie. Miałam jednak tylko dziwne przeczucia, że źle robię. Postanowiłam jednak nie zawracać sobie tym głowy.
  Trening, o dziwo, dało się oglądać. Najpierw porozgrzewali się, poćwiczyli ataki, zagrywki, taktykę. Nasz trener był naprawdę szczęśliwy, ze kadrowicze zgodzili się gościć na treningu. Wciąż tylko powtarzał: "uczcie się, debile, od mistrzów!". No a na sam koniec rozegrali mecz, ku zadowoleniu kibiców, którzy przyszli obejrzeć trening. I wtedy to się stało.
Zbigniew Bartman to zakichany dzieciak. No bo co się nie zrobi, żeby się popisać przed dziewczyną, nie? Idiota uderzał piłkę za piłką, spoglądając zaraz po tym, czy czasami tego nie przegapiłam. Pech chciał, że po n-tym ataku źle upadł na tą swoją niegdyś kontuzjowaną nogę i aż zaskowyczał z bólu.
A ja? W sumie musiałam przyznać, że przestraszyłam się nie na żarty. W końcu to poniekąd była moja wina.
- Cholera jasna. - Warknęłam. - Debil jakich mało! - Skwitowałam jego zachowanie i bez wahania zbiegłam po schodach na halę. Majka pobiegła tuż za mną.
 Kubiak z Nowakowskim pomogli mu dokuśtykać na ławeczkę, gdzie stałyśmy obydwie. Trener również podszedł, zaniepokojony kontuzją polskiego atakującego.
- Spoko - powiedział Bartman machając ręką - jak nazbyt przeciążę to trochę pobolewa, ale szybko przechodzi. - Starał się uspokoić wszystkich, choć odbierałam wrażenie, że chce uspokoić siebie samego.
 Widziałam po jego twarzy po oczach, że cierpi. Aż mnie ścisnęło za serce.
- Dobra, to nie pozostaje nam nic innego jak dokończyć ten mecz - powiedział trener - a ty pójdziesz po maść chłodzącą do mojego gabinetu. -  Wskazał na mnie.
Skinęłam głową i chciałam już ruszyć, kiedy Bartman złapał mnie za nadgarstek.
- Ona niech zostanie - poprosił - Majka, możesz się przejsć zamiast Oli?
  Ruda bez wahania się zgodziła, znowu chichocząc pod nosem. Chłopcy wrócili do treningu, no a ja usiadłam na ławce obok kontuzjowanego. Początkowo nie wiedziałam, co powiedzieć, zwłaszcza że siatkarz wciąż trzymał mnie za rękę. Po chwili splótł nasze palce ze sobą. Ten niewielki gest sprawił, że serce zabiło mi mocniej.
Cholera, Olka, co się z tobą dzieje, u licha?!
- I co, nie było tak źle, nie? - Zapytał, przerywając ciszę. - No wiesz, z treningiem.
- Nie było, do czasu aż nie zacząłeś się popisywać. - Burknęłam.
Spuściłam wzrok i spojrzałam na jego kolano. Już powoli siniało i puchło. No pięknie...
Bartman nagle przysunął się do mnie. Czułam jego oddech na swoim uchu.
- Miałem przed kim. - Mruknął , a ja miałam dreszcze na całym ciele. - I tym razem już nie pobiegam, więc proszę nie uciekaj mi.
  Akuratnie przyszła Majka, więc siatkarz się trochę ode mnie odsunął. Ruda wycisnęła sporą warstwę na jego kolano i wmasowała mu starannie, by idealnie się wchłonęło w kontuzjowany staw kolanowy.
 gdy trening się skończył, Nowakowski, Kubiak i Zati przejęli ofiarę losu i zaprowadzili do szatni, a my same powędrowałyśmy na kolejne, już obowiązkowe zajęcia.

***
Kolejne dni minęły bardzo szybko. Ośmielę się rzec, że AŻ ZA szybko. Czemu? Otóż, każdą wolną chwilę spędzałyśmy u siatkarzy. Na okienkach między zajęciami, po zajęciach. Wpadali też do nas, chyba dwie noce spędzili u nas w mieszkaniu. Nie mogę powiedzieć, że nie byłam zadowolona. Zbyszek dogadzał mi na wiele sposobów. Czasem się obawiałam, że za bardzo się stara, ale w sumie i tak miał wyjechać do domu w piątek, więc who cares
Zawsze, gdy mnie widział, w jego oczach widziałam iskierki. Po przebudzeniu, gdy spaliśmy razem, pod jego nosem pojawiał się czuły uśmiech. Zawsze rano robił mi kawę i już wiedział, że słodzę dwie czubate łyżeczki. Oczywiście wpadł na nasze zajęcia z masażu, był na dwóch wykładach i siedząc obok, rozbawiał mnie i nie mogłam się skupić na tym, co mówił prowadzący. Zawsze witał się ze mną i żegnał całusem w usta. Starał się być ze mną w czasie, kiedy nie mieli tych testów, na które się przecież zjawili.
W czwartek wieczorem zabrał mnie do Silesii City Center do kina. Było tak, jakbyśmy byli parą. I musiałam przyznać, że był to facet, który mi się nie znudził już po pierwszej randce. Za każdym razem mnie czymś zaskakiwał. Powodował, że płonęłam od środka. Przy nim nie rozpaczałam z powodu Tomasza, zapominałam o tym co mi zrobił.  I mimo że były to zaledwie dwa tygodnie, musiałam przyznać, że bardzo się do nich przywiązałyśmy. Że ja się przywiązałam do Zbigniewa Bartmana. 

Rozmawiając z Majką w czwartek późnym wieczorem, chroniłam się przed tym strasznym słowem na "M". Nie odważyłam się wypowiedzieć tego na głos. Przypominałam sobie wtedy swoją decyzję: "Bez zobowiązań". Zrezygnowana przekonywaniem mnie o mich uczuciach poszła spać, a ja cudem przeżyłam pierwszą noc od tygodnia spędzoną samotnie. Myślałam. Myślałam tak intensywnie, że wymyśliłam.
Gdy o siódmej rano wstałam z łóżka po nieprzespanej nocy, z podkrążonymi, przemęczonymi oczami, jedyne co zrobiłam sobie to kawę.
Mieli wyjechać koło 7:30. Zbyszek nie pytał, czy przyjdę, ale postanowiłam tam pójść. Powiedzieć mu do jakich konkluzji doszłam i zapytać, co on o tym sądzi.
Co sądzi o tym, co nas połączyło i czy cokolwiek nas połączyło.

Szkoda tylko, że koniec końców się z nim nie pożegnałam, czego nie żałuję. Dlaczego? Bo faceci jak zwykle okazali się być dupkami. 


___________________________________________________
O mój Boże, ale się rozpisałam! Miałam wenę, dlatego jeszcze dzisiaj kolejny rozdział :)
Ze specjalną dedykacją dla Anety E. (mojej "starej" czytelniczce - dzięki że wróciłaś! ) oraz Pauli J. (za to że też czytasz, choć nie komentujesz małpo).
Buziaki!






2 komentarze:

  1. Ale chyba nikomu nie przeszkadza, że się rozpisałaś ;p I dziękuję za dedykację :D
    Ciekawe co wymyśliła Olka :>
    Rozdział świetny i z niecierpliwością czekam na następny :D Niech wena Cię nie opuszcza.
    PS Teraz zauważyłam, że nie ma opcji dodawania komentarzy z anonima :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzieki za info, norma ze zapomnialam zmienic :O gapa ze mnie xd

      Usuń