Biegłam co sił w nogach, byleby tylko zdążyć nim odjadą. To Majka mnie poganiała, widząc jak się ubieram i to ona wypchnęła mnie z domu. Doskonale wiedziała, co czuję. Od samego początku. Dlatego biegłam. Chciałam rzucić mu się w silne ramiona, zapłakać na pożegnanie, machać mu z uśmiechem na twarzy i przeszklonymi oczami. I powiedzieć nie "żegnam" a "do zobaczenia, Zbyszku".
Nie mogłam tego wytłumaczyć nawet samej sobie, jak biegnąc starałam się uspokoić swoje szaleńczo bijące serce. A biło tak, jakby chciało wyskoczyć z piersi, wpakować się z nimi do samochodu i odjechać. Razem z Nim.Nie wiedziałam do końca co czuję. Nie, to nie była miłość na pewno. Zbyt wcześnie by powiedzieć kocham. Wiedziałam jednak, że jeśli nic nie zrobię, stracę faceta swojego życia. Stracę tego jedynego.
A przynajmniej tak myślałam, dopóki nie dobiegłam na parking przy akademikach..
Mijałam właśnie budynek kiedy ich zobaczyłam. Stali kilka metrów dalej, więc doskonale słyszałam, co mówili. O czym rozmawiali. O mnie. Dlatego też cofnęłam się za próg i na wszelki wypadek nasłuchiwałam.
- ... no nie mów, że chcesz na nią czekać. Pobzykałeś, wystarczy ci. - To był głos Zatorskiego.- Ta. Poza tym musimy mu się ściepać na tą stówę, wygrał zakład. - Dodał Kubiak zmarnowanym głosem. - Powiedz chociaż prawdę, ganiałeś tak za nią czy za kasą, co? - Zaśmiał się.
Moje serce momentalnie stanęło.
Zbyszek nie odpowiedział, zaśmiał się jedynie głośno.
Nie potrzebowałam nic więcej wiedzieć. Byłam zakładem. Byłam nic nie wartą dziewczyną. Znowu facet zabawił się moim kosztem. I znowu na moje własne życzenie....
***
Kubiak wyglądał na niesamowicie zdruzgotanego przegranym zakładem.- Musimy mu się ściepać na tą stówę, wygrał zakład. - Rzucił smutno.
Wszyscy się zaśmiali, nawet Bartman, choć od początku nie do końca było mu do śmiechu. Teraz jednak mina jego przyjaciela nie pozwoliła mu zachować powagi.
- Powiedz chociaż prawdę, ganiałeś tak za nią czy za kasą, co?
Bartman wpakował swoją torbę do bagażnika samochodu Pita. Westchnął głęboko. Sam nie do końca wiedział, czego oczekiwał. Moze i mógłby.... nie, to byłoby zbyt upokarzające. Zaśmiałaby mu się w twarz. Przecież sam się zgodził na seks bez zobowiązań i nic nie mógł więcej z tym zrobić.
- Nie wezmę od was żadnej kasy. - Powiedział. - Nie traktowałem jej jak kolejnego durnego zakładu.
- Tak jak myślałem. Za bardzo się starałeś jak na głupią stówkę. - Cichy Pit uśmiechnął wyszczerzył zęby.
- Cóż, trzeba przyznać, że łatwo nie było.- Ale za to było warto. - Dodał Zati.
- TO co zamierzasz?- Wprost zapytał Misiek. - No bo wiesz, w sumie, to ustatkować byś się już mógł...
Zbyszek się zaśmiał.
- Ocipieliście. Przecież ona mnie nie zechce tak na poważnie. Sama powiedziała, nawet podkreślała, "żadnych zobowiązań". - Bartman wyglądał na zasmuconego tym faktem.Nie mówił nie, ale nie był też pewny swoich uczuć. On wyjeżdżał, ona zostawała tutaj. Jaki sens jest to ciągnąć na odległość? A nawet jeśli był sens, to czy ona sama by chciała, czy Bartman by się tylko wygłupił?
- Niejedna przecież dałaby się za to zabić. - Misiek poklepał go po ramieniu.
- Jak widać nawet nie przyszła się pożegnać, więc chyba ona nie jest tą "niejedną". Bartman zerknął na zegarek. Minęło już dwadzieścia minut, odkąd mieli odjechać, więc szansa na to, ze przyjdzie, równała się zeru.
- Chodźcie, spadamy stąd. - Wsiadł do samochodu na miejsce obok kierowcy.
Pozostali również zajęli swoje miejsca. Piotrek, nim przekręcił kluczyk w stacyjce, spojrzał z troską na swojego przyjaciela.- Jesteś pewny? - Zapytał cicho.
I gdy Bartman pewnie skinął głową, odpalił silnik i odjechali.
***
Majka czekała w mieszkaniu popijając kawę. Gdy mnie zobaczyła od razu uśmiechnęła się od ucha do ucha i ciekawska, zaczęła wypytywać:
- I co? I jak? Co powiedział?! - Ekscytowała się.
Spoważniała dopiero wtedy, gdy dostrzegła moje zapuchnięte, przeszklone oczy i zobojętniałą minę.
- Nic nie powiedział.
- Jak to? Dlaczego?
- Nic nie powiedział, bo ja mu nic nie powiedziałam.- Rzuciłam, niby to obojętnie, choć w głębi serca czułam okropny, tępiący ból.
- Nie zdążyłaś? - Zdziwiła się. Od razu sięgnęła po telefon. - Czekaj no, zara ich z powrotem tu sprowadzę!...
- Nie, Majka! - Wyrwałam jej z dłoni telefon, by nie robiła takich głupstw. A miała je w zwyczaju, przyzwyczaiłam się. - Po prostu ja... Ja usłyszałam co nieco na mój temat.
- To znaczy?
- To, że byłam zakładem... - Najpierw smutna spuściłam głowę, a po chwili spłynęły łzy po moich policzkach. Znowu. A emocje targające mną dosłownie rozrywały mnie od środka. - Rozumiesz, Majka? Zabawił się mną. Znowu byłam zabawką. A ja... ja pierdole, jestem taka naiwna! Czy ja serio myślałam, że trafiłam na odpowiedniego? Że warto się postarać dla tego związku?! Kurwa mać! - Wrzasnęłam.
Ruda podeszła do mnie, chcąc mnie przytulić, ale stanowczo odepchnęłam jej dłonie. W takich chwilach nie chciałam pocieszenia, nie chciałam przytulania. Pragnęłam po prostu zostać sama.
- Ja... muszę to przemyśleć. Sama. - Powiedziałam.
Wyszłam z mieszkania ze złamanym sercem, które musiałam sobie jakoś w samotności pozszywać.
Wróciłam do domu jakoś po północy. Nie zdziwił mnie fakt, że Majka siedziała w kuchni i na mnie czekała. Gdy zadzwoniła do mnie popołudniu nie nalegała, żebym wróciła. Chciała się jedynie upewnić, że nic głupiego nie zrobiłam. No i pozwoliła mi pobyć trochę samej. Choć wiem, że strasznie się o mnie martwiła. Musiałam jednak to wszystko przetrawić, przemyśleć. Musiałam... pogodzić się z tym, że znowu zostałam potraktowana jak zabawka.
- Olu, tak mi przykro... - Przytuliła mnie, gdy tylko przekroczyłam próg kuchni.
Wtedy łzy wypłynęły z oczu. Znowu. Czy to się nigdy nie skończy? To płakanie przez złamane serce? Czy życie zawsze musi mi kłaść kłody pod nogi? Dlaczego po prostu nie mogę zaznać jakiegoś trwałego szczęścia?! Dlaczego... dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotyka?...
Nie wiem ile trwałyśmy w uścisku, jednak gdy mnie puściła, pozostały tylko zaschnięte łzy na policzkach i opuchnięte oczy.
***
- (...) I można rzec, że własnie tak skończyła się moja krótka przygoda z tym siatkarzem. - Opowiadam już po raz n-ty, jakaś zobojętniała na to wszystko.
Dziś mija równo dziesięć miesięcy odkąd ostatni raz go spotkałam. To już moja szósta wizyta u psychologa, na które przekonała mnie Majka. I nawet nie chodziło o potocznie złamane serce. Co noc muszę brać krople nasenne albo tabletki przeciwbólowe. Migreny są na porządku dziennym. Nie potrafię się skupić na studiach i choć w planach mam tylko ukończyć licencjat, nie wiem czy podołam.
- Myślę, że to już powinna Pani zostawić daleko za sobą. - Mój psycholog powtarzał mi to od pierwszej wizyty. Jakoś tak wyszło, że za każdym razem najpierw streszczam mu moje miłosne upadki, dopiero potem przechodzę do sedna sprawy.
- Wiem, Panie doktorze, - mówię - ale mam wrażenie, że to ma jakiś związek... nie. A moze i nie ma...
- Owszem, ma. W tej sytuacji, w jakiej się Pani znalazła, potrzebna jest stabilizacja. Pewność nie tylko dla Pani, ale i dla Amelki.
No właśnie, Amelka... Jest jeszcze ona. I to było kolejne zmartwienie na mojej obolałej głowie. Zbyt duży ciężar spadł na moje barki w jednej chwili. Stanowczo. Oczywiście ona nie jest problemem, nie! Kocham ją i w ogóle. Ale teraz... z nią wszystko się zmieniło. Muszę szybko ukończyć ten licencjat i stworzyć jej prawdziwy dom.
- Wiem, doktorze. Ona jest mała i nie rozumie. Za to ja mam wrażenie że sama sobie z tym nie poradzę.
- Jest Pani silna, wiec wszystko będzie w porządku. Jednak musi pani zaufać najpierw samej sobie, a dopiero potem mężczyźnie, który pokocha was dwie.
Jak zwykle, ma rację. Szkoda tylko, że jeszcze potrzebuję wielu wizyt, by sobie to do końca poukładać.
Dziękuję za dzisiejszą sesję i wychodzę, pełna rozterek i pytań, na które nikt nie jest w stanie mi odpowiedzieć.
Wszystko jest nie tak, jak być powinno. Wszystkie możliwe nieszczęścia spadły właśnie na mnie... no i na malutką Amelkę. Jak to dalej będzie, jak się ułoży i czy w ogóle się ułoży? Podołam czy potknę się gdzieś po drodze i już nie wstanę?
Tak bardzo chciałabym, by to było łatwiejsze...
_________________________________________
Hej Wam i dzień dobry! A właściwie, hm, dobry wieczór?
To już kolejny, już 6 rozdział ii... odważę się powiedzieć, że teraz rozpocznie się prawdziwa jazda, rozkręci się akcja i będzie się działo!
No bo.. kim jest Amelka? Czy to serio koniec z Bartmanem? Czy on really really ją tak po prostu olał? Jak to się dalej wszystko ułoży?!
Czytajcie dalej ! No i komentujcie <3
Buźka!
Czytam od poczatku. (wybacz, nie umiem komentować). Mam nadzieje, ze Amelka nie okaże sie ich córka, bo niestety noe bede dalej czytala. Wiem, dziwna jestem, ale nie bedzie mialo dla mnie to juz jako takiego sensu, i świetności, ktora towarzyszy kazdemu Twojemu opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńOczywiście, to tylko moje zdanie, Ty zrobisz jak masz zaplanowane. W każdym razie bardzo chcialabym dalej kontynuować czytanie, więc wiesz o co proszę. Obiecuję, ze na przyszlosc sie postaram i bede dodawala moje nieudolne komentarze.
Pozdrawiam, L.
Od razu uprzedzam, że nie bd komentować każdego rozdziału, gdyż przeważnie czytam go na komórce i niestety nie mam tam takich bajerów.. Ale pamiętaj, że czytam każdy post i czekam z wytęsknieniem na kolejny :)
OdpowiedzUsuńA zapewne mała Amelka to ich córka :D
pozdrawiam, Biedronka ;p
Pomieszałaś i to bardzo ;p Tego to się nie spodziewałam. Stawiam, że Amelia to córka Oli i Zbyszka ;)
OdpowiedzUsuńTak przy okazji, oglądasz Pretty Little Liars? Dedykuję po tym, że dodajesz zdjęcia Lucy Hale :> Albo może ja się mylę i znasz aktorkę z czegoś innego.
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :) Weny ♥