niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 10. Nie zawsze warto się spieszyć...

- Miło cię spotkać, ale przepraszam, spieszymy się. - Uśmiechnęłam się na odchodne i chciałam go minąć, ale on wtedy złapał mnie za nadgarstek.
- Ola, nie. Poczekaj.... - Zmarszczył brwi. W jego oczach widziałam smutek i ból.
Zbyszku, dlaczego mi to robisz? Dlaczego pojawiasz się wtedy, kiedy wszystko się zaczyna układać?..


- Zbyszku! - Krzyknął ktoś.
Od razu wyrwałam rękę z jego uścisku i odsunęłam się na bezpieczną odległość. Wtedy podeszła ta wysoka blondyna wyglądająca niczym top modelka i zawiesiła się mu na ramieniu. - Miśku, chodźmy już do ciebie. - Mruknęła do niego jakby nie zauważając mojej obecności. To było niesamowicie niezręczne.
- To my już pójdziemy.. - szepnęłam i chciałam odejść. Jak się obawiałam, Zbyszek tak łatwo mi nie pozwolił.
- Nie no, Ola, poczekaj. - Poprosił siatkarz.
Niechętnie przystanęłam.
- A kto to jest? - Zapytała blondyna.
- Ewelina, poznaj moją... znajomą z Katowic. Ola, to Ewelina. - Przedstawił nas sobie. Podałam rękę, choć ona niechętnie się przywitała.
- Dziewczyna Zbyszka. - Dodała sama.
- A to jest...  - Zbyszek skinął na małą.
- Amelka. - Przestawiłam dziewczynkę.
- Tak, właśnie. - Chrząknął czarnowłosy. - Amelka. - Powtórzył.
- Mogą oni też przyjść na mój piknik? - Zapytała. Jej uroczy głosik ścisnął moje serce, choć był naprawdę tragiczny. - Wtedy już będzie sto osób, prawda?
- Może kiedyś... - Westchnęłam.
- No właśnie, może kiedyś. - Potwierdziła Ewelina. Wciąż mierzyła mnie wzrokiem, chcąc mnie chyba zabić.
Dobrze że wzrok nie zabija, bo chyba byłabym już trupem...
- Nie, przyjdziemy! - Bartman wyglądał na naprawdę zdeterminowanego.
On u mnie w domu? Co?... Aż moje serce stanęło.
Kucnął przy Amelce i uśmiechnął się. - TO co, kiedy masz ten piknik?
 No nie wierzę, Bartman! Serio?
Spojrzała na mnie pytająco. - No nie wiem kiedy, zobaczymy. Odezwiemy się.
- Jutro! - Krzyknęła radośnie. - Ciocia Maja będzie, wujek Marcin będzie, wszyscy będą!
- No tak, sobota.. - westchnęłam zrezygnowana.
- Wiesz, nie będziemy się narzucać - wciąż mówił do Amelki - jakby coś to ciocia Ola ma mój numer. - Wstał i spojrzał na mnie ostatni raz. W zielonych oczach naprawdę widziałam nadzieję na ten telefon. - No to cześć.
- Cześć. - Odpowiedziałam i patrzyłam, jak idą w stronę kas. 


  Po zakupach wróciłyśmy do domu. Marcina jeszcze nie było; dzwonił, że wróci późno wieczorem. Doskonale wiedziałam, że wcale nie z powodu pracy, ale nie miałam mu tego za złe. Dobrze wiedziałam, w co się pakuję.
Po kolacji oglądałyśmy razem z Amelką filmy animowane. Dziewczynka przytuliła się do mnie i już pod koniec filmu patrzyłam, jak zasypia. Nie chciałam, by się męczyła, więc zaniosłam ją na górę do pokoju.
- Ciocia jutro piknik?... - Zapytała już praktycznie śpiąc.
- Tak, skarbie. - Pogłaskałam ją po głowie i czule pocałowałam w czoło. - Musisz się więc wyspać.
- Ale przyjedzie ten duży pan? - Zapytała. Błękitne oczka błyszczały. - Bez ten pani, bo jej nie lubię. 

  Przełknęłam ślinę. Cóż, coś mnie z małą łączyło. Nie znałam Eweliny, ale niekoniecznie się z nimi polubię. 
- Śpij już. Dobrej nocki.
  Ona zasnęła niemalże natychmiastowo, a ja miałam kolejną, bezsenną noc. 


Sobota. Pogoda od wschodu słońca była niesamowita. Siedziałam na tarasie i piłam kawę, jak głupia wpatrując się w telefon.
Zbyszek. Żartowałeś wczoraj z tym telefonem, czy naprawdę oczekujesz, że cię to zaproszę? Ciebie i tą całą Ewelinę. Po co miałabym się tak męczyć? Z drugiej jednak strony wpadłam już na niego dwa razy odkąd tu jestem. Dwa razy za dużo. I na tych dwóch razach na pewno się nie skończy. Może więc lepiej jakoś się pogodzić i normalnie się ze sobą kolegować?
Zakładając, że się da.
Zadzwoniłam najpierw do Majki, zapytać, czy aby na pewno dzisiaj będzie. Oczywiście, zgodziła się. Zapowiedziała również, że przyjedzie z Michałem. To już jest jakaś nowość, naprawdę. Czyżby mnie coś ominęło? Zwłaszcza, że brzmiała naprawdę radośnie choć jest dopiero dziewiąta rano. 

Czekała nas wieczorem poważna rozmowa. Zanim jednak to nastąpi, musiałam podjąć ważną decyzję. Czułam, jak moje ciało drży, gdy mam wcisnąć zieloną słuchawkę i do niego zadzwonić.
- Dobra, ogarnij się. - Nacisnęłam.
Nim jednak usłyszałam sygnał połączenia, rozłączyłam się. Cóż, zadzwonić chyba nie dam rady....


***
Z przyjemnego snu wyrwał ją głośny dźwięk dzwoniącego telefonu. Niechętnie, ale sięgnęła po komórkę.
- Kto dzwoni?... - Zaspany głos siatkarza przywrócił ją do cudownej rzeczywistości.
Michał Kubiak u niej w łóżku w sobotni poranek. Czego chcieć więcej?... Spędził z nią noc. Do niczego nie doszło, Kubiak był zbyt delikatny i ostrożny. Totalne przeciwieństwo porywczego Bartmana. Ale Ruda nie narzekała. Podobała jej się ta troska siatkarza. Jej samej w zupełności wystarczało, że miała się do kogo przytulić w nocy. 

- Ola. Odbiorę. - Nacisnęłam zieloną słuchawkę. - No cześć Mysza.
- No cześć. - Usłyszała głos przyjaciółki. - Masz dzisiaj czas, prawda? 

    Majka namyśliła się chwilę i spojrzała na bawiącego się jej włosami Kubiaka.
- No mam czas, mam. - Powiedziała ruda. Michał zrobił obrażoną minę. Pewnie spodziewał się, że wolną sobotę spędzą razem. 

- Robimy piknik, także Amelka zaprasza. 
- A mogłabym wpaść z kimś? - Zapytała, spoglądając w jego wesołe oczy.
- Niech zgadnę: Kubiak? - Ola zaśmiała się. 

Siatkarz podniósł się. Skoro przyjaciółka Majki wiedziała, o kogo chodzi, to na pewno o nim rozmawiały wcześniej. Aż mu się cieplej na sercu zrobiło, zwłaszcza jak Ruda jeszcze oblała się uroczym rumieńcem. 
- Tak, on. - Potwierdziła. Wtedy Kubiak odgarnął jej włosy do tyłu i muskał ją delikatnie po szyi, po obojczyku...
Próbowała go odepchnąć, bo ją rozpraszał. Nic z tego. W końcu zaczęła chichotać.
- No dobra, spoko. A coś ty taka radosna o dziewiątej rano? - Dopytywała się Aleksandra.
- Powiedzmy, że miałam fajny sen.
- Hmm. to rozkoszuj się dalej tym "fajnym snem" - zironizowała rozmówczyni, doskonale wiedząc, co się święci - i widzę was u siebie koło szesnastej. 

- No dobra, pa. - Rozłączyła się szybko.
Telefon wylądował gdzieś w pościeli, bo Kubiak natychmiastowo wpił się w jej usta. Całował ją namiętnie i z pasją, pieszcząc ją rękami po całym ciele. 

- Michaś.. - Wysapała między kolejnymi pocałunkami.
- No co...

- To. - Przerzuciła go na plecy i teraz to ona znalazła się nad nim. Siadła na nim okrakiem i palcem rysowała coś po nagim torsie. - Jesteś mój.
- A ty już moja.
  Aż jej żołądek do gardła podszedł na te słowa. Kto by pomyślał, Michał Kubiak...  Zadrżała, jak jego duża dłoń spoczęła na jej policzku. Intensywnie wpatrywał się w jej oczy. - Jesteś taka piękna. - Szepnął , zupełnie szczerze. - Zabawna. Szalona. Miła. Kochana. Wygadana. - Wyliczał jeszcze więcej jej zalet i prawił komplementy.- Dziewczyna ideał. 

- Przestań. 
- Żałowałem cały rok, że tak po prostu odjechałem. 
- A ja żałowałam, że cię nie zatrzymałam... - Westchnęła ruda. 
  Podniósł się. Ruda z niego zeszła i usiadła obok niego.
- Zapomnijmy o tych miesiącach. - Zaproponował patrząc jej głęboko w oczy. Z nadzieją. - Spotykajmy się. Może między nami wyjdzie coś większego. Jeśli chcesz...

- Chcę! - Powiedziała natychmiast. - Chcę tego, odkąd cię tylko spotkałam pierwszy raz, w Katowicach. 
  I gdy znowu ją delikatnie pocałował, już w ogóle nie przejmowała się tym, że za niecały miesiąc wraca do Katowic.... 

***
Od godziny siódmej Bartman siedział jak na szpilkach. Całą noc nie mógł zasnąć. Zastanawiał się, czy Ola zadzwoni czy też nie. I jeśli miała zamiar to zrobić, na pewno będzie to z samego rana. 

Gdy jakoś przed dziewiątą wstała Ewelina, nawet tego nie zauważył. Jak zwykle podeszła, pocałowała go na dzień dobry. Wiedziała, że coś jest nie tak. Specjalnie wyszła ubrana jedynie w jego koszulę, mając nadzieję, że to zadziała, i chociaż rano rzuci się na nią niczym bestia, jak to miewał w zwyczaju. Jednak ani wczorajszego wieczoru, ani z rana, nie mogła liczyć nawet na namiętny pocałunek.
 Również zrobiła sobie kawę i usiadła na przeciwko czarnowłosego. Niby czytał gazetę, jednak jego spojrzenie wciąż wędrowało na smartfona leżącego obok. Zupełnie jakby chciał wymusić na nim, by zadzwonił.
- Zbysiu, co się dzieje? - Zapytała przerywając tą cholerną ciszę. Złapała go za rękę spoczywającą swobodnie na stole.
- Nic się nie dzieje. - Powiedział, spoglądając na nią znad okularów. - Czytam po prostu gazetę.
  Ewelina zacisnęła szczękę. Doskonale wiedziała, co się święci.
- Kim ona była, co? - Powoli zaczynała się denerwować. W duchu jednak starała się zachować spokój. Przecież złość piękności szkodzi!- Bo to o nią chodzi, prawda? 

- O kim mówisz? - Udawał zdziwionego.
- Cóż, nie zdobyłbyś nagrody dla najlepszego aktora. - Fuknęła. - Jakaś z tych twoich byłych? 

- Nie będę z tobą rozmawiał o moich byłych. - Burknął. Nie od tego dnia Ewelina działała mu na nerwy. Fakt, gdy ją poznał była naprawdę interesująca. Teraz jednak powoli zaczynał sobie zdawać sprawę, że chyba po prostu próbował zapełnić sobie pustkę w łóżku.
 Blondyna miała już coś powiedzieć, ale zrezygnowała i zamknęła usta. Nie mogła sobie pozwolić na kłótnię z siatkarzem, bo wtedy to byłoby definitywny koniec. Musiała się bardziej postarać. Trafiła jej się dobra partia, nie mogła tego zaprzepaścić.
- Dobrze, nieważne. Przecież teraz masz mnie, żyjemy teraźniejszością. Nie przeszłością. - Słodko się uśmiechnęła. 

  Bartmana aż zemdliło. Ale to już nie było ważne, bo jego telefon w końcu się odezwał. Dźwięk wiadomości tekstowej był dla niego wybawieniem.
Spojrzał na duży ekran. Serce mu mocniej zabiło, gdy zobaczył jej imię na wyświetlaczu. 

- To ona? - Zapytała Ewelina, niby niewzruszona. 
- Tak. - Powiedział, jednocześnie czytając wiadomość. - Zaprasza nas dzisiaj na grilla na szesnastą.
- I co zamierzamy? 

- Z tego co pisała, będzie też Kubiak, więc ja bym poszedł. A ty... Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała iść, bo nie lubisz przecież takich typu imprez...- Mówił mając nadzieję, że jednak nie pójdzie. 
- Nie no, Kotek, pewnie że pójdę! - Podekscytowała się.
Siatkarz się zastanawiał, czy jego dziewczyna tak świetnie udawała, czy po prostu chciała go pilnować. Ale czy to było istotne? Ola chciała go dalej znać. Nie mógł prosić o nic więcej...


***
Im bliżej było szesnastej, tym bardziej żałowałam, że do niego napisałam. 
Zupełnie inaczej do całego przyjęcia podchodziła Amelka. Od rana bardzo przeżywała i już od co najmniej trzech godzin na małym, kolorowym stoliczku poustawiała małe talerzyki, kolorowe kubeczki ciasteczka i inne słodycze.
Marcin zajął sie grillem. Już go rozpalił, kiełbaski tylko czekały na gości.
A ja? Tylko ja byłam w proszku. Co prawda nie stroiłam się, no bo po co. To tylko spotkanie na ogródku, żadna specjalna impreza. Ubrałam się w zwykły t-shirt, narzuciłam na to koszulę, do tego krótkie, jeansowe szorty. A na nogi - co by było wygodnie latać za małą Amelką - wygodne i niezastąpione trampki.
- Ola! - Krzyknął Marcin z dworu. Akuratnie się ubrałam, więc idealnie. - Majka przyjechała! 

  Zbiegłam po schodach i wybiegłam przez taras na ogródek. Pierwsze co spostrzegłam, to szerokie uśmiechy przybyłych gości. Hm, czyżbym o czymś nie wiedziała?
- Michał, miło cię widzieć. - Przywitałam się z dawnym znajomym. W końcu odkąd przybyłam do Rzeszowa, nie widziałam się z nim.
- No cześć, Ola. Ciebie też miło w końcu zobaczyć. - Uśmiechnął się.
Przedstawiłam mu i Marcina i Amelkę. Zauważyłam, że bacznie się przyglądał mojemu narzeczonemu. Czy to było normalne, kto wie? 

 W powietrzu unosił się cudowny zapach pieczonych kiełbasek. Choć nie przybyli jeszcze wszyscy, postanowiliśmy już je rzucić na grilla. Poza tym mała nie mogła się doczekać. 
 Zbyszek z Eweliną przyjechali jego samochodem jakoś po pół godzinie. Mogłam się spodziewać, że się spóźnią. I gdy tylko ich zobaczyłam, a właściwie blondynę, zrozumiałam czemu.
- Jezu, naprawdę? - Szepnęła do mnie ironicznie Ruda. Cóż, sama ledwo powstrzymywałam śmiech.
Kochana Ewelinka ubrała na imprezę na ogródku, z piknikiem i grillem, krótką obcisłą sukienkę i szpilki. Poza tym nocny makijaż, jakby szła do klubu. Ja się pytam, gdzie to się uchowało? 

- Cześć wszystkim. - Bartman chyba tylko zachował się normalnie. Sam założył jeansy i białą koszulę. Na luzie, jak i z klasą. Cały Zbigniew Bartman.
- No cześć. - Razem z Marcinem podeszłam do nowo przybyłych. - Marcin, poznaj Zbyszka i Ewelinę. A to - wskazałam na brązowowłosego mężczyznę stojącego u mojego boku - jest mój narzeczony. - Specjalnie to dodałam. Nie chciałam żadnych niedomówień.
Nie wiem, co sobie pomyślał Bartman, ale who cares? No, przynajmniej mnie nie powinno to obchodzić.
- Jest i Amelka. - Bartman zachowywał się nadzwyczaj radośnie. Podszedł do małej, która siedziała przy swoim stoliku. - Proszę, to dla ciebie. - Podał jej sporej wielkości misia.
Dopiero wtedy go zauważyłam. Wcześniej musiał trzymać go za plecami czy coś.
- Zbyszek, nie musiałeś! - Powiedział. Naprawdę nie oczekiwałam, że jej kupi prezent.
- Ale chciałem. W końcu to ona oficjalnie mnie zaprosiła, prawda? - Puścił jej perskie oczko.
No ładnie, pięknie! Czy on próbował się jej przypodobać? Czemu? Nawet nie wiedział kto...
Cholera! - pomyślałam. - Niech no ja tylko dorwę Majkę! Na pewno wszystko mu powiedziała, dlatego teraz zachowuje się tak spokojnie, jak gdyby nigdy nic.

A ja... cholera, dlaczego we własnym domu jestem taka spięta? 
  Nie wiem, co planował Bartman, ale skutecznie pozbył się Eweliny. Nie była odpowiednio ubrana, żeby siąść na małym krzesełku przy stoliku Amelki, tak jak to zrobił jej chłopak. Nie żeby było mi jej szkoda. W sumie zabawnie było patrzeć, jak się nudzi i non stop spogląda na zegarek. jej czarnowłosy chłopak najwyraźniej się świetnie bawił z małą. W sumie to i vice versa, bo potem Amelka nie odstępowała go na krok.
- ... no i teraz będziemy grać ze Skrą. - Kubiak jak zwykle żył w świecie siatkówki. - Postaram się załatwić kilka biletów dla was. 

- Byłoby fajnie. - Marcin, o dziwo, całkiem dobrze się dogadywał z podejrzliwym Kubiakiem. - Dawno nie byłem na żadnym meczu. 
- Ciągle praca i praca, co? - Tym razem odezwał się Bartman. Co to, przesłuchanie? 
- No, trochę mnie ojciec goni, no ale nie ma na co narzekać. Planuję za niedługo zrobić sobie trochę wolnego, żeby spędzić więcej czasu z dziewczynami. - Mówiąc to objął mnie ramieniem. 
- Koniecznie. - Uśmiechnęłam się do niego.
- No właśnie, niedługo waaakacje! - Podekscytowała się Majka. 

- Carpe diem, Maja, carpe diem! - Zaśmiałam się do przyjaciółki.
  Wszyscy się świetnie bawiliśmy. Gdy Amelka spała już u siebie, na stole pojawiły się piwa. Wszyscy pili z wyjątkiem Eweliny. Proponowaliśmy, żeby tak jak Kubiak i Majka zostali u nas na noc, ale ona się uparła, że pojadą do Bartmana. Kłócić się z nią nie miałam zamiaru, zwłaszcza że humor miałam naprawdę wyśmienity.

  Cóż, do czasu. Byłam głupia myśląc, że Bartman tak po prostu zapomniał o tym co było. I sama też byłam głupia wmawiając sobie, że wszystko było ok. 

Koło dwudziestej pierwszej poszłam sprawdzić, co u małej. Spała jak zabita, wykończona po całym dniu. Jak zawsze pogłaskałam ją po po włosach i czule pocałowałam w czoło. Po cichu wyszłam z pokoju przymykając drzwi. I wtedy doznałam szoku. Nie, to był zawał.
- Bartman! - Aż pisnęłam, gdy odwróciłam się i go zobaczyłam. Nie spodziewałam się nikogo w domu, przecież wszyscy siedzieli w ogródku.
Szybko uspokoiłam szaleńczo bijące serce. A przynajmniej starałam się to zrobić, co graniczyło z cudem. Stał zbyt blisko. I na dodatek świdrował mnie tymi zielonymi tęczówkami.
- Łazienka jest tam. - Wskazałam palcem. Miałam nadzieję, że szuka tylko toalety. - Na lewo. 

Rzecz jasna, myliłam się.
- Chcę porozmawiać. 

- Nie wiem, czy mamy o czym. I nie wiem, czy wypada. - Burknęłam i go minęłam, chcąc wyjść z domu jak najszybciej. 
  Nagle poczułam, jak łapie mnie za nadgarstek i odwraca mnie o sto osiemdziesiąt stopni, bardzo gwałtownie. Wylądowałam w jego ramionach, nasze twarze dzieliły centymetry. Nie zdążyłam nic powiedzieć, jakkolwiek zareagować. Nic, kompletnie. Bo on wtedy najzwyczajniej w świecie mnie pocałował. 


_________________________________________________________________
Widzicie? Bonus na dzisiaj czyli jeszcze jeden rozdział. 

Chociaż nie wiem za co, bo nie komentujecie :(((






Rozdział 9. Ciociu! Zobacz, jaki wysoki Pan!

Nie mógł się ruszyć. Nie mógł wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. Zastanawiał się nawet, czy wciąż oddycha.  Robiła z nim co chciała. Znowu się pojawiła w jego życiu tak nagle, niespodziewanie. I widząc ją, ten uśmiech, te oczy... zapomniał o błędach przeszłości. I swoich, i jej....

Bartman nie mógł pojąć własnego zachowania. Dziewczyna stała, uśmiechała się, a on nic nie mógł zrobić.
- Olu! - Usłyszał. Czy to naprawdę on krzyknął jej imię tak mimowolnie?
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i rozłożyła ramiona. To było...
No właśnie, nierealne.
Jej imię krzyknął mężczyzna, który podszedł do niej po chwili i wpadła w jego ramiona, mocno się do niego przytulając. Dał jej potem bukiet kilkunastu dużych, czerwonych róż i brązowowłosa zaniemówiła z wrażenia. Aktorsko zastawiła sobie buzię małymi dłońmi.
Serio ona kocha tego kolesia? - Pomyślał Bartman. Jego serce momentalnie poczuło zawód. Ogromny zawód. On naprawdę łudził się, że Ola rozkłada ręce właśnie do niego, tak samo ten niebiański uśmiech jest zarezerwowany tylko i wyłącznie dla Bartmana.
Mylił się i to było koszmarne uczucie.
Miał już odchodzić, nie liczył na nic więcej. Stała teraz odwrócona do niego plecami i o czymś rozmawiała z tym swoim chłoptasiem.
- Bartman! - krzyknął nie kto inny, jak Kubiak z oddali.
To był moment, kiedy odwróciła głowę w jego stronę. Tak na moment, na chwileczkę.. ich spojrzenia skrzyżowały się.
I po tych cudownych sekundach mężczyzna złapał ją za rękę i zginęli gdzieś w tłumie.

***
Wróciliśmy do domu koło dwudziestej trzeciej. Wchodząc do domu oczywiście staraliśmy się zachować ciszę, bo przecież dziewczyny na pewno już spały. I wcale się nie myliliśmy. Obie zasnęły na kanapie przy włączonym telewizorze, okryte kocem. Ruda trzymała w ramionach małą i mocno ją tuliła do siebie. Widok piękny, aczkolwiek dziwny. Majka wyglądała aż nazbyt spokojnie, gdy spała.
- Wezmę ją. - Szepnął Marcin i ostrożnie wyjął Amelkę z objęć mojej przyjaciółki. Dziewczynka na szczęście się nie obudziła, co innego ruda.
Podczas gdy on z małą na rękach poszedł na górę, ja usiadłam obok wybudzającej się koleżanki.

- Ojej, nawet nie wiem, kiedy zasnęłyśmy. - Miała zachrypnięty, zaspany głos. - Cholera. - Zerknęła na zegarek. - Już ta godzina.
- Przepraszam, że tak długo nas nie było. - Powiedziałam.
- No coś ty, daj spokój. Grunt, że się dobrze bawiłaś, prawda? - Niczym matka pogłaskała mnie po włosach. - Prawda? 

  Przełknęłam ślinę. Czy się dobrze bawiłam, tego nie wiem. Marcin zabrał mnie do drogiej restauracji, tylko głupia by się nie cieszyła. U mnie wszystko byłoby ok, gdyby... Nieważne. Po prostu postanowiłam robić dobrą minę do złej gry.
- Pewnie, że tak. - Uśmiechnęłam się. Nie chciałam martwić mojej przyjaciółki takimi błahymi problemami.- Zobacz. - Wyciągnęłam ku niej rękę. - Oświadczył się dzisiaj oficjalnie.
 Dopiero wtedy dostrzegła zdobiący mój palec pierścionek z błyszczącym małym brylancikiem. Wytrzeszczyła na niego oczy,  uśmiechnięta od ucha do ucha. Po chwili jednak spoważniała.
- Olu, jesteś pewna? - W jej głosie słychać było dużą troskę.
Nie, nie jestem.
- Pewnie, że tak. Facet idealny, sama widzisz. - Uśmiechnęłam się, by ją nieco uspokoić.
- Ale on...

- No własnie, jest kim jest. I dlatego dla mnie to facet idealny. - Rzuciłam i szybko zmieniłam temat. - Zostaniesz na noc, prawda?
 Nie musiałam jej długo przekonywać. Musiała być nieźle zmęczona, bo niemalże od razu skinęła głową. Zaprowadziłam ją zatem do pokoju dla gości i dałam swoją piżamę do spania.
- Dzięki. - Powiedziała. I gdy już miałam wychodzić, powiedziała - Ola, gratuluję oficjalnych zaręczyn.
Odwróciłam się w drzwiach i słabo uśmiechnęłam. Od razu zniknęłam w łazience, gdzie, osunąwszy się na chłodne kafelki, zapłakałam. 


***
Bartman nie mógł uwierzyć w to, czego dowiedział się od Miśka. 

Tej nocy nie spał. Nie mógł. Gdy tylko opuszczał powieki, przed oczami stawał mu obraz przytulonej do tego kolesia Oli. Jego Oli. Nie mógł sobie podarować, że nic wtedy nie zrobił. mógł tylko stać niczym słup na ulicy.
Ale z drugiej strony, cóż on mógł? Ola miała narzeczonego. Mimo że Kubiak twierdzi, że to pic na wodę i na pewno dziewczyna się męczy w tym związku, nie powinien się mieszać. Może i kiedyś był playboyem, ale nigdy nie rozwalał związków. Co to, to nie. Pozostawał tylko na dnie serca ból, tęsknota za dniami spędzonymi w Katowicach i wyrzuty sumienia, że tak niewiele się starał.
Może gdyby mógł z nią porozmawiać, gdyby sobie wytłumaczyli... 

- Cholera. - Warknął do siebie Bartman. - Cholerny narzeczony.
Właśnie, pozostawała jeszcze kwestia tego faceta. Piękniś jakich mało. Elegancki. Garniturek. Wychuchany, wydmuchany. Kasiasty. Czego więcej chcieć od życia na miejscu dziewczyny? 

Aż usłyszał w głowie głos Kubiaka: "Miłości, ty matole".
- Miłość jest dla głupich - Parsknął, odpowiadając siedzącemu w głowie przyjacielowi.
  Była już siódma, kiedy wstał z łóżka. Czuł się fatalnie. Przez całą noc oka nie zmrużył, a przecież na treningu musi dać z siebie wszystko. Za kilka dni przecież grają ze Skrą i muszą dać im znowu popalić.
  Gdy intensywnie myślał o siatkówce, w głowie znowu pojawiła się brązowowłosa.

- Chłopie, coś ty robił w nocy? - Powiedział Kubiak przyglądając się Zbyszkowi. Wpadł do kolegi przed treningiem. - Jesteś blady jak ściana i masz wory pod oczami. Serc fanek tym nie podbijesz. - Zażartował.
Bartman jednak się nawet nie uśmiechnął. dlatego Michał momentalnie spoważniał. Jeśli Zb9 się nie śmieje, to zły znak. A z reguły śmiał się nawet wtedy, gdy Kubiak powiedział coś głupiego, ale śmiesznego na temat Eweliny, dziewczyny Zbyszka. 

Poważny Bartman to dobity Bartman. A dobity i poważny Bartman to zły Bartman. Z takim Bartmanem lepiej nie zaczynać. Dlatego też Kubiak postanowił zachować dystans do całej sprawy i nie wnikać.
Siedzieli na kanapie i czarnowłosy przerzucał kanały w telewizorze, ślepo się w niego wgapiając. Musiał przyznać, że co raz częściej mu się to zdarzało. nic go nie satysfakcjonowało. 

- Na co mi serca fanek. - Burknął pod nosem. - Wystarczyłoby mi jedno.... 
  Michał zerknął na przyjaciela kątem oka. Było z nim naprawdę źle i Misiek doskonale o tym wiedział. Zupełnie jak przed rokiem Bartman żył w swoim świecie i zapominał o tym, co istotne - o siatkówce. Trener już z nim przechodził katorgę i dobitnie mu przekazał, że to ma się więcej nie powtórzyć.
- O, zostaw tu! Jastrzębski gra z Zaksą. - Rzucił Kubiak, zwracając uwagę na mecz siatkówki.
Nie chciał, by jego przyjaciel męczył się z powodu dziewczyny. Obawiał się, że może niekoniecznie powiedział mu o wszystkim. O tym, co się wydarzyło. Jaka była prawda. Przecież oboje mieli ważniejszą rzecz na głowie. Siatkówkę. Ona nie zabija serca...


Po godzinie pojechali na trening. Trener od razu zauważył, że coś jest nie tak. Już po pierwszym ataku Bartmana. Wyraźnie dał mu do zrozumienia, że powinien oddzielić sprawy prywatne od zawodowych. I jeśli tego nie "ogarnie", to pożegna się z miejscem w pierwszej szóstce na najbliższym meczu.




***

Całą noc nie spałam. Wierciłam się jedynie i przekręcałam z  boku na bok, chcąc wymusić choć godzinny sen.
Nic z tego. By nie zbudzić Marcina, wstałam i wyszłam z sypialni po cichu. Zajrzałam do Amelki. Tak słodko spała. Wyglądała jak malutki aniołek. I gdy tylko na nią patrzyłam uświadamiałam sobie, że dobrze robię. Że to była najlepsza decyzja. 

Zeszłam do kuchni i wyciągnęłam lody z zamrażarki. Poszłam do salonu i zasiadłam wygodnie na kanapie. Włączyłam sobie horror na DVD i nawet nie spostrzegłam, jak opróżniłam całe pudełko lodów śmietankowo-czekoladowych. Film jednak sprawił, że choć przed te dwie godzinki nie myślałam o problemach. O uczuciach...
- Ola?... - Docierał do mnie niewyraźny głos Marcina. - Olu? - Zapytał.
Podniosłam powieki. Czyżbym zasnęła w końcu? Zwinięta w kłębek, przy włączonym telewizorze? No, super. 

Podniosłam się, a on usiadł obok mnie. Zmarszczył brwi. - Wszystko w porządku? 
Skinęłam. nie chciałam go martwić. Nie chciałam też okazywać, że coś jest nie w porządku. Dał mi zbyt dużo, bym go miała tak traktować. Musiałam... musiałam się doprowadzić do porządku. Dla niego. Dla Amelki. Dla siebie samej...
- Po prostu nie mogłam zasnąć, - wyjaśniłam - więc zeszłam i obejrzałam film. Nawet nie wiem, kiedy mi się powieki zeszły.
- Mogłaś powiedzieć, obudzić mnie. Posiedziałbym z tobą. - Delikatnie pogłaskał mnie po włosach, a potem pocałował w skroń.
Machinalnie wtuliłam się w jego ramiona i odetchnęłam. Poczułam się bezpiecznie. I zrozumiałam, że pierścionek zaręczynowy znajduje się na odpowiednim miejscu...


Po godzinie Marcin wyszedł do pracy. Majka również długo nie siedziała, musiała pojechać do domu, przebrać się i pójść również do pracy. Praktyka w klubie sportowym mimo wszystko bardzo jej się podobała. Nawet odbierałam wrażenie, że chodzi też o pewnego siatkarza, nie tylko o same praktyki z Resovią. Nie jedna chciała się dostać właśnie tu, a wysłali Rudą.
Przypadek czy przeznaczenie? 

Trochę jej pozazdrościłam. Tej swobody, tego zawodowego rozwijania się. Ja na razie musiałam zostać w domu i jedynymi (aczkolwiek satysfakcjonującymi) ciekawymi zajęciami był spacery z małą blondyneczką. 
Tak było i tego dnia. Do południa bawiłyśmy się razem w domu i na ogródku. Była piękna pogoda, więc spędzanie czasu na dworze dawało tylko ogromną radość. Zwłaszcza jej. Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Ciociu, ciociu! - Krzyczała radośnie. Cieniutki głosik dawał piękna melodię, gdy tylko się odezwała. - Daj piłę! Piłę! - Powtarzała śmiejąc się.
- No to łap! - Poturlałam po trawie.
Piłka odbiła się jej delikatnie od nóżek. Dziewczynka chciała się wycofać i w wyniku tego przewróciła się na pupę.
- I bęc ! - Zaśmiałam się.
Podniosłam ją i trzymając w ramionach, zakręciłam nas w kółko kilka razy. Potem jeszcze ją podrzuciłam. Jej śmiech dawał mi siłę, uśmiech dawał mi nadzieję.
W takich chwilach zastanawiałam się, jaka jest sprawiedliwość na tym świecie, że ta mała istotka straciła swoich rodziców. 

Po południu wybrałyśmy się na zakupy spożywcze. Niby zwykła, codzienna czynność. Tym razem jednak znowu przyniosła mi wiele zmartwień i trosk. Przyniosła wiele niedomówień... 

***
Tego dnia Majka miała dużo roboty. Jeden z zawodników nabawił się kontuzji, więc pomagała resovskiemu fizjoterapeucie. Potem dostała kilku zawodników i przyglądała się im podczas wysiłków wydolnościowych. W jej grupce znalazł się między innymi Kubiak z Bartmanem, wiec nie mogła narzekać na nudę. 

Wciąż czuła na sobie wzrok Michała, co nie pozwalało jej się skupić na robocie. Fakt, lubiła go. Nawet bardzo. Zwłaszcza teraz, jak rzeczy sprzed roku się wyjaśniły, dawały jej nadzieję, że coś może się ułoży między nimi. I kto wie, może nie tylko przyjaźń?
- Kubiak - chciała go przywołać do porządku - skup się na ćwiczeniach.
- Ojej, no, cały czas tylko Kubiak to, Kubiak tamto. - Igła się skrzywił. - Może zajmij się też mną?
Czuła, ze oblewa się rumieńcem. Wiedziała, że Ignaczak jest wygadany, ale akurat teraz mógłby zamknąć jadaczkę.
- Tez chcesz wycisk? Mówisz masz! - I teraz zajęła się głównie nim, czego od razu pożałował. Po treningu praktycznie padł. Miał za swoje!

  Dwie godziny minęły jak z bicza strzelił. Zrobiła jeszcze trochę papierkowej roboty i aż mnie zamurowało, kiedy wychodząc z gabinetu dostrzegłam siedzącego nieopodal na ławce Michała Kubiaka. 
Co on, u licha...?
- Majka, w końcu. - Widząc ją wstał i uśmiechnął się od ucha do ucha. Boże, zabijcie mnie, po myślała Majka, zaraz zemdleję. On na mnie czekał? Na mnie?...
- Ty tutaj? - Starała się, by głos jej nie zadrżał. - A Bartmana gdzie zgubiłeś?
- Dzisiaj jest skazany na Ewelinkę. - Zaśmiał się ironicznie. Fakt ten chyba sprawił mu wiele satysfakcji. Dobry przyjaciel, nie ma co.
- A ty chcesz być na mnie skazany, mam rozumieć? 

- Nie nazwałbym tego tak.
  Przez chwilę niczym dzieci wpatrywali się sobie w oczy. Potem Ruda spuściła wzrok, niezwykle zawstydzona. Od kiedy zachowywała się jak przewrażliwiona dziewczynka?

- Chodź. - Założył sportową torbę na ramię i złapał ją za rękę. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wyszli z budynku. - Ładna pogoda, pospacerujemy? 
 Nie miała nic przeciwko. Ba, byłaby idiotką, gdyby miała! Sam Michał Kubiak trzymał z nią za rękę i uśmiechał się pod nosem idąc obok niej. Niczego innego nie pragnęła. Dostała więcej w jeden dzień, niż chciała. 
  Spacerowali bardzo długo po pobliskim parku, śmiejąc się, rozmawiając i zapominając o całym świecie wokół nich. Czuli się naprawdę dobrze w swoim towarzystwie.
- Ile będziesz miała te praktyki? - Zapytał Misiek.
- Miesiąc. - Powiedziała Majka. Jakoś już tak czuła, że chyba nie będzie chciała stąd wyjeżdżać. - No, już nie cały. 

- Miesiąc... - Powtórzył niemalże szeptem i namyślił się chwilkę. 
- Wiesz, Michał ... - Zaczęła, jednak w tym samym momencie zaczął mówić siatkarz. 
- Maju... 
Oboje się zaśmiali. 
- Ty pierwszy mów. 
  Przystanęli i odwrócił ją w swoją stronę. Złapał jej dłonie w swoje i lekko pociągnął ją w swoją stronę.
- Może to zbyt banalne i cię nie poruszy, ale ... - Denerwował się. Nie przywykł do takich rozmów z dziewczynami. Nie był Bartmanem, który flirtował jak na zawołanie. Nie potrafił tak. - Chciałbym cię zaprosić na randkę. Kino, kolacja, co ty na to? - Zapytał z nadzieją w głosie. 

  Dziewczyna zaczęła się śmiać, co zbiło go z tropu. No tak, to było do przewidzenia. Wszystkie dziewczyny takie zawsze były. Na początku wszystko ok, ale wszystko stopowało na poziomie przyjaźni. To takie upokarzające... 
- Dobra, rozumiem. - Wyrzucił z siebie, drapiąc się po czuprynie. Aż musiał odwrócić wzrok, by dziewczyna nie zobaczyła tego ogromnego rozczarowania.
- Michaś - położyła dłoń na jego policzku i odwróciła jego twarz w swoją stronę, by znowu na nią spojrzał - to nie tak. Jestem po prostu szczęśliwa. A śmieję się z tego, że sama chciałam to zaproponować. 

 W tym momencie w jego oczach pojawiły się iskierki, a pod nosem śliczny, kubiakowy uśmiech. A gdy Ruda cmoknęła go w policzek, normalnie odpłynął. 

***
- Ciocia, kupisz miiiiiiiiii tooo? - Rzuciła przeciągle Amelka pokazując na palcem na półkę ze słodyczami.
Siedziała w wózku i mną dyrygowała. Stanowczo byłam zbyt uległa. 

- Te cukierki? - Sięgnęłam po paczkę. Zadowolona skinęła głową. - Dobrze, ale już więcej nic nie kupuje ze słodyczy. Zobacz, ile tego wzięłaś. Kto to wszystko zje!
- Ja, wujek, ciocia, ciocia Maja i ten pan Misiek. - Wyliczała na paluszkach, oczywiście się przy tym gubiąc.- Sto osób! - Wyciągnęła obie ręce ku górze.
- Pokazujesz dziesięć paluszków.
- Dziesięć osób! - Poprawiła się.
- No dobrze, niech będzie. - Powiedziałam już dla świętego spokoju. - Ale teraz już idziemy kupić bułeczki i chleb, jeszcze coś na obiad... - Patrzyłam na swoją listę zakupów, jadąc powoli o przodu.
- Ciociu zobacz jaki wysoki pan! Zobacz! - Aż podskakiwała w wózku.
Musiałam spojrzeć, choć obawiałam się najgorszego. Oczywiście, moje przeczucia się sprawdziły.
 Czarnowłosy siatkarz pchający wózek z zakupami przystanął i patrzył się to na mnie, to na zdziwioną jego wzrostem Amelkę. Koniec końców jego zielone tęczówki zawisły na wysokości moich oczu. 

- Ola. - Powiedział.
Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nic powiedzieć. Momentalnie wróciły wszystkie wspomnienia. Dosłownie wszystkie. I niekoniecznie cieszyłam się z tego powodu.
- Zbyszku, cześć. - Uśmiechnęłam się słabo. Musiałam coś powiedzieć, nie mogłam przecież odwrócić się i uciec ze sklepu.
Milczał chwilę. Czyżby Zbigniew Bartman zapomniał języka w gębie. 

- Miło cię spotkać, ale przepraszam, spieszymy się. - Uśmiechnęłam się na odchodne i chciałam go minąć, ale on wtedy złapał mnie za nadgarstek.
- Ola, nie. Poczekaj.... - Zmarszczył brwi. W jego oczach widziałam smutek i ból.
Zbyszku, dlaczego mi to robisz? Dlaczego pojawiasz się wtedy, kiedy wszystko się zaczyna układać?..


Wiedziałam, że tego spotkania naprawdę będę żałowała... 


________________________________________________



Jeeest, udało się, jest w końcu dziewiątka. Udało się! 
Co myślicie? Komentujcie, bym wiedziała, że jesteście, że czytacie! :) 
Postaram się jeszcze dziś wrzucić kolejny. No, albo jutro. ZObaczymy, jak będzie z weną. 
Buziaki! Miłej niedzieli :)

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 8. O to, co się wydarzyło rok temu...

- Wiesz, Michał... ja ci opowiem, jak to wszystko było, jak to teraz wygląda...
  To było sobotnie popołudnie. Niby zwyczajny, najbardziej przeciętny dzień. Jak zwykle wraz z początkiem weekendu spałyśmy, ile tylko się dało. Tego dnia jednak obudził ją telefon. Przez ścianę słyszałam ten cholerny, piskliwy dzwonek. Byłam na nią zła. Strasznie zła. Nie słyszałam, o czym rozmawia. Nakryłam się poduszką i próbowałam znowu zasnąć. Nie zareagowałam nawet wtedy, gdy na całe mieszkanie wrzasnęła moje imię. Jezu, myślałam, że ma jakiś durny problem... A ona wtedy stanęła w drzwiach do mojego pokoju. Była blada, wstrząśnięta. Z początku myślałam, że umiera. Nie wiem, zawał, czy coś. Wszystko mi przemknęło przez głowę.
Pytałam, co się dzieje, ale ona nic nie odpowiadała. Ślepo patrząc się w przestrzeń usiadła na moim łóżku, wciąż milcząc. Telefon wypadł jej z rąk na podłogę. I wtedy powiedziała:
- Majka, oni.. oni nie żyją. 

  Nie docierał do mnie sens tych słów. Nie rozumiałam, o co chodzi. Ona wtedy powtórzyła.
- Majka, nie żyją. Nie żyją. - Powtarzała w kółko, jak opętana. - Nie żyją.
- Ola, ale kto? Co się stało? - Pytałam. Była taka wstrząśnięta, a ja nie wiedziałam co zrobić. Lada moment miała mi odpłynąć w inny świat, a ja nie potrafiłam tego kontrolować.
  Kucnęłam przed nią i potrząsałam za ramiona, chcąc przywołać ją z powrotem. Trochę to trwało. W końcu na mnie spojrzała i momentalnie gęste łzy wypłynęły jej z oczu.
- Majka, oni mieli wypadek! - Jej dziwnie spokojny głos zamienił się w krzyk, wręcz wrzask. - Nie żyją, rozumiesz?!
  Przez godzinę siedziałyśmy razem, próbowałam ją uspokoić, a ona jedynie powtarzała, że nie żyją. Nie wnikałam kto, bo ona mówiąc... hm, tak jakby nie rozmawiała ze mną, tylko sama ze sobą.
Potem mi powiedziała. Wszystko. Dzwonił Marcin. Powiedział, że jest teraz z Amelką, która cudem przeżyła wypadek samochodowy.
Jechali w trójkę: Jacek, brat Oli, jego żona Monika i ich córeczka, Amelka. Pijany kierowca w nich wjechał. Podobno  z przedniej części samochodu nie było co zbierać. I to był cud, że mała Amelka wyszła z tego z zadrapaniami zaledwie. Naprawdę, cud....

  To był ogromny szok dla Oli. Płakała dniami i nocami. Płakała i płakała... Nie potrafiła normalnie żyć.
 I w ten feralny dzień, kiedy przyjechał Bartman, Marcin również przyjechał z małą Amelką. Musieli przecież coś wymyślić, nie mogli jako chrzestni jej zostawić na pastwę losu. Po tygodniu odbył się pogrzeb tragicznie zmarłego młodego małżeństwa, a potem było wiele rozpraw sądowych które miały na celu przyznać opiekę rodzicom chrzestnym.
Cóż, no, to wszystko, co się zdarzyło.. tak szybko, czasami miałam wrażenie, że Ola po prostu się podda. Nie raz była na skraju załamania....


Michał milczał. Cała ta historia sprawiła, że nie miał odwagi się odezwać, nie wiedział co powiedzieć. On... w ogóle się tego nie spodziewał. Naprawdę byli idiotami myśląc, że Ola się tylko zabawiła Bartmanem.
- Cholera... - Wydusił z siebie po dłuższym czasie. - No a co to za Marcin jest? Ona z nim jest? 

- Niby tak.. no wiesz, ona jest chrzestną Amelki jako siostra zmarłego brata, a on.. w sumie wiem tylko tyle, że był bliskim przyjacielem Moniki, dlatego też został chrzestnym. Może i z Olą nie utrzymywał wcześniej dłuższego kontaktu, ale... - zawiesiła się na moment ruda - no, oboje doszli do wniosku, że stworzą prawdziwy dom dla Amelki.
- Tego nie rozumiem. Tylko dlatego są razem?
- "Tylko"? - Prychnęła. Ona sama podziwiała przyjaciółkę za podjęcie takiej decyzji. - Ola i tak powiedziała, że już nigdy nie chce się wiązać. Najpierw skrzywdził ją Tomek, i nie mogła się pozbierać, tak potem Bartman dobił ją w ten sam sposób. A Marcin... no, też ma pewne problemy, dla których małżeństwo z Olą jest najrozsądniejszym wyjściem.
  Kubiak początkowo nie mógł tego rozumieć, ale im dłużej nad tym myślał, to wszystko nabierało sensu. Ale co jest nie tak z tym Marcinem, że się zgodził na takie małżeństwo? No bo czy sam Michał Kubiak zdobyłby się na takie poświęcenie? Chyba łatwiej byłoby, gdyby jedno z nich poślubiło osobę, którą szczerze kocha i oni by się zaopiekowali małą...
- Chyba to nie na twoją głowę. - Dla rozluźnienia atmosfery Majka popukała go lekko w głowę.- Ale widzisz, przynajmniej już wszystko wiesz.
- Powinienem powiedzieć chyba Bartmanowi, nie?
- Nie, Michał, nie mów! - Zaprzeczyła gwałtownie. - To była jej świadoma decyzja. Jeśli przeznaczenie będzie chciało jeszcze ich jakoś połączyć, to tak się stanie i wtedy sobie wszystko wyjaśnią. My nie powinniśmy się w to wszystko mieszać...


***
Był już wieczór, a ja jechałam samochodem. Uśmiechałam się od ucha do ucha i pod nosem nuciłam piosenkę zasłyszaną w radiu. Czułam jednak ogromne szczęście i spełnienie. Dlaczego? Jak?
I wtedy poczułam tak bardzo realistyczny dotyk czyjejś ręki na udzie. Marcin?
- Skup się na drodze - moje usta same wypowiadały słowa - Zbyszek.
Co, Bartman? Co on, u licha, robił ze mną w samochodzie?
- Spokojnie, skarbie. Już patrzę na drogę. - Odpowiedział z wyraźnym spokojem siatkarz.
Nie mogłam spuścić z niego wzroku. Znowu miał w oczach te iskierki, a pod nosem ten charakterystyczny, bartmanowy uśmiech, którego nigdy nie mogłam rozszyfrować.
- Mamo, mamo... - Cieniutki głosik sprawił, że musiałam spojrzeć kto siedzi na tylnych siedzeniach auta.
O mój Boże, Amelka! 

- Co się stało, kochanie? - Znowu w uszach usłyszałam własny głos.
- Za ile dojedziemy? - Zapytała słodkim, zaspanym głosikiem. Przetarła małymi rączkami oczka błękitne oczka.
- Jeszcze chwilka, Mela, prześpij się jeszcze trochę. 

  Wystawiłam rękę do tyłu i pogłaskałam ją po nóżce. Patrzyłam, jak przytula swojego ukochanego misia, jak zasypia. Jej spokojna buzia przynosiła ukojenie.
  I gdy spojrzałam z powrotem na Bartmana, a potem na drogę..
- Cholera!!!!!! - Wrzasnął na cały głos kierowca i mocno skręcił kierownicą. Ostatnie co usłyszałam to huk, pisk opon i płacz malutkiego dziecka....


Obudziłam się z krzykiem. Sen był tak realistyczny, że płakałam i trzęsłam się. Marcin również się obudził i od razu mnie przytulił.
- Hej, spokojnie... to był tylko zły sen. - Szeptał. Głaskał mnie po włosach, chcąc mnie uspokoić.
- Wy.. wypadek. Śnił mi się wypadek... - Wyjąkałam przez łzy.
- Spokojnie, Oluś...
To była koszmarna noc. Naprawdę paskudna. Potem już nie zasnęłam i sam Marcin czuwał cały czas przy mnie. Niby miał zamknięte oczy i udawał, że śpi, do czego sama chciałam go przymusić, ale chyba postanowił mnie przypilnować. Głupio mi było, bo przez moje głupie koszmary nie wyśpi się na rano do pracy...
Oboje wstaliśmy o siódmej. Postanowiłam chociaż zrobić mu śniadanie i kawę, zrehabilitować się jakoś za tą noc. Ledwo razem zamieszkaliśmy, a ja już odstawiałam takie akcje. W ten sposób długo tak nie pociągniemy.

- Jak tam w pracy? - Zapytałam, gdy oboje siedzieliśmy w kuchni popijając kawę na pobudzenie.
- Wiesz, dużo papierkowej roboty, jak zwykle. - Westchnął. - Ale postaram się dzisiaj wcześniej wyrwać z pracy, to się wybierzemy gdzieś razem. We dwójkę albo we trójkę, może Majka się zajmie małą. - Uśmiechnął się. - Coś wymyślę.
Spędzanie z nami czasu naprawdę sprawiało mu dużo radości. Poza tym cieszył go fakt, że w jego sytuacji jakaś dziewczyna zdecydowała się być jego narzeczoną, ku uciesze jego rodziców, a zwłaszcza ojca. I im dłużej on się uśmiechał, im dłużej się starał, tym bardziej nabierałam pewności, że to była dobra decyzja. 

- Fajnie, cieszę się. - Pochyliłam się nad stołem i dałam mu soczystego buziaka w policzek.
- A co z tymi twoimi koszmarami? Często je masz? - Troska w jego głosie była bardzo wyczuwalna.
I co ja miałam ci powiedzieć, Marcinie? Po co masz się jeszcze o mnie martwić?
- Nie, to tak sporadycznie w sumie, nie masz się czym przejmować. - Uspokoiłam go. 

- No to dobrze. - Nagle wstał i podszedł do mnie bliżej. - Ja już lecę, dziękuję za kawę i śniadanie. - Pocałował mnie czule w czoło. - Zadzwonię!
I wyszedł. A ja znowu pozostałam sama ze swoimi rozterkami. Miałam nadzieję, że Amelka szybko wstanie i zajmę sobie głowę tylko i wyłącznie nią....


O dwunastej zadzwonił Marcin mówiąc, że Majka wpadnie dziś do nas wieczorem, do Amelki, żeby się nią zająć. A ja miałam się ładnie ubrać i o godzinie osiemnastej czekać na niego na rzeszowskim rynku. Co on planował to ja w ogóle nie wiedziałam. 
Marcin. Na każdym kroku potrafił mnie zaskoczyć. I na każdym kroku starał się tak, jakby naprawdę próbował mnie pokochać, albo przynajmniej sprawić, bym poczuła się kochana...

***
Był już wieczór. Bartman byczył się po treningu przed telewizorem, popijając piwo. Machinalnie przerzucał kanał za kanałem w poszukiwaniu czegos sensownego, jednak nic go w pełni nie zaciekawiło. 
W koncu postawił na powtórkę ostatniego meczu, który grali zaledwie tydzień temu ze Skrą Bełchatów. Wygrali, rzecz jasna, 3:2. Siatkarz musiał jednak przyznać, że nie był to jego najlepszy mecz, choć zdecydowanie lepszy niż wcześniejsze. Za tydzień grają rewanż z żółto-czarnymi i będzie musiał doprowadzić się jakoś do porządku, bo cienko to widzi.
Czemu?
Odpowiedź jest prosta: Ola. A właściwie Majka, która pojawiła się tu jakby znikąd i tak po prostu będzie sobie odbywała u nas praktyki. I jakoś tak siatkarz czuł, że nie skończy się to zaledwie na praktykach rudej dziewczyny. W tym musiał być głębszy sens. 
Z przemyśleń wyrwał go dzwoniący telefon. Zerknął na wyświetlacz. Kubiak. 
- Noo czego nie wiesz? - Powiedział, wciskając zieloną słuchawkę. 
- Właśnie o to chodzi, że wiem już wszystko. - usłyszał podekscytowany głos kolegi. - Spotkajmy się w barze, wszystko ci rozjaśnię, żebyś dalej nie cierpiał wewnętrznych katuszy i w końcu zerwał z tą cholerną blondyneczką. 
- Ma na imię Ewelina. - Poprawił go Bartman. - I nigdzie nie idę, jeśli nie powiesz o co ci chodzi. Bo niekoniecznie chce mi się z domu wychodzić, zajęty jestem. 
  Tak, oglądaniem powtórki meczu, która praktycznie rzecz biorąc i tak się już kończyła. Grali już tie-break`a. Tego jednak postanowił nie dodawać. 
- A jeśli ci powiem, że to o Olę chodzi?
  Czarnowłosy zacisnął szczękę. Ola, co? Akuratnie myślał o jej gęstych, brązowych oczach, ślicznym uśmiechu i piwnych oczach... 
- Będę za pół godziny. Tam gdzie zwykle. - Rozłączył się i chyba pierwzy raz tak szybko się ubrał do wyjścia. 
Rynek, jak zawsze wieczorami, wypełniony był mieszkańcami Rzeszowa, jak i przejezdnymi. Atmosfera, ci ludzie i stare zabudowania nadawały temu miejscu naprawdę magiczny klimat.
Bartman kroczył dosyć szybko, manewrując między przechodniami. DO baru, w którym mieli się spotkać z Kubiakiem, był jeszcze kawałek drogi, więc musiał narzucić tempo. I ta myśl, że dowie się czegoś o Oli tylko dodawała mu przyspieszenia.
Dlaczego?... Dlaczego słysząc to imię, wciąż bije mu tak szybko serce? Przecież miała dziecko, miała faceta, powinien po prostu skupić się na sobie...
- Przepraszam, możemy autograf? - Zaczepiły go jakieś dwie dziewczyny.
  Był zdenerwowany i zupełnie nie miał na to ochoty, ale spojrzenia dwóch młodych dziewczyn sprawiły, że nie mógł postąpić inaczej jak podpisać się im w zeszycikach. Potem jeszcze obowiązkowe zdjęcie, na którym chyba pierwszy raz się nie uśmiechał. Ba, był wręcz zaskoczony. Zszokowany. Zupełnie, jakby zobaczył ducha.
No bo chyba zobaczył?...

Stała dosłownie kilkanaście metrów dalej. Wypatrzył ją w tłumie idących ludzi. Te piwne oczęta poznałby wszędzie. Wyglądała niczym anioł, który wyłonił się pośród codziennej szarości. Serce momentalnie mu stanęło, nie wiedział, co zrobić. Widziała go? Poznała? I czy to do niego właśnie się tak ślicznie uśmiechnęła?...
Nie mógł się ruszyć. Nie mógł wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. Zastanawiał się nawet, czy wciąż oddycha.  Robiła z nim co chciała. Znowu się pojawiła w jego życiu tak nagle, niespodziewanie. I widząc ją, ten uśmiech, te oczy... zapomniał o błędach przeszłości. I swoich, i jej....

____________________________________________________________

Macie kolejny rozdział, moi mili!
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam takim rozwinięciem. Hmm, no bo to byłoby zbyt proste, gdyby mała Amelka była ich dzieckiem. Cóż, jeśli czytaliście moje wcześniejsze opowiadania, wiecie, że ja nigdy nie chodzę na łatwiznę i zawsze jest pod górkę. 
Sorry, ale niekoniecznie przepadam za szczęśliwymi, prostymi historiami!

Jestem otwarta na rozmowy z Wami dot. opowiadania i nie tylko (piszcie e-maile, jeśli chcecie:   karmelowestory@gmail.com  - na pewno odpowiem!)
Zapraszam również do komentowania rozdziałów - zawsze mi się milej robi na sercu. Aż chce się pisać!










środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 7. Niekoniecznie przyjemne spotkanie "po latach".

Czasem jest tak, że życie zaplanowało dla nas wiele niespodzianek, niekoniecznie tych przyjemnych. Nie zawsze towarzyszy nam szczęście, bo zdarzają się i smutki, rozczarowania, tęsknoty. Wszystko jednak powinniśmy brać z otwartymi ramionami, bo na tym polega nasze życie. Na wzlotach i upadkach, radości i płaczu.
A przeznaczenie? Nie uciekniemy od niego, nie oszukamy go. Wszystko, co ma się zdarzyć i tak się stanie. Nie przeskoczymy tego! Ani życia, ani choroby, ani śmierci nie pokonamy. Czasem po prostu trzeba się z tym wszystkim pogodzić i żyć dalej, prawda?...

***
Minęło kolejne pół roku i nastał upalny czerwiec, zwłaszcza tutaj, w Rzeszowie. Na hali Jana Strzelczyka rzeszowscy siatkarze wylewali z siebie siódme poty na treningu, a czerwcowy skwar tylko ich dobijał. Mimo to wytrwale pracowali, jak zwykle zresztą.
- No chłopcy, dalej, dalej! - Krzyczał do nich trener za każdym razem, gdy zaczynali opadać z sił.
  I wszystko byłoby po staremu; skończyliby trening, w szatni mimo braku sił jeszcze by się trochę powygłupiali, a potem poszliby na zimne piwo do pobliskiego baru. Tego dnia jednak życie dwójki siatkarzy miało się wywrócić do góry nogami. I to wcale nie z błahego powodu. 
  Szli właśnie do szatni okładając się własnymi ręcznikami, kiedy Kubiak zobaczył bardzo dobrze znaną mu sylwetkę stojącą na końcu korytarza i rozmawiającą z prezesem. Zresztą, kto by jej nie poznał? Ogniste włosy, cudowne kształty, duże piersi. I któż by zapomniał o tej wesołej, pełnej życia dziewczynie? Chyba nikt. On też.
Zaśmiał się w duchu. Nie spodziewał się, że życie da mu okazję do wyjaśnienia sobie z Majką, dlaczego go tak po prostu zbyła, gdy odjechali. Przecież dzwonił nie raz, ale nie odbierała.
Ale z drugiej strony... ona tutaj? Po kiego wała!
- Patrz, patrz, Zibi. - Misiek poklepał kolegę po ramieniu. - To nie Majka? - Chyba jednak wolał się upewnić.
- Majka? - Zdziwił się na poważnie Zbyszek. Majka, Majka... Ruda dziewczyna z Katowic. - Aaa, ta. No, chyba tak.
  Od razu mu serce stanęło, gdy wpatrywał się w drugi koniec korytarza. Były nierozłączne z Olką, więc może... może ona... 
- Co za Majka? - Dopytywał się Igła.
- Znajoma z Katowic. - Wyjaśnił Kubiak. - Idę się przywitać, idziesz Zbychu też? 
  Pewnie, że poszedł. Przecież miał szansę może nie Olce, ale jej przyjaciółce wyrzucić wszystko, co o nich myśli! Zrobiły z niego debila i jeszcze nie łaska zadzwonić było, żeby przeprosić! 
- Maju, Majeczko, cześć! - Przywitał się "13" zawodnik, kiedy podeszli. Akuratnie prezes już poszedł, a ona pakowała jakieś papiery do teczki.
  Ruda niechętnie uniosła wzrok. Spodziewała się ich, wiedziała, że grają tu w klubie. Niekoniecznie jednak chciała utrzymywać z nimi jakikolwiek kontakt. I naprawdę, nie mogła sobie podarować że uczelnia skierowała ją na praktyki akurat do tego klubu sportowego. Na tyle możliwości akurat tutaj!
- Ej, co jest? Nie odbierałaś telefonów ani nic.
- Nie wierzę, serio pytasz?! - Wybuchnęła nagle niczym wulkan. - Pajace cholerne. - Warknęła groźnie.
  Kubiak spojrzał pytająco na Bartmana, jednak on jedynie wzruszył ramionami.
- I kto to mówi. - Prychnął ZB9. Niby cicho, ale dziewczyna to usłyszała.
- Słucham?! TO wy się zabawiliście kosztem mojej przyjaciółki, powinnam was wszystkich rozstrzelać za to co najmniej! Cholerne dupki! 
 Miała już odejść, ale zdenerwowany Bartman nie mógł odpuścić. Złapał ją za ramię i odwrócił z powrotem w ich stronę.
- To wy zrobiłyście ze mnie idiotę, obydwie! 
  Majka zaśmiała się ironicznie.
- No, ciekawe jak, Bartman, ciekawe. TO wy zrobiliście jakiś durny zakład, czy przelecisz Olę.
  Zbyszek się najeżył. Nie sądził, że dziewczyny wiedzą o zakładzie. Ale jakie to miało znaczenie, skoro nie traktował tego jako zakładu? On serio był takim naiwnym frajerem, który myślał, że może się między nimi ułoży!
- Wiesz, w sumie to Bartman nie... - Zaczął Kubiak spokojnie, chcąc wyjaśnić tą sytuację, ale czarnowłosy wybuchł przerywając mu gwałtownie. Jak zwykle był zbyt porywczy. 
- Dobra, może i był głupi zakład, z którego zrezygnowałem. A wiesz czemu? Zależało mi i dlatego po trzech tygodniach wróciłem do Katowic! Jak debil czekałem z kwiatami na ławce przed waszym blokiem! Nie ogarniam, jak mogłem przejechać taką drogę po to tylko, żeby się przekonać, że jestem idiotą.
Dziewczyna namyśliła się. Jeśli serio był na Śląsku, to może i mu trochę zależało, ale czy powinna się mieszać? Przez niego Ola wylała litry łez.
- Byłeś w Katowicach? - Zdziwiła się Ruda. Musiała się dowiedzieć, dlaczego siatkarz obwinia je, a nie siebie samego.
- Tak, byłem. - Skrzywił się. To, co wtedy zobaczył w Katowicach sprawiło, że zrozumiał, dlaczego dziewczyna powtarzała "bez zobowiązań". - Byłem, bo chciałem zacząć to traktować poważnie. A co dostałem? Piękny obrazek przytulonej parki i dwuletniego dziecka obok nich! 
  Ruda najpierw się nerwowo uśmiechnęła, potem pobladła. Zrobiło jej się słabo. Aż musiała usiąść na pobliskiej ławce.
- I powiedz - kontynuował ZB9 - gdzie ona ukrywała chłopaczka i dziecko kiedy ze mną sypiała, co?!
  Znowu go ponosiło, więc Kubiak go trochę uspokoił.
  Majka się w końcu zaśmiała. I śmiała się płacząc jednocześnie, a siatkarze nie rozumieli nic a nic.
- Boże, Bartman, ty serio jesteś skończonym idiotą. 

***
- Ola, no, nie dźwigaj! - Marcin do mnie doskoczył i odebrał mi z rąk duże, kartonowe pudło. Nie miałam nic do gadania, jak zwykle w tej kwestii. 
- No przecież też mogę trochę ponosić. - Burknęłam krocząc obok niego.
Nic nie odpowiedział tylko spiorunował mnie wzrokiem. Westchnęłam. jedyne, co mogłam zrobić to otworzyć mu drzwi i za nim wejść do naszego nowego domu. 

No właśnie: NOWY DOM. Nasz nowy dom. Piękny, pokaźny, nowoczesny. Z dużym ogródkiem. Umiejscowiony na obrzeżach miasta. Spokojna, strzeżona dzielnica. On, ja i Amelka. Czego chcieć więcej? 
- Dobra, ja lecę do pracy jeszcze. - Marcin położył pudło na stosie innych i podszedł do mnie. Dał mi buziaka w policzek.
- Ok. Ja trochę rozpakuję tych rzeczy, a potem Majka przywozi małą.
Uśmiechnął się i wyszedł. 

  Usiadłam na okrytej jeszcze przezroczystą folią kanapie i przeczesałam włosy palcami, patrząc się na armagedon panujący w pomieszczeniu, który w ogóle nie przypomina salonu. Czekało mnie dużo roboty. Dwie godziny i wraca Amelka. Chyba powinnam zacząć od porządkowania jej pokoju... 
  Dom nie był aż tak ogromny, jednak w porównaniu z naszym katowickim mieszkankiem robił wrażenie. Fakt, że do tej pory Marcin mieszkał tu sam jeden było przerażające, aczkolwiek nie dziwne. Jego ojciec, gdy był młody założył firmę, która teraz świetnie prosperuje. Nie zdziwił nikogo fakt, jak otworzył kilka filii i uczynił jednego ze swoich synów prezesem jednej z nich tutaj, w Rzeszowie. Marcin miał ustawione życie, ogromny dom i kilka problemów, między innymi nas. Choć była też druga strona, w której obydwoje poszliśmy na idealną dla nas ugodę. W sytuacji i Marcina i mojej, to było najlepsze rozwiązanie, by zamieszkać razem i założyć rodzinę. I chodziło tu przede wszystkim o Amelkę. 
 Jeśli chodzi o moje studia, na razie przerwałam naukę po trzech latach. Owszem, mam zamiar ukończyć jeszcze magistra z fizjoterapii, jednak najpierw odchowam małą. 
  Cóż, nie planowałam tego, ale czasem tak w życiu bywa, że podejmuje się zaskakujące, aczkolwiek potrzebne decyzje...
  Dwie godziny do przyjazdu dziewczyn minęły bardzo szybko. Byłam akuratnie w kuchni i zobaczyłam przez okno, jak samochód wjeżdża na podjazd i po chwili moja przyjaciółka z uroczą blondyneczką na rękach zmierzają w stronę domu. 
- No cześć, cześć. - Powitałam je na przedpokoju. Wzięłam małą na ręce. - Jak się bawiłyście?
- Pospacerowałyśmy trochę, szybko zleciało.
  Majka, niby zadowolona, miała jakąś taką skwaszoną minę momentami.
- To w podziękowaniu cappuccino i jabłecznik, co? - Zaproponowałam i nie czekając na odpowiedź, popchnęłam przyjaciółkę w stronę kuchni. 

- Pić, pić. - Poprosiła Mała.
- Już ci dam, myszko. Ciocia cię musiała nieźle wykończyć! - Zaśmiałam się sadzając ją w krzesełku dla dzieci.
- Kto kogo! - Zakpiła ruda. - Dobrze wiesz, jaka ona żywiołowa jest. Daje popalić.
- Taa, wiem. - Podałam buteleczkę z soczkiem blondyneczce, a nam zrobiłam dwa cappuccina. Do tego jeszcze pyszny jabłecznik i w trójkę siedziałyśmy zajadając pyszny deser. 

- Dobra, powiedz mi. Przemyślałaś moją propozycję? - Zapytałam Majki.
  Wiedziałam, że będzie odbywała praktyki w Rzeszowie, więc lepiej byłoby jej mieszkać z nami na ten czas zamiast wynajmować mieszkanie. Ona się jednak upierała, że nie będzie nam się narzucać. W głębi serca jednak miałam nadzieję, że zmieniła zdanie. 

- No coś ty, Ola. Mówiłam ci już, że odpada. Poza tym z tego mieszkania mam bliziutko na halę. Rzut beretem, o! - Cóż, był to bardzo dobry argument.
- Ale wiesz że Marcin też pracuje w tamtym rejonie, moglibyście razem jeździć.
- Ola, daj spokój, już mi starzy opłacili mieszkanie na miesiąc. Poza tym wiesz, że będę tu u ciebie często. Jeszcze będziesz mnie miała dosyć! - Zaśmiała się.
  Tymi słowami zakończyłyśmy ten temat. Majka należała do niezwykle upartych osób, więc nie było sensu dalej się spierać. Poza tym sama nie wiem, czy na jej miejscu chciałabym się narzucać.
- A jak tam z praktykami? - Zapytałam. - Załatwione wszystko do końca? 

- Tak, załatwione. Po weekendzie zaczynam. - W sumie nie wyglądała na specjalnie zadowoloną z tego faktu.
Była tam. Bardzo prawdopodobne, że ich spotkała. Bardzo prawdopodobne, że z nimi rozmawiała. Ale nie mogłam tak po prostu o to zapytać. Po co miałam się dobijać?...

- Misiek! - Krzyknęła nagle Amelka, cała ubrudzona z ciasta.
- Co misiek? - Zdziwiłam się zerkając na małą.-  W pokoju są, wszystkie już rozpakowałam.
- Nie, misiek! - Powtórzyła, a ja nic z tego nie rozumiałam. - Ten pan... 

- Pan? - Spojrzałam podejrzliwie na Majkę. - Pan Misiek? 
- Tak. Dzwonił do cioci i ciocia była zła. - Tak, małe dzieci wszystko wykablują.
  Pozostawało tylko pytanie, czy chciałam wiedzieć, czego chciał ten patałach?...

- Miałam ci powiedzieć, ale... - Ruda podrapała się po głowie. - No, sama wiesz...
- Nie no - wzruszyłam ramionami - w sumie to tylko Kubiak, będziesz z nim pracować więc pewnie nie raz o nim jeszcze usłyszę.
Nauczyłam się już udawać, że to mnie nic a nic nie obchodzi.
- Ale w sumie to nawet nie o niego chodzi, tylko o Zbyszka... - Gdy to powiedziała, serce momentalnie mi stanęło. - Ale... 

- Dobrze się miewa? - Wymusiłam uśmiech na swojej twarzy.
- Kurde, Ola... niby wszystko ok, niby nie.. wiesz, że on wtedy był w Katowicach? Ola, on wrócił, bo mu zależało...


***
Majka wyszła od Oli jak tylko Marcin wrócił do domu. W sumie to żałowała, że powiedziała przyjaciółce o Bartmanie; wyglądała potem na taką... przygaszoną? Smutną? Albo taką obojętną... Ruda była w fatalnym położeniu. Z jednej strony dowiedziała się prawdy o uczuciach Bartmana i mogłaby im nie co pomóc, choć oboje już mają kogoś innego. Z drugiej jednak strony, psuć to, co postanowiła Ola? To była chyba jej najważniejsza decyzja w jej życiu, która wymagała dużej odpowiedzialności i przemyślenia. Nie mogła zatem tak po prostu naciskać na ich ponowne spotkanie, to nie miałoby najmniejszego sensu.
  Dlatego tak bardzo wahała się, czy spotkać się z Kubiakiem jeszcze tego wieczoru. Dzwonił, bardzo nalegał, więc w  końcu uległa. I nie chodziło tylko o rozmowę o tym, jakim ZB9 jest idiotą. Tak po prostu czuła, że chce i błędy sprzed roku nie powinny jej stać do tego na drodze.
Po co żyć przeszłością?

- No cześć. - Uśmiechnął się słodko.
Spotkali się w parku. Było jeszcze ciepło i jasno, mimo późnej godziny.
- Cześć, Michał. 

  Od razu ruszyli parkowymi alejami, powoli spacerując ramię w ramię. Początkowo nic nie mówili. Ruda nie chciała się wyrywać, przecież to on chciał się spotkać.
- Ty w Rzeszowie, miła niespodzianka. - Rzucił.
Tak, super. Kubiak, tylko na to cię stać? 

- No tak się złożyło, że wysłali mnie do waszego klubu na praktyki. - Powiedziałam. Nie chciałam mu tego utrudniać, i tak wyglądał na trochę speszonego i zawstydzonego. Cóż, ta cała sytuacja nie tylko jego przytłaczała.
- Szczęście. - Wyszczerzył zęby i spojrzał na nią.
"Szczęście"? Ona o tym myślała raczej inaczej.
- No, szczęście. Jest tu wielu siatkarzy, których chciałam poznać. Na przykład Mistrz-Igła. - Starała się rozluźnić nieco tę napiętą atmosferę.
- Igła? Ten pajac? - Zaśmiał się głośno, aczkolwiek nie nabijał się z kolegi z drużyny. - Nie wystarczy ci, że znasz mnie?
- Znam, tylko że...
- Wiem, wszystko się spierdoliło. - Założył ręce za głowę i spojrzał gdzieś w górę, w niebo między gałęziami drzew. - Przepraszam za to. Zachowaliśmy się jak dzieci. Ale musisz wiedzieć, że Bartman serio to wszystko przeżywał. Przez jakiś czas chodził naprawdę podłamany. Zależało mu, pojechał, a zobaczył szczęśliwą rodzinkę. Nigdy nie miał szczęścia do związków, dlatego miał plakietkę playboy`a. Miał nadzieję, że może tym razem.. no, sama wiesz. 

- Tak, wiem. 
Oboje mieli jakiegoś pecha, pomyślała ruda. Mogła pójść się pożegnać pięć minut później, nie usłyszałaby o tym zakładzie i koniec sprawy. No, stało się. Ale to było cholerne zrządzenie losu, że przyjechał akurat wtedy. Może gdyby przyjechał dzień wcześniej, porozmawialiby, wszystkie następne wydarzenia nie byłyby aż tak ciężkie dla biednej Oli? Miałaby w kimś jeszcze większe wsparcie, niż sama jedna mogła dać jej przyjaciółka. 
- Wiesz, Michał... ja ci opowiem, jak to wszystko było, jak to teraz wygląda...
 Usiedli na pobliskiej ławce. Siatkarz czekał, aż dziewczyna zbierze wszystko do kupy. Westchnęła głęboko i zaczęła opowiadać...


Michał Kubiak, po usłyszeniu całej historii, wprost nie mógł w to  wszystko uwierzyć...


____________________________________________________________
Macie, macie kolejny! 
Och, tak bardzo cieszę się, że pojawiają się komentarze od czytelników. Jest mi niezmiernie miło, że czytacie! CHoć mam nadzieję, że mimo mojego pomysłu na to opowiadanie, nie przestaniecie czytać. 
Do koleżanki: Tak, oglądam Pretty Little Liars. Uwielbiam to, ale w sumie nie dlatego wzięłam Lucy Hale do tego opowiadania. Po prostu... tak mi jakoś pasuje heh :) A lubię ozdabiać opowiadanie zdjęciami. 



+ Zapraszam jutro na nowy rozdział, myślę, że już wszystko Wam rozjaśnię, a może i nie... haha.
Bo na razie robię chyba ogromne kiełbie we łbie. ;D

Pozdrowienia z Katowic! :)






wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 6. Wiele niedomówień.

Biegłam co sił w nogach, byleby tylko zdążyć nim odjadą. To Majka mnie poganiała, widząc jak się ubieram i to ona wypchnęła mnie z domu. Doskonale wiedziała, co czuję. Od samego początku. Dlatego biegłam. Chciałam rzucić mu się w silne ramiona, zapłakać na pożegnanie, machać mu z uśmiechem na twarzy i przeszklonymi oczami. I powiedzieć nie "żegnam" a "do zobaczenia, Zbyszku".
Nie mogłam tego wytłumaczyć nawet samej sobie, jak biegnąc starałam się uspokoić swoje szaleńczo bijące serce. A biło tak, jakby chciało wyskoczyć z piersi, wpakować się z nimi do samochodu i odjechać. Razem z Nim.
Nie wiedziałam do końca co czuję. Nie, to nie była miłość na pewno. Zbyt wcześnie by powiedzieć kocham. Wiedziałam jednak, że jeśli nic nie zrobię, stracę faceta swojego życia. Stracę tego jedynego.
 A przynajmniej tak myślałam, dopóki nie dobiegłam na parking przy akademikach..
Mijałam właśnie budynek kiedy ich zobaczyłam. Stali kilka metrów dalej, więc doskonale słyszałam, co mówili. O czym rozmawiali. O mnie. Dlatego też cofnęłam się za próg i na wszelki wypadek nasłuchiwałam.
- ... no nie mów, że chcesz na nią czekać. Pobzykałeś, wystarczy ci. - To był głos Zatorskiego.
- Ta. Poza tym musimy mu się ściepać na tą stówę, wygrał zakład. - Dodał Kubiak zmarnowanym głosem. - Powiedz chociaż prawdę, ganiałeś tak za nią czy za kasą, co? - Zaśmiał się.
Moje serce momentalnie stanęło.
Zbyszek nie odpowiedział, zaśmiał się jedynie głośno.
Nie potrzebowałam nic więcej wiedzieć. Byłam zakładem. Byłam nic nie wartą dziewczyną. Znowu facet zabawił się moim kosztem. I znowu na moje własne życzenie....

***
Kubiak wyglądał na niesamowicie zdruzgotanego przegranym zakładem.
- Musimy mu się ściepać na tą stówę, wygrał zakład. - Rzucił smutno.
Wszyscy się zaśmiali, nawet Bartman, choć od początku nie do końca było mu do śmiechu. Teraz jednak mina jego przyjaciela nie pozwoliła mu zachować powagi.
- Powiedz chociaż prawdę, ganiałeś tak za nią czy za kasą, co?
  Bartman wpakował swoją torbę do bagażnika samochodu Pita. Westchnął głęboko. Sam nie do końca wiedział, czego oczekiwał. Moze i mógłby.... nie, to byłoby zbyt upokarzające. Zaśmiałaby mu się w twarz. Przecież sam się zgodził na seks bez zobowiązań i nic nie mógł więcej z tym zrobić. 
- Nie wezmę od was żadnej kasy. - Powiedział. - Nie traktowałem jej jak kolejnego durnego zakładu. 
- Tak jak myślałem. Za bardzo się starałeś jak na głupią stówkę. - Cichy Pit uśmiechnął wyszczerzył zęby.
- Cóż, trzeba przyznać, że łatwo nie było.
- Ale za to było warto. - Dodał Zati.
- TO co zamierzasz?- Wprost zapytał Misiek. - No bo wiesz, w sumie, to ustatkować byś się już mógł... 
Zbyszek się zaśmiał.
- Ocipieliście. Przecież ona mnie nie zechce tak na poważnie. Sama powiedziała, nawet podkreślała, "żadnych zobowiązań". - Bartman wyglądał na zasmuconego tym faktem.
Nie mówił nie, ale nie był też pewny swoich uczuć. On wyjeżdżał, ona zostawała tutaj. Jaki sens jest to ciągnąć na odległość? A nawet jeśli był sens, to czy ona sama by chciała, czy Bartman by się tylko wygłupił?
- Niejedna przecież dałaby się za to zabić. - Misiek poklepał go po ramieniu.
- Jak widać nawet nie przyszła się pożegnać, więc chyba ona nie jest tą "niejedną".
Bartman zerknął na zegarek. Minęło już dwadzieścia minut, odkąd mieli odjechać, więc szansa na to, ze przyjdzie, równała się zeru.
- Chodźcie, spadamy stąd. - Wsiadł do samochodu na miejsce obok kierowcy.
Pozostali również zajęli swoje miejsca. Piotrek, nim przekręcił kluczyk w stacyjce, spojrzał z troską na swojego przyjaciela.
- Jesteś pewny? - Zapytał cicho.
 I gdy Bartman pewnie skinął głową, odpalił silnik i odjechali.

***
Majka czekała w mieszkaniu popijając kawę. Gdy mnie zobaczyła od razu uśmiechnęła się od ucha do ucha i ciekawska, zaczęła wypytywać:
- I co? I jak? Co powiedział?! - Ekscytowała się.
Spoważniała dopiero wtedy, gdy dostrzegła moje zapuchnięte, przeszklone oczy i zobojętniałą minę.
- Nic nie powiedział.
- Jak to? Dlaczego?
- Nic nie powiedział, bo ja mu nic nie powiedziałam.- Rzuciłam, niby to obojętnie, choć w głębi serca czułam okropny, tępiący ból.
- Nie zdążyłaś? - Zdziwiła się. Od razu sięgnęła po telefon. - Czekaj no, zara ich z powrotem tu sprowadzę!... 

- Nie, Majka! - Wyrwałam jej z dłoni telefon, by nie robiła takich głupstw. A miała je w zwyczaju, przyzwyczaiłam się. - Po prostu ja... Ja usłyszałam co nieco na mój temat.
- To znaczy?
- To, że byłam zakładem... - Najpierw smutna spuściłam głowę, a po chwili spłynęły łzy po moich policzkach. Znowu. A emocje targające mną dosłownie rozrywały mnie od środka. - Rozumiesz, Majka? Zabawił się mną. Znowu byłam zabawką. A ja... ja pierdole, jestem taka naiwna! Czy ja serio myślałam, że trafiłam na odpowiedniego? Że warto się postarać dla tego związku?! Kurwa mać! - Wrzasnęłam.
Ruda podeszła do mnie, chcąc mnie przytulić, ale stanowczo odepchnęłam jej dłonie. W takich chwilach nie chciałam pocieszenia, nie chciałam przytulania. Pragnęłam po prostu zostać sama.
- Ja... muszę to przemyśleć. Sama. - Powiedziałam.
Wyszłam z mieszkania ze złamanym sercem, które musiałam sobie jakoś w samotności pozszywać. 


Wróciłam do domu jakoś po północy. Nie zdziwił mnie fakt, że Majka siedziała w kuchni i na mnie czekała. Gdy zadzwoniła do mnie popołudniu nie nalegała, żebym wróciła. Chciała się jedynie upewnić, że nic głupiego nie zrobiłam. No i pozwoliła mi pobyć trochę samej. Choć wiem, że strasznie się o mnie martwiła. Musiałam jednak to wszystko przetrawić, przemyśleć. Musiałam... pogodzić się z tym, że znowu zostałam potraktowana jak zabawka.
- Olu, tak mi przykro... - Przytuliła mnie, gdy tylko przekroczyłam próg kuchni.
 Wtedy łzy wypłynęły z oczu. Znowu. Czy to się nigdy nie skończy? To płakanie przez złamane serce? Czy życie zawsze musi mi kłaść kłody pod nogi? Dlaczego po prostu nie mogę zaznać jakiegoś trwałego szczęścia?! Dlaczego... dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotyka?...
Nie wiem ile trwałyśmy w uścisku, jednak gdy mnie puściła, pozostały tylko zaschnięte łzy na policzkach i opuchnięte oczy.

***
- (...) I można rzec, że własnie tak skończyła się moja krótka przygoda z tym siatkarzem. - Opowiadam już po raz n-ty, jakaś zobojętniała na to wszystko.
Dziś mija równo dziesięć miesięcy odkąd ostatni raz go spotkałam. To już moja szósta wizyta u psychologa, na które przekonała mnie Majka. I nawet nie chodziło o potocznie złamane serce. Co noc muszę brać krople nasenne albo tabletki przeciwbólowe. Migreny są na porządku dziennym. Nie potrafię się skupić na studiach i choć w planach mam tylko ukończyć licencjat, nie wiem czy podołam.
- Myślę, że to już powinna Pani zostawić daleko za sobą. - Mój psycholog powtarzał mi to od pierwszej wizyty. Jakoś tak wyszło, że za każdym razem najpierw streszczam mu moje miłosne upadki, dopiero potem przechodzę do sedna sprawy.
- Wiem, Panie doktorze, - mówię - ale mam wrażenie, że to ma jakiś związek... nie. A moze i nie ma...
- Owszem, ma. W tej sytuacji, w jakiej się Pani znalazła, potrzebna jest  stabilizacja. Pewność nie tylko dla Pani, ale i dla Amelki.
 No właśnie, Amelka... Jest jeszcze ona. I to było kolejne zmartwienie na mojej obolałej głowie. Zbyt duży ciężar spadł na moje barki w jednej chwili. Stanowczo. Oczywiście ona nie jest problemem, nie! Kocham ją i w ogóle. Ale teraz... z nią wszystko się zmieniło. Muszę szybko ukończyć ten licencjat i stworzyć jej prawdziwy dom.
- Wiem, doktorze. Ona jest mała i nie rozumie. Za to ja mam wrażenie że sama sobie z tym nie poradzę. 

- Jest Pani silna, wiec wszystko będzie w porządku. Jednak musi pani zaufać najpierw samej sobie, a dopiero potem mężczyźnie, który pokocha was dwie. 
  Jak zwykle, ma rację. Szkoda tylko, że jeszcze potrzebuję wielu wizyt, by sobie to do końca poukładać.
 Dziękuję za dzisiejszą sesję i wychodzę, pełna rozterek i pytań, na które nikt nie jest w stanie mi odpowiedzieć.
  Wszystko jest nie tak, jak być powinno. Wszystkie możliwe nieszczęścia spadły właśnie na mnie... no i na malutką Amelkę. Jak to dalej będzie, jak się ułoży i czy w ogóle się ułoży? Podołam czy potknę się gdzieś po drodze i już nie wstanę?
Tak bardzo chciałabym, by to było łatwiejsze... 


_________________________________________

Hej Wam i dzień dobry! A właściwie, hm, dobry wieczór? 
To już kolejny, już 6 rozdział ii... odważę się powiedzieć, że teraz rozpocznie się prawdziwa jazda, rozkręci się akcja i będzie się działo! 
No bo.. kim jest Amelka? Czy to serio koniec z Bartmanem? Czy on really really ją tak po prostu olał? Jak to się dalej wszystko ułoży?! 
Czytajcie dalej ! No i komentujcie <3
Buźka!