czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 3. Nie tak łatwo mnie zdobędziesz.

Gdy stanęłyśmy przed pokojem numer sto szesnaście, poczułam jak żołądek podchodzi mi do gardła.
Majka zapukała i drzwi otworzyły się niemalże natychmiastowo.
- Dziewczyny, wchodźcie, wchodźcie! - Kubiak wyraźnie już był lekko na bani. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. A widok ubranej w obcisłą, czarną sukienkę Majki nie pozwalała mu spuścić z niej spojrzenia.
 Pokój nie należał do małych, typowo akademickich. Jak na dwuosobowy pokój mieściło się w nim dużo niewymiarowych facetów, którzy na cholere przyjechali na nasz AWF na jakieś badania. Baśka i Monia już siedziały i popijały piwa, a w ich towarzystwie prócz Kubiaka był niejaki Zatorski i Nowakowski. W sumie jedni z najmłodszych kadrowiczów.
No i nie mogłam oczywiście pominąć , o dziwo zadowolonego moim widokiem, Zbgniewa Bartmana. I tylko czekałam na jakiś marny komentarz z jego strony.
- Nie spędzasz piątkowego wieczoru z chłopakiem? - Rzucił. A nie mówiłam?
- “Chłopakiem”? - Zdziwiła się Majka. Tak, mogłam się tego po niej spodziewać. - Przecież ona nie ma chłopaka.
Musiałam z tego jakoś wybrnąć.
- Mówie tak zawsze, jak chcę kogoś spławić. - Zadowolona ze swojej riposty usiadłam na jednym z łóżek i podziwiałam rzednącą minę Bartmana.
Lekko uniosłam kąciki ust. Nie chciałam go urazić, chciałam się z nim tylko podroczyć.
 On jedynie tylko na mnie spojrzał, a potem upił kilka łyków swojego Tyskiego. Powoli zaczynałam wierzyć w to, że spławiłam go na dobre już w salce od masażu i Majka się myliła, że dalej mogę coś z tym zrobić. I na co ja się tak stroiłam?

- Wiecie, proponuje trochę grzecznie popić w pokoju i uderzyć do jakiegoś klubu. - Zatorski klasnął w dłonie. Cóż za błyskotliwy pomysł.
- W sumie, czemu nie. - Monika, która była wyraźnie nim zainteresowana, zgodziła się z nim. - Rzut beretem jest Pomarańcza, często tam chodzimy.
Boże, tylko nie tam…
- Myślicie, ze to dobry pomysł?... - Rzucił cicho Nowakowski. - No bo, tyle ludzi i my tam...
- Chłopie, jesteśmy sławni, pogódź się z tym. - Bartman poklepał go po ramieniu, choć to wcale nie uspokoiło Cichego Pita. - Poza tym - dodał Kubiak - nie idziemy sami. - Miał na myśli w sumie głównie siebie i Majkę (nie trzeba być strasznie błyskotliwym, żeby zrozumieć, że się świetnie dogadują), ale wszyscy mu zgodnie przytaknęli.
- Co myślisz, Alex? - Zapytała mnie ruda. No w końcu ktoś zauważył, że na ten pomysł się krzywię.
- No... - zawiesiłam się na moment. Wszyscy na mnie spoglądali wyczekująco, jakby od tego zależało co najmniej życie prezydenta. - No... Sama nie wiem. Najwyżej wy skoczycie do Pomki, ja do mieszkania naszego.
- Nie ma mowy! - Wtrącił od razu nie kto inny, jak Kubiak, i w sumie klamka zapadła.
Jedyne, co mogłam zrobić to głęboko westchnąć i wypić chociaż dwa piwa przed zawitaniem do klubu.

***
Nie mógł oderwać od niej spojrzenia, gdy razem z Majką weszły do pokoju. Wyglądała cholernie seksownie. Gdyby mógł, wyciągnąłby ją do jakiegoś wolnego pokoju bez zastanowienia i z pewnością zdarłby z niej te ciuszki. Ale to niestety nie wchodziło w grę. Przecież wyraxnie dała mu kosza. Jemu, samemu Bartmanowi. Ale dla własnego dobra po prostu starał się na nią nie patrzeć, co naprawdę graniczyło z niemożliwym.
- Nie ma mowy! - Kubiak aż podskoczył na łóżku, gdy Olka oświadczyła, że nie pójdzie do Pomarańczy. Sam chciał się odezwać, ale jak by to wyglądało? Najważniejsze, że Olka się nie kłóciła, jedynie głęboko westchnęła. A to oznaczało jedno: był coś winny Michałowi Kubiakowi. Siedzieli i napełniali się procentami, rozmawiając i śmiejąc się. Gdy wybiła dwudziesta druga zebrali się i w dobrych humorach ruszyli do pobliskiego klubu. Już na ulicy inni młodzi ludzie pokazywali na siatkarzy palcami, machali i uśmiechali się. Wiadomo, jak to powiedział Bartman "jesteśmy sławni, przyzwyczajaj się!". Cóż, Cichemu Pitowi niekoniecznie to odpowiadało... ale przynajmniej weszli do klubu poza kolejką i otrzymali (choć nie prosili!) jedną lożę VIP.
Napili się jeszcze po jednym piwie i już każdy się świetnie bawił, nawet niepewna całej tej sytuacji Alex. Siedziała teraz między Majką a Bartmanem. Stanowczo zbyt blisko jednego z nich. Aż ją mrowiło, żeby rzucić się na Bartmana. Wyglądał przecież jak ósmy cud świata w tych cieniowanych jeans`ach, białej bluzce i narzuconej na to błękitnej koszuli, rozpiętej, z podwiniętymi rękawami. I gdyby to był sam wygląd, Olka może jakoś potrafiłaby się opanować. Ale on jeszcze jak na złość raz po raz ocierał swoim udem o jej, albo niby to przez przypadek ręką jej dotykał po nagim udzie. Dziewczyna wtedy miała ciarki, jego dotyk był aż nazbyt elektryzujący.
- Michaś, chodź, zatańczymy w końcu! - Majka przekrzyczała głośny bit. Nie musiała dwa razy powtarzać, siatkarz od razu wstał i łapiąc ją za rękę poszli na parkiet.
Olka obserwowała idącą wgłąb sali parę, kiedy usłyszała głos samego Bartmana.
- A ty dasz się wyrwać na parkiet?

***
 Nie, ja nie tańczę. Nie, noga mnie boli. Nie, nie czuję się dobrze. Te i inne pomysły na to, jak z tego wybrnąć, kłębiły się w mojej głowie przez pierwszych kilka sekund, kiedy Zbyszek zadał to pytanie. Ale w sumie, czemu nie? Tomasza na szczęście jeszcze nie widziałam, może go tu nie ma. Może więc to czas, by się w końcu dobrze bawić?
Bez słowa wstałam, czując na sobie wzrok siatkarza. Myślał, że odmówię? Że idę bez niego? Cóż, naprawdę zdziwił się, gdy chwyciłam jego dużą dłoń i pociągnęłam na parkiet. Na samym środku, między ludźmi, przybliżyłam się do niego i rzuciłam mu ręce na ramiona. Całe szczęście, że miałąm dzisiaj naprawdę wysokie obcasy, bo taniec z tym gigantem byłby naprawdę dużym wyzwaniem. I nie pomogłoby chyba nawet to, że sama jestem całkiem wysoka.
- Mam nadzieję - szepnęłam mu do ucha - że umiesz tańczyć.
Spojrzałam mu głęboko w oczy i zobaczyłam iskierki. Kąciki jego ust uniosły się lekko. Bartmanowe dłonie spoczęły na moich biodrach i czułam, jak przyciągają mnie mocniej do jego ciała. Wiedziałam, co zrobić, by mu się spodobać jeszcze bardziej. Ponętnie pokręciłam biodrami, zerknęłam na niego zaledwie i przygryzłam wargę. Te banalne gesty sprawiły, że był już mój.
- Kusisz. - Mruknął mi do ucha. Czułam, jak dłoń kładzie mi na karku, po chwili bawi się moimi włosami. - Może z tym mieszkaniem nie był zły pomysł, zabrałbym się z tobą.. - Oho, Panie Bartman, robi się Pan co raz bardziej odważny.
 Kołysaliśmy się powoli, choć muzyka była szybka. Odgarnął mi włosy z ramienia i czułam, jak składa na mojej szyi słodkie pocałunki, zmierzając ku górze. I gdy już miał mnie pocałować w usta, położyłam mu palec na wargach i słodko się uśmiechnęłam.
- Nie bądź taki szybki, Bartman. - Znowu szepnęłam i ugryzłam płatek jego ucha. - Tak łatwo mnie nie zdobędziesz.
Nie tańczyliśmy w sumie długo. Dlaczego? Bo spełniły się moje najgorsze przypuszczenia. No nie było piątku, żeby Tomasz nie zawitał do Pomarańczy. Tak było i tej nocy. Zjawił się i to tuż obok nas. Ledwo powstrzymałam się przed podejściem do niego i strzeleniem mu w twarz za to, że prawie mnie zabił tym cholernym samochodem. Na szczęście powstrzymałam się i zamiast tego bez słowa poszłam do naszej loży, a Bartman, zdezorientowany całą sytuacją, za mną. Najpierw dopiłam piwo Majki, potem poszłam jeszcze po drinka. Dziewczynom niekoniecznie się to podobało, ale w sumie nie miały nic do gadania. A to, że potem musieli mnie zanieść do mieszkania, to już swoją drogą.

Gdy rano się obudziłam, towarzyszył mi ogromny ból głowy i cholerny światłowstręt. Ale Majka oczywiście musiała wparować do mojego pokoju o dziesiątej rano i podciągnąć rolety. Zawsze tak robi, kiedy zrobię coś głupiego i chce mi tym samym wymierzyć karę. - Cholera, Majka.. - Syknęłam do niej nakrywając głowę kołdrą.
- Wstawaj, a nie! Trzeba było się tak wczoraj nie narąbać! - Chwyciła kołdrę i ściągnęła ją ze mnie, prosto na podłogę. - Nie ma obijania się!
- A dajże mi święty spokój!
- Wstawaj, kretynko, zaraz wychodzimy! Weź się ogarnij ! - Wrzeszczała jak głupia, a mi głowa puchła. Idiotka! - Jesteś coś winna chłopakom, więc wstawaj!
- Winna? - Prychnęłam. - Kpisz czy o drogę pytasz? - Nie pamiętasz, jak wczoraj wracaliśmy z klubu? - Zapytała. Widziałam, jak z ledwością powstrzymuje ironiczny śmiech. Zaprzeczyłam, rzecz jasna, żeby się czegokolwiek dowiedzieć. - No tak, w końcu byłaś najebana jak świnia...
- Daruj sobie. - Warknęłam. - Co zrobiłam?
  Otworzyła moją szafę i przegrzebała mi wszystkie ubrania. W końcu rzuciła we mnie granatowe spodnie.
- Nie no wiesz... w sumie ... - Teraz rzuciła mi na łóżko biały top i dalej grzebała w ubraniach - najpierw wrzeszczałaś na całe Katowice, ze Pomarańcza jest do dupy i nigdy tam nie wrócisz. - O matko?... - A potem już na Mikołowskiej wrzeszczałaś, że masz w dupie siatkarzy i że maja cię zostawić w spokoju, bo są przerośniętymi fajerami i takie tam.
- Serio?.. - Westchnęłam.
- Tak, serio.
I chcąc, nie chcąc, musiałam chyba iść ich przeprosić, nie?..

___________________________________________________________________________
hej, hej ! :)
I tak o to, jest kolejny rozdział. Cóż, siadłam, pisałam i wypociłam. Podoba się???
Pozdrawiam serdecznie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz