środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 2. Tak bardzo mam Cię gdzieś.

Moje życie chyba sobie ze mnie żartuje. I to wcale nie jest śmieszne.

Wiosenne, czwartkowe popołudnie mimo dobrej pogody, wcale nic dobrego nie wróżyło. Choć wszyscy dookoła pragnęli już mieć weekend, ja nie mogłam narzekać. Miałam przecież jedno z najlepszych zajęć, jakie mogą być na studiach fizjoterapii. Mianowicie: masaż. Któż nie chciałby być masowany przez dużą część zajęć, które trwały ponad dwie godziny? No właśnie, chyba każdy by chciał. A przynajmniej ja nie narzekałam, nawet jeśli to ja masowałam.
Cóż, aż do dzisiaj.
Majka oczywiście wyszła grubo za wcześnie, dalej piszcząc nieco już zachrypniętym głosem o tym swoim przyszłym mężulku. Biedny facet, myślałam, ale who cares?  Nobody! To ona była niewyżyta i to on miał problem, nie ja. 
Była już prawie piętnasta. Widok mojej osoby biegnącej pomiędzy blokami, ze sportową torbą na ramieniu, chyba już nikogo nie dziwił. W sumie gdybym nie przebrała się już w domu w "robocze" dresy i top, miałabym co najmniej piętnaście minut spóźnienia. A tak dobiegłam na starą halę już pięć po i doskonale znając drogę, nawet nie patrzyłam się przed siebie tylko zbiegłam po schodach. 
- O cholera! - Krzyknęłam, kiedy wpadłam na coś twardego i olbrzymiego.
Moją pierwszą myślą było, kto u licha postawił słup na środku korytarza i to tuż przed drzwiami. Dopiero gdy doszedł do mnie niski, męski głos, oniemiałam. 
- Chyba nie tylko ja jestem spóźniony. - Zaśmiał się podnosząc torbę z ziemi, która przy zderzeniu spadła mi z ramienia. Podał mi i dopiero wtedy na niego spojrzałam. 
Zielone oczy. Zielne, przeszywające na wskroś oczy i diabelsko cudowny uśmiech. 
Idź w cholerę kimkolwiek jesteś, pomyślałam poirytowana i mijając go, weszłam do salki od masażu a on za mną. 
- Panna Kowalik jak zwykle na czas. - Rzuciła z ironią prowadząca zajęcia. Może i miała swoje humorki, ale w sumie nic do niej nie miałam. - I miło, panie Zbigniewie, że raczył Pan zaszczycić nas swoją obecnością.
- Miałbym masaż przegapić? Nigdy w życiu! - Rzucił niezwykle zadowolony, nie zważając na rzuconą w jego stronę ironię.
Podczas gdy prowadząca wpisywała mnie na listę, rozejrzałam się po sali. Dziewczyny już masowały. Majka co rusz na mnie spoglądała zakochanym spojrzeniem i wyglądała tak, jakby od masowania jakiegoś kolejnego giganta znalazła się w siódmym niebie. Monika i Baśka też już kogoś miały. Zostałam w sumie tylko ja. I on.
Cóż, to o tym mówiła Majka od wczoraj. Ci cholerni siatkarze. Ale skąd, u licha, oni tutaj? Na masażu? 
Nie musiałam pytać, prowadząca sama mnie poinformowała. 
- Dzisiejsze zajęcia, Ola, będziecie masować i zdobywać praktykę. Ogólnie rzecz biorąc - mówiła - gościmy kilku siatkarzy z kadry, którzy są tu na testach sprawnościowych i wytrzymałościowych, na treningach i takie tam. - Okej, dobra. Rozumiem... - No i tak się złożyło, że chcą też masaż. 
Siatkarskie dupki, warknęłam w myślach, ledwo powstrzymując się od wypowiedzenia tego na głos. Zwłaszcza że babeczce od masażu chyba również się to niezbyt podobało. Naprawdę, w końcu coś nas łączy. O dziwo.
- Rozumiem, że panna Kowalik będzie dziś moją masażystką? - Jego podekscytowany głos przyprawił mnie o mdłości. 
  Prowadząca chrząknęła i widziałam, jak powstrzymuje się od śmiechu. Doskonale znała mój stosunek do mężczyzn. Nie trudno było tego nie zauważyć, kiedy od czasu do czasu musiałam masować kolegów z roku. 
- Cóż, chyba na twoje nieszczęście... - Szepnęła, choć doskonale ją usłyszałam. I siatkarz chyba też. 
- Uważam inaczej. - Powiedział, w ogóle się nie wahając. 
- Dobra, dobra. - Machnęła na nas ręką. - Idziecie do salki po drugiej stronie korytarza, bo tu już leżanek nie ma.
Nie kłóciłam się i nie protestowałam. Nie było sensu. 
Chcąc nie chcąc, poszłam do salki na drugim końcu korytarza, czując na swoich plecach wzrok czarnowłosego olbrzyma. To nie tak, że miałam coś przeciwko.... wiadomo, masować będę wielu, przeróżnych ludzi. Ale jeśli chodziło o tak bliskie kontakty z kimś takim…
Weszłam i odwróciłam się w jego stronę, zachowując się niezwykle profesjonalnie.
- Proszę zdjąć koszulkę i się położyć na kozetce.
- Zawsze jesteś taka oficjalna, Olu? - Rzucił, ale puściłam to mimo uszu.
 Na jego twarzy pojawił się taki dziwny uśmieszek. Uniosłam jedną brew, jednak pozostawiłam to bez komentarza.
Umyłam ręce w umywalce i akuratnie , kiedy wzięłam oliwkę i się odwróciłam, on stał tyłem i ściągał sportową koszulkę. Z ledwością powstrzymałam głębokie westchnienie na widok jego umięśnionego, nabitego ciałka.
Nie raz jeden oglądałam go w telewizji, bo Majka musiała widzieć każdy mecz. I widziałam, że jest niezły. Ale widzieć go w takim wydaniu, bez koszulki, w samych spodniach dresowych ukazujących jego kości biodrowe, z szelmowskim uśmiechem przyklejonym do twarzy.. było zbyt niecodzienne.
Dobra, studiujemy na AWFie. Widok takich ciał nie powinien być dla mnie… zaskakujący. A jednak..
Ostatni raz zmierzył mnie i położył się na leżance, a ja wzięłam się do roboty. Siatkarz spoglądał na mnie cały czas, od samego głaskania, przez rozcieranie , ugniatanie… nie spuszczał ze mnie wzroku i tylko raz po raz wzdychał, jak mu dobrze.
Pierniczę, zaraz go tak docisnę, że nie wstanie za te wszystkie teksty.

  Po skończonym masażu miałam fizycznie i psychicznie dosyć. Naprawdę. Marzyłam jedynie o tym, by pójść do domu, zdrzemnąć się i zapomnieć o tej całej szopce z siatkarzami na czele. 
Bartman (czy jak go tam zwał) postanowił jednak nie dać mi spokoju, o którym tak bardzo marzyłam. Gdy miałam odejść od leżanki złapał mnie za rękę i momentalnie mnie zamroziło. 
- CO tak krótko? - Podniósł lekko głowę. O mało a zaśmiałabym się głośno, widząc że na na tej buźce wyszedł mu czerwony odczyn od leżenia bez przerwy na jednej stronie twarzy. Nie mogłam jednak się śmiać, postanowiłam być maksymalnie a-społeczna by się po prostu odczepił. - Pomasuj jeszcze! - Prosił, a właściwie żądał. Miał facet tupet, nie ma co. 
- Masowałam pół godziny, starczy. Poza tym nawet mi za to nie płacą, więc żegnam. Nie odezwał się, jedynie wstał naburmuszony jak obrażone dziecko, a ja poszłam do umywalki umyć sobie ręce. Chyba zdziwiłby mnie fakt, jakbym nie czuła na sobie jego spojrzenia. DOprawdy, mógłby sobie już pójść.
- TO jak ci się mogę odwdzięczyć? - Zapytał gdy wycierałam sobie ręce.
- Nie trzeba.
- Nalegam. - Podszedł jeszcze bliżej. Stanowczo zbyt blisko. - Kawa?
- Nie pijam kaw.- Burknęłam i obeszłam go dookoła.
- No to coś innego. - Nie dawał za wygraną.
- Na coś innego jest za wcześnie. - Sięgnęłam po torbę i chciałam wyjść. Oczywiście, zatarasował mi drogę. Czego, u licha, on chciał?
- Może…
- Daj sobie spokój, mam chłopaka. - Rzuciłam rozdrażniona i w końcu ustąpił.


***
Wracali właśnie do swojego pokoju z kilkoma chłopakami z drużyny. Raz po raz ktoś podchodził do nich o autografy czy o zdjęcia, ale Zibi jakoś nie miał na to totalnie humoru.
- Boże, jaki jestem odprężony! - Kubiakowi wyraźnie się masaż podobał. - Coś ty taki niemrawy? - Misiek od razu zauważył ze z kolegą coś nie tak. - Masaż nie ten?
- Właśnie masaż był idealny. - Niby wszystko w porządku, ale na twarzy bruneta pojawił się krzywy uśmiech.
- Tak samo jak masażystka, nie?
 CO racja, to racja. Nawet gdyby na nią nie wpadł przed masażem, zwróciłby na nią uwagę. Była idealna. Wysoka, wysportowana sylwetka. Czekoladowe oczy i długie, brązowe włosy upięte wysoko w kucyk. I te duże, pełne usta. No a najważniejsze, ze nie zachowała się jak napalona nastolatka.
- Tak. Niedostępna i zajęta. - Burknął, jak mały obrażony chłopiec.
Kubiak zaszedł mu drogę.
- No nie wierzę, Bartman tak łatwo się poddaje?
Poddać się? O nie. Ale zazwyczaj laski wyrywał z taką łatwością. Ona to co innego.
- Kpisz, debilu? Zbyszek Bartman nigdy się nie poddaje. I Zbyszkowi Bartmanowi nigdy się nie odmawia.

***

- I jak było? - zapytała ruda.
Wróciłyśmy własnie po zajęciach do mieszkania. To było do przewidzenia, że Majka nie odpuści i będzie o tym bez przerwy gadała. Zwłaszcza że sama wygląda tak, jakby przed chwilą cud się zdarzył. Albo wygrała co najmniej milion w totka.
- U ciebie widzę cudownie. - Rzuciłam, nieco z sarkazmem.
- No przecież, Misiek jest taki zabawny, taki cudowny... - Bujała w obłokach jak nienormalna.
  Aktorsko wywróciłam oczami, czego na szczęście moja przyjaciółka nie zauważyła.
- No.. zapewne, nie śmiem wątpić.
- Nawet wziął ode mnie numer! - Ekscytowała się. - Powiedział, że musimy skoczyć ekipą na jakąś imprezkę czy coś.
  Prawie zwymiotowałam. Jeszcze by tego brakowało, żeby zwerbowała mnie do tego cholernego, siatkarskiego grona.
Milczałam, a ruda mierzyła mnie wzrokiem. Zapewne starała się wybadać, co jest ze mną nie tak.
- A jak z Bartmanem? - Wiedziałam. Nie wytrzymała.
- To ten, którego masowałam? - Udawałam, że niekoniecznie wiem, o kim mówi.
Majka się skrzywiła. - Tak, właśnie ten. Wysoki, nieziemsko przystojny. Chodzący bóg seksu. Kojarzysz?-  Spiorunowałam ją spojrzeniem za te epitety. - No to jak, fajny?
- Boże, daj mi spokój. - Westchnęłam głęboko i chciałam zakończyć temat. Ona jednak nie wyglądała na osobę, która daje sobie spokój w tym właśnie momencie, więc dodałam - nie mój typ.
- No tak, racja. Twój typ to Tomasz. - Burknęła poirytowana.
  Przesadziła. Ale nie miałam jej tego za złe. Jedynie głośno westchnęłam. 
- Nie chodzi o to, dobrze wiesz.. - Odwróciłam spojrzenie i zmrużyłam powieki, by powstrzymać płacz.- Ja się po prostu boję, cholera... Nie chcę być znowu zabawką, a każda inna próba chodzenia z chłopakiem wiesz jak się kończyła.
Majka stanęła przede mną i położyła mi dłonie na ramionach. Spoglądała mi prosto w oczy. 

- Ale nikt nie mówi o chodzeniu, laska. Oni za tydzień wyjeżdżają. Nie chcesz się po prostu zabawić? Nie brakuje ci czyjejś bliskości? - Sugerowała,
a nie namawiała. 
- Brakuje, no ale.. 
- No więc właśnie. Skoro ten frajer ciebie wykorzystał, to może teraz.... hm, ty kogoś wykorzystasz?
- Boże, Majka! - Wrzasnęłam, kiedy to zaproponowała.
Przyjaciółka zaśmiała się głośno. Otworzyła lodówkę i wyciągnęła dwa schłodzone piwa. Podała mi jedno, już otwarte i poszłyśmy usiąść na balkon.
- No wiesz co mam na myśli.. - śmiała się dalej nawiązując dalej do siatkarza - no bo wiesz, to jest sam Zbigniew Bartman! Nie jedna chciałaby być na twoim miejscu.
- Niby tak, ale wiesz.. dałam mu chyba jasno do zrozumienia, że mam go głęboko w dupie. 

- Jejciu, no to co. Na pewno go jeszcze do siebie przekonasz.
- Zabawne! Niby kiedy? 


Żałowałam, że zapytałam. Dostałam odpowiedź bardzo szybko, bo już następnego dnia, po zajęciach. Majka najpierw rozmawiała z kimś przez telefon, potem zaczęła podskakiwać i piszczeć z radości, a potem przybiegła do mnie do pokoju. 

- Nie, ja tam nie idę. - Syknęłam do Majki , gdy powiedziała o co chodzi.
- Boże no, zrób to dla mnie! - Błagała. Lada moment, a rzuci się na kolana.
- Chcesz to idź.- Obojętnie wzruszyłam ramionami i odwróciłam spojrzenie. Przyjaciółka patrzyła już na mnie tym swoim wzrokiem, z tą miną bezbronnego, smutnego psa, a wtedy trudno mi jej odmówić.- TO ciebie Kubiak zaprosił.
- Powiedział, że mam cię zabrać. Poza tym Baśka i Monia tez idą.
- No to masz towarzystwo.
- Boże, laska. Ogarnij się. Masz szansę naprostować to, co spieprzyłaś na masażu.
 Na samą myśl o tym, co zaszło w salce do masażu aż mnie mdliło. Poza tym nie chciałam mu dac tej cholernej satysfakcji, kiedy odkryje, że kłamałam. Przecież żadna dziewczyna nie spędza samotnie piątkowego wieczoru jeśli ma chłopaka…
Koniec końców po drugim piwie z kolei zgodziłam się i w ten sposób powędrowałysmy z powrotem na uczelniany kampus, do hotelu AWF. Jak zawsze w piątkowe wieczory, teren świecił pustkami. Wszyscy, którzy mieszkali daleko, wracali na weekend do domów. Sama zaczynałam żałowac, że nie wróciłam…

I gdy stanęłyśmy przed pokojem numer sto szesnaście, poczułam jak żołądek podchodzi mi do gardła.


_____________________________________________________
Hej hej hej! :)
I tak o to jest kolejny rozdział. Wolne jest, więc pewnie szybciej wrzucę kolejny. 
Mam nadzieję, że się podoba!
Buźka!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz