sobota, 21 czerwca 2014

14. Początek serii niespodzianek.

- Jeny, ten Kubiak dalej jest idiotą. - Skwitowałam zachowanie siatkarza na głos, słysząc że Bartman wyszedł z łazienki.
- Co zrobił? - Zapytał z przedpokoju.
- Zadzwonił. Odebrałam a on się rozłączył. - Zachowanie Kubiaka pozostawiało wiele do życzenia, ale przejmowanie się tym nie należało do moich życiowych priorytetów. Niech go Majka ogarnie.
Bartman wszedł do kuchni, więc powoli odwróciłam się w jego stronę. - Pozwoliłam sobie odebrać, bo przecież się dobijał jak... - Zawiesiłam głos.
Cholera! - Syknęłam do siebie w myślach. - Musiał wyjść z łazienki z zaledwie ręcznikiem owiniętym wokół bioder?! Momentalnie poczułam ciepło na dole, w intymnych okolicach. A na twarzy na pewno pojawił się rumieniec. Ale czemu mnie to nie dziwi? Specjalnie to zrobił, na pewno!
Zbigniewie Bartmanie, niech cię szlag!
- Przepraszam, że się nie ubrałem - powiedział, a mnie zatkało - ale zapomniałem ubrań wziąć z pokoju.
 Tak, naprawdę, to cię tłumaczy, dodałam z ironią w myślach.
- Przeżyję.
- A Kubiakiem się nie przejmuj, odkąd Majka się tu zjawiła jebie mu na mózg. - Wytłumaczył zachowanie kolegi. No tak, to wiele by tłumaczyło. - Weź prysznic, ja zrobię herbatę.
  Nie kłóciłam się z nim, ponieważ wizja wracania w takim stanie do domu niekoniecznie mi się podobała. Już czułam jak w moim nosie zbiera się gęsty katar. Gorący prysznic przed półgodzinną droga na pewno dobrze mi zrobi.
Podczas gdy gorąca woda spływała po moim nagim, rozgrzanym ciele (nie wiem, czy rozgrzanym od gorączki czy od wcześniejszego widoku praktycznie nagiego Bartmana), myślałam o tym, co robię. Dlaczego się na to zgodziłam? Dlaczego sama siebie katuję? Dlaczego po prostu nie mogę zapomnieć i żyć nowym, idealnym życiem? I ... dlaczego, Zbyszku, po prostu nie możesz odpuścić i dać mi spokoju?...
  Wyszłam ubrana zaledwie w t-shirt, który dał mi siatkarz. Ale nie przeszkadzało mi to, ponieważ i tak koszulka sięgała mi prawie do kolan. Po zapachu cudownej, imbirowej herbaty dotarłam z powrotem do kuchni. Na stole stał dzbaneczek z gorącym napojem, jednak po siatkarzu ani śladu. Pora więc zobaczyć, jak mu się tu żyje, nie?
Niepewnie przeszłam wzdłuż przedpokoju. Przecież nie mógł wyjść. - Zbyszek? - Zapytałam.
- Tu jestem. - Usłyszałam z jednego pokoju, do którego drzwi były minimalnie uchylone.
Pierwsze, co pomyślałam, to że to jego kolejne zagranie by ściągnąć mnie do łóżka. Jednak gdy go zobaczyłam, od razu (o dziwo) zmieniłam zdanie. Był już całkowicie ubrany: w przetarte, stare jeansy i białą koszulkę. Rozwieszał na stojącym obok okna grzejniku moje mokre ubrania. Gdy weszłam odwrócił się i lekko uśmiechnął. - Myślę, że za godzinkę będą suche. - Nie wiem, czy tymi słowami próbował mnie pocieszyć? Załagodzić sytuację? CHyba nie miałam aż tak złowrogiej miny? A może dalej myślał, że zaraz stąd zwinę?
Wyszliśmy z pokoju. Ogólnie byłam w szoku. Nie znałam go od tej strony. Zawsze tylko seks miał w głowie. I choć znajdowaliśmy się w jego przestronnym pokoju, z  wielkim łóżkiem na środku przy ścianie, on nic nie zrobił. Gdzie się podział ten wybuchowy, napalony Zbychu? Powoli naprawdę zaczynałam się martwić.
 Usiedliśmy w kuchni. Nalał gorącą herbatę do dwóch kubków i przez dłuższą chwilę oboje grzaliśmy na nich swoje ręce. Kątem oka mu się bacznie przyglądałam; oczy nie były już szare, tylko standardowo- zielone, ale jeszcze trochę przygaszone. Blada, nietypowa dla niego cera - musiał długo czekać, na pewno przemarzł. Przeze mnie. Pod nosem jednak widniał malutki, ledwo widoczny uśmiech. A może to nie był uśmiech, tylko tak mi się wydawało?...
- Jakie to głupie, prawda? - Zapytał nagle. Kompletnie go nie zrozumiałam.
- Ale co?
- To, że ostatnio jak piliśmy razem herbatę, siedząc na przeciwko siebie, nie potrafiliśmy przestać ze sobą rozmawiać.
  Poczułam dreszcze na ciele. Wspomniał właśnie Katowice. Wspomniał przeddzień ich wyjazdu, kiedy siedzieliśmy u nas w mieszkaniu i rozmawialiśmy na jakieś naprawdę głupie tematy. Ale miał rację - wciaż rozmawialiśmy, wciąż się śmialiśmy. A teraz?...
- Po prostu wiele się zmieniło. - Westchnęłam. Nie wiedziałam, co innego mogłam mu powiedzieć.
- U mnie nic się nie zmieniło, Ola. Dalej cię pragnę. - Jego zielone tęczówki powędrowały wprost na moją twarz. Od razu uciekłam spojrzeniem. - Wróćmy do tego, co było. Chcę być z tobą.
Moje serce podskoczyło do gardła.
- Ale u mnie się zmieniło. Mam dziecko pod opieką i nie mogę cofnąć się do tych beztroskich, studenckich czasów.
- Miałem na myśli powrót do tego, co nas łączyło. A Amelka... - namyślał się chwilę - pozwól, że zaopiekuję się nią razem z tobą...
  Takie słowa sprawiają, że dziewczynie chce się płakać. Naprawdę. Zbyszek nie wiedział, na co się chce porwać. Nic nie rozumiał. Tak łatwo mu jest obiecać wspólne życie? Tak łatwo mu przeszło przez gardło, że chce z nami być?...
- Nie wiesz co mówisz. Jak zwykle rzucasz nieprzemyślane słowa.
- Wiem, co mówię! - Uniósł się trochę.- Wiem, że nie mogę o tobie zapomnieć!
- Mam narzeczonego.
- Z przymusu. - Skrzywił się.
- Skąd wiesz?
- A kochasz go? Kochasz?
 Zamilknęłam. Mogłam tak po prostu powiedzieć, że tak. Że kocham Marcina. Ale czy nie wystarczy, że oszukuję już samą siebie?
- Nie chodzi o uczucia, Zbyszku, chodzi o to co jest lepsze w sytuacji, w jakiej jestem.
- A co on ci da, czego ja ci nie dam? Mam pieniądze. Mam dom!...
- Zbyszek! - Przerwałam mu. - Nie chodzi o rzeczy materialne! On... on mi da gwarancję, że zawsze ze mną będzie. A ty...
- Nie ufasz mi. - Dokończył za mnie, a ja skinęłam głową.
Nie ufałam żadnemu mężczyźnie. Każdy koniec końców mnie zostawił. A nie mogłam sobie pozwolić na to będąc z Melą. Musiałam myśleć również o niej...
- A jeśli ci udowodnię, że możesz mi zaufać? - Cały Bartman, nie dawał za wygraną.
Spojrzałam na niego. Minę miał naprawdę godną pożałowania.
- To nie zmieni faktu, że wychodzę za mąż.
- Nie zmieni, po prostu ja stanę obok ciebie przed ołtarzem.
- Zbyszek. Daj już spokój. Po prostu.. po prostu zostańmy znajomymi.
 Zacisnął usta. Pewnie dalej drążyłby ten temat, ale ja już niekoniecznie chciałam. Upiłam kilka łyków już nieco przestygniętej herbaty i wstałam - Zadzwonię do domu.
  Wyszłam na przedpokój pozostawiając Bartmana na chwilę w kuchni. Wolałam zadzwonić zapytać, co z Amelką, a przy okazji nieco ochłonąć. Gdyby Bartman zachowywał się normalnie.. nie wiem, zaczął być nachalny, krzyczałby, wybuchłby ... jakoś łatwiej byłoby mi się z nim pokłócić. Zwyzywać go. Może to głupie, ale poczułabym się lepiej. A jak on robi z siebie takiego cierpiącego siatkarzyka, nawet nie jestem w stanie na niego podnieść głosu. Jego zachowanie, niczym zakochanego licealisty - ściska mnie za serce.
Marcin odebrał po jednym sygnale.
- Cześć, Marcin. Jak tam Amelka? - Zapytałam.
- Śpi już od godziny. - Poinformował mnie narzeczony cichym głosem. Pewnie siedział u niej w pokoiku jeszcze.
Ulżyło mi. Skoro zasnęła, nie musiałam się spieszyć. Biedna, wieczory miała koszmarne. Z reguły przed snem zaczynał się płacz i wrzask, że chce do rodziców... te momenty po prostu mnie przerastały.
- To dobrze.
- A u ciebie w porządku? - Zapytał.
- Tak, w porządku... - Westchnęłam. Wiedziałam, że mnie nie będzie wypytywał o szczegóły, tak jak i ja go nie wypytuję o późne powrotu do domu.
W tym momencie na przedpokój wyszedł również Bartman, a mnie zatkało. Coś.. coś się w jego spojrzeniu zmieniło. Jego wyraz twarzy się zmienił. A ja zaniemówiłam, prawie wypuszczając telefon z rąk. Zupełnie jakbym śniła...
- Jakby coś, to dzwoń, kochanie. - Powiedział tylko, jakby się domyślając gdzie jestem.
- Dobrze. Wrócę niedługo. - Rzuciłam krótko, by siatkarz nic nie mógł wywnioskować z naszej rozmowy.
Gdy tylko się rozłączyłam, Bartman podszedł do mnie stawiając zaledwie dwa duże kroki i wpił się w moje usta. Nawet się nie opierałam, tylko od razu odwzajemniłam dziki i namiętny pocałunek. Popchnął mnie tak, że znalazłam się na ścianie, a on napierał na mnie całym swoim ciałem całując obojczyk, szyję po samo ucho, potem znowu usta. Jego ręce powędrowały bez zastanowienia na moje gołe uda i wędrowały ku górze. Szarpnął zachęcająco za brzeg moich majtek, a ja już byłam cała rozpalona i mokra od jego dotyku. Koniec końców ja nie mogłam złapać tchu, a on zaspokajał mnie samym swoim dotykiem. A gdy włożył rękę do majtek, myślałam, że wybuchnę..
- Ola? Ola, jesteś tam? - Marcin sprowadził mnie do rzeczywistości.
Dobra, Bartman tego nie zrobił. To była tylko moja erotyczna wyobraźnia.
- Tak, przepraszam.
- Jakby coś, to dzwoń słońce. - Powiedział, jakby naprawdę domyślał się, gdzie jestem. Albo z kim.
- Ok, niedługo będę. - Powiedziałam i się rozłączyłam.
Spojrzałam ponownie na stojącego jakieś dwa metry przede mną Zbyszka, wciąż się we mnie wpatrującego tymi zielonymi oczami. Od razu w głowie pojawił się obraz tego, co ze mną robił w moich myślach. Czego - między nami - żałuję, że nie zrobił. On naprawdę chyba tego nie chciał. A ja? Chciałam. Ale nie mogłam mu powiedzieć: "Uprawiajmy dziki, namiętny seks, bo mam chcicę. A potem cię zostawię". I jedyne, na co mnie było stać, to głośne westchnięcie. No i rzecz jasna, zadałam najgłupsze pytanie ever.
- Myślisz, że te ubrania już wyschły?
No tak, przecież tak bardzo mi się spieszy do domu, zwłaszcza że mam ochotę na seks...

***
Gdy Majka czegoś nie wie, to staje się bardzo dociekliwa. A jak ktoś nie chce jej czegoś powiedzieć, robi się zła. A złej Majki nie idzie znieść.
Tak było następnego dnia, kiedy (na nieszczęście Olki), Ruda miała wolne. Chłopcy nie mieli treningu po wczorajszej katastrofie z Bełchatowianami, więc dzisiaj hala na Podpromiu świeciła pustkami. Jedynym plusem był chyba fakt, że na dworze momentalnie zrobiło się ciepło - w końcu, jak na lato przystało. Bez upałów, ale zawsze coś.
- Kurwa, wiedziałam. - Ruda klasnęła w dłonie. Siedziały właśnie na ogródku u Oli, podczas gdy Amelka latała za uciekającą jej ciągle piłką. - Wiedziałam, że to ty tam jesteś a nie jakaś blond lalunia na pocieszenie. - Wyrwało jej się jeszcze. - Ale nie, Kubiak musiał się rozłączyć jak skończony idiota.
- "Blond lalunia na pocieszenie"? - Podłapałam, ale chyba nie chciałam wiedzieć o co chodzi..- Dobra, nieważne.
Ruda cmoknęła. - No nieważne. Ważne jest, do jakiego konsensusu doszliście.
- Od kiedy ty takich mądrych słów używasz co?
- Nie zmieniaj tematu małpo, tylko gadaj.
  Westchnęłam. Zapewne oczekiwała opowieści rodem z ksiażki, w której bohaterka rzuca się w ramiona ukochanego i żyją długo i szczęśliwie. Ale cóż, nie doczeka się tego.
- No... wiesz, jakie jest moje zdanie. I nie zmieniłam go.
- No nie mów, byłaś u Bartmana w mieszkaniu i bzykanka nie było? - Zszokowała się, jakby to było co najmniej dziwne.
- Laska, tobie chodzi tylko o jedno.
- Nie, ale wiesz. Bartman, który nie rucha, to dziwny Bartman. - Skwitowała biednego siatkarza. Gdyby tu był, chyba zakopałby ją do ziemi i zrobił jeszcze "na niej" babeczkę z piachu. - Ty! - Krzyknęła nagle i wstała z ławki.
- Co?
- No to! On jest kurna serio zakochany! - Wytrzeszczyła oczy, na co tylko ja się skrzywiłam. Serio, niekoniecznie chciałam o tym rozmawiać... - No bo wiesz, tak myślą faceci: Porucham, pomyśli że chodzi mi tylko o seks. Nie porucham, zobaczy że mi na niej zależy i nie chodzi mi tylko o seks.
- Łał, Majka, gdzie ty się tak nauczyłaś czytać z zachowania przerośniętych pajaców, co? Te praktyki cie zniszczą...
  Zabawnie cmoknęła i przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. Na całe szczęście.
Musiałam jednak przyznać, że co nie co w tym racji było. Zbyszek nawet nie próbował mnie dotknąć.
- Wiesz, coś w tym jest.. - Westchnęłam. Po prostu świetnie, on się pilnuje żeby mnie nie przelecieć, bo mu na mnie zależy, a ja wtedy mam niesamowitą ochotę na seks.
- No jest. Bartman w twoim przypadku myśli mózgiem a nie penisem, muszę mu chyba pogratulować. - Zachichotała. - Ale nieważne. Pytanie tylko co zamierzasz?
- Nic nie zamierzam. Zostawię wszystko tak jak jest.
Moja przyjaciółka już nic nie powiedziała, spiorunowała mnie jedynie spojrzeniem na zakończenie tego tematu. I dobrze, przecież doskonale wiedziała, że nie mogę sobie zmieniać zdania ot tak.
- Srał ich wszystkich pies. - Prychnęła w końcu. - I tak ci nie przegadam. Ale za to... pomożesz mi z czymś.- Przeraziłam się, bo jej mina teraz wyglądała niczym mina córki szatana. Cóż, mogłaby z nim konkurować. Jak sobie umyśli jakiś niecny plan, obdarzy mnie tym spojrzeniem a pod jej nosem pojawi się ten szeroki uśmiech - po prostu serce mi staje. A jak się jeszcze diabelsko zaśmieje, koniec świata.
Chociaż z reguły jej pomysły były po prostu głupie, nie szatańskie. Cóż.
- No to na co mądrego teraz twoja główka wpadła, hm? - Zapytałam.
Przybliżyła się i powiedziała mi na ucho. Tak, pełna konspiracja. Zwłaszcza że w promieniu kilkunastu metrów byłam tylko ja i Amelka.
- Wow, serio? - Wytrzeszczyłam na nią oczy. Podniosłam z ziemi małą blondyneczkę i posadziłam ją soie na kolanach. - Mela, chcemy się pobawić?

- Tak, tak! - Klaskała w malutkie dłonie. - Telas!
I w ten oto sposób, świetny (o dziwo) plan Majki wszedł w życie.

***

- Idiota jakich mało. - Warknął Bartman. - Pomyślała pewnie, że mnie niańczysz. 
Kubiak zrobił naburmuszoną minę i nic nie skomentował. Przecież sam miał problem! Sam przed Rudą wyszedł na przyjaciela bez serca. Ale jakoś musiał sobie z tym poradzić. 
- Dobra, nieważne. - Bartman upił łyk swojego Tyskiego. - I tak chuj z tym wszystkim... - Westchnął.
Nie wyglądał jednak na przybitego, tylko na złego. Wiadomo, Bartman nigdy się nie starał wobec dziewczyn. Zawsze je miał. A teraz, praktycznie się jednej oświadczył, a ona i tak miała to w dupie. 

- No, nieważne. Boś wszystko spierdolił.
- Tak, teraz to moja wina? Słuchaj, przecież każdemu zdarzają się błędy, sęk w tym, żeby kurwa wybaczyć, nie? 

  Dziku zmarszczył czoło. Czy jego kumpel był serio takim debilem? 
- Ale tu nie chodzi o wybaczenie. Jesteś bardzo.. bardzo... nieprzewidywalny. Raz jesteś raz cię nie ma. - Starał się wytłumaczyć, ale wypity już trochę atakujący chyba nic a nic z tego nie zrozumiał. - Ja tam jej się nie dziwię, jesteś typem który raczej nie myśli głową tylko fiutkiem. 
- Serio musiałeś to powiedzieć? - Skrzywił się Bartman. Może nie oczekiwał pocieszenia, ale na pewno nie dobicia w ziemię. - W ogóle od kiedy ty taki cnotliwy się zrobiłeś, co? No tak, Majeczka. A ona wie choć trochę o twoim życiu? Powiedziałeś jej? 
- Zamknij japę! - Warknął Misiek. Zdzielił Bartmana w głowę. 
- Powinieneś jej raczej powiedzieć, bo widzisz. Skończy tak jak ja: Zakochany, bez miłości, przepita, bez chęci do życia... 
- A idź cholera, ogarnij się chłopie bo słuchać cię nie można. 
Powoli zaczynał żałować, że zgodził się na noc u Bartmana. Fakt, że atakujący właśnie padł na kanapę i zasnął wcale go nie pocieszył. Pijany Bartman zawsze pierdoli od rzeczy, ale zdarza mu się też wyciągać cholerną prawdę i myśleć całkiem racjonalnie. No bo Kubiak też nie był święty, Kubiak też miał sekrety...
  Dziku położył się normalnie u kumpla na łóżku, przecież sam nie będzie się gnieździł gdzieś na podłodze. I gdy wpatrywał się w jasny sufit, do głowy od razu wpadły mu rude, gęste włosy i duże, przenikliwe oczy. Nie chciał przyznać tego sam przed sobą, a tym bardziej na głos, ale Bartman miał rację. Cholera, czy on serio przyznał mu rację?
Pozostawało tylko pytanie, kiedy Majce powie prawdę. Bo kiedy powie, wielka miłość pewnie się skończy. A on naprawdę nie chciał tego kończyć... 


  Gdy Michał rano wstał i zajrzał do kumpla, okazało się że ten leży na podłodze. Cóż, pewnie musiał nieźle przygrzmocić w nocy, ale że też go to nie ruszyło i nie obudziło? Nieźle musiał mieć na bani. 
- Bartman, debilu. - Trącił go lekko nogą w brzuch. - Wstawaj. 
- Nie chcę.. - Wyburczał pod nosem. 
- Chuj mnie to, że nie chcesz. Wstawaj i ogarnij swoje życie. - Powiedział Dziku i rozłożył sie wygodnie na kanapie. - Masz szczęście, że trening popołudniu, bo ja nie wiem jakbyś podołał.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu Kubiaka. Doskonale wiedział, kto do niego napisał. ba, to było przeczucie. Aż poczuł przyjemnie uczucie w żołądku, gdy na dużym ekranie pojawiło się imię: Majka.
"Cześć! Mam dla ciebie niespodziankę, także możesz przyjść na trening trochę wcześniej. ;*"

  Że co? 
- Majunia napisała? - Bartman, o dziwo, kontaktował a nie spał. Podniósł się z podłogi i walnął swoje dupsko obok Kubiaka. 
- Ta. - Siatkarz ślepo wpatrywał się w telefon. Wiadomość, niby miła, niekoniecznie go ucieszyła. - Ma niespodziankę i chciała, żebym przyjechał wcześniej na trening. 
- No to się świetnie składa!- Klasnął w dłonie atakujący. - Ona ma i ty masz. TO będzie idealny moment, żeby powiedzieć jej o twoim pojebanym życiu.
- Człowieku, ty to w ogóle serca nie masz. - Skrzywił się Kubiak i wstał. 
- Ja nie mam? To chyba ty nie masz, chcąc ciągnąć ten związek z sekretami. Powiedz jej lepiej teraz, na początku, niż potem, bo to tylko pogorszy sprawę. 
  Bartman miał rację i Michał doskonale o tym wiedział. I chyba musiał powoli dopuszczać do siebie myśl, że niedługo Majeczka zniknie z jego życia. 

***
- Kurde, jedź ze mną! - Nalegała Ruda. - Proszę!
- Majka, dziecko, sama chciałaś. 

  Śmiesznie wydęła usta i obraziła się niczym małe dziecko.
- Ja wiem, ale no... proszę, przecież Marcin jest w domu, zajmie się Melą. 
  Racja. Mój narzeczony był w domu. Jeszcze. Jutro wyjeżdżał na tydzień w delegację i sama nie wiedziałam, jak ja sobie poradzę. 
- Jedź, kochanie. - Wtrącił nagle ni z gruchy ni z pietruchy Marcin. - Przez najbliższe dni nie ruszysz się z domu bez Amelki, więc...
- EJ, ładnie to tak podsłuchiwać? - Najeżyłam się, jednak potem zaśmiałam.
No tak. Majka mnie ciągnęła do jamy wilka, a Marcin mnie do niej wypychał. Nieźle.
Ale z dwojga złego, mogłam zobaczyć jak zareaguje Kubiak na niespodziankę Majki. Cóż, pewnie się lekko... zdziwi. 

- No więc? ... - Dopytywała Majka spoglądając na mnie błagalnym spojrzeniem.
Jezu, ogarnijcie ją, bo padnę.
- No dobra... pośmieję się chociaż z kubiakowej miny.... 

 Rozrywka sto pro. 
No i pojechałam. I najlepsze jest to, że nie tylko Ruda miała niespodziankę dla Kubiaka. Bo u mnie również wyszła - totalnie niespodziewana, niechciana i nieplanowana - niespodzianka dla Bartmana. 
  Boże, teraz jak o tym myślę, to było to naprawdę egoistyczne i nieprzemyślane posunięcie...



***
Hej, hej!

Kolejny rozdział. Początek serii niespodzianek, niekoniecznie tych fajnych i przyjemnych. Każdy czegoś doświadczy w najbliższych rozdziałach. Dowiecie się: 
Jaką niespodziankę ma dla Kubiaka Majka? A co przed nią ukrywa siatkarz i czy odważy się o tym powiedzieć? 
Co nieprzemyślanego zrobi Olka i jak to wpłynie na dalsze losy bohaterów? 
I w końcu: KTO zjawi się w domu Oli i Marcina, oraz jakie to poniesie ze sobą skutki?



Następny rozdział na dniach! 



PS. Mała dziewczynka na zdj to moja sis młodsza, jakieś 4 lata wstecz :D Ale niechby było, dwuletnia, blondynka, pasuje. xd
Pozdrawiam!


PS2. Pochwalę się, że ostatnio po meczu w Spodku Polska-Włochy nasz trener Antiga otrzymał ode mnie prezent. Był pod wrażeniem, uścisnął mi dłoń (haha!) i w ogóle pogadał. Cóż, dla takich chwil warto żyć hahah :D








czwartek, 19 czerwca 2014

13. Jeśli chcesz sprawić komuś zawód - zrób to z klasą.


Do tego rozdziału natchnęła mnie piosenka, którą podesłała mi P.J.
Dziękuję. Rozdział dla Ciebie, ze specjalną dedyk. 
A Wam wszystkim gorąco polecam, włącznie chociaż na czas czytania :)




Do samego końca nie wiedziałam, czy decyzja, którą podjęłam była słuszna...

***
Wiecie, jak to jest sprawić komuś niesamowity zawód? Jak to jest sprawić, by czyjeś serce pękło na wskroś? Kiedy przestaje się liczyć fakt, że sami mieliście złamane serce. Momentalnie o tym zapominacie i myślicie o drugiej osobie. Wiecie, jak to jest?...
Cóż, ja się dowiedziałam tego nieszczęsnego dnia. 
Nadszedł dzień meczu. Byłam już w domu dwa dni, jednak musiałam przyznać, że czas ten był chyba najgorszym w moim życiu. Starałam się skupić na Amelce, zapomnieć o problemach, zapomnieć o Zbyszku. Mimo to nie udawało mi się, a serce pękało na wskroś. Nienawidziłam siebie za to, że nawet proste czynności zaczęły mi sprawiać trudność. 
Marcin wydawał się jakby w ogóle tego nie dostrzegać. Ani w rozmowie, kiedy raz po raz się wyłączałam i traciłam wątek. Ani wtedy, gdy talerze po prostu leciały mi z rąk. Nic, kompletnie. Zachowywał się zupełnie tak, jakby to nie było w ogóle dziwne. 
Cóż, wtedy nie przyszło mi do głowy, że może mieć z tym coś wspólnego. 
Jak już wspomniałam - w końcu nadszedł ten feralny dzień. Dzień, kiedy Bełchatowianie przyjeżdżają do Rzeszowa zmierzyć się z tutejszym klubem siatkarskim. Z Bartmanem i jego kolegami. Dobrą godzinę przed meczem przyjechała Majka i jak głupia machała mi tymi biletami przed nosem, naprawdę myśląc, że się tam zjawię. 
Oczywiście, nie miałam najmniejszego zamiaru. I wcale nie chodziło o fakt, że nie mam z kim zostawić Amelki, bo Marcin tego dnia miał wolne. 
- A ty czego nie przebrana? - Tymi słowami mnie powitała Ruda. Sama ubrana była w koszulkę rzeszowskiego klubu, z numerkiem i nazwiskiem Kubiaka. 
Może jeszcze oczekiwała, że ubiorę numer dziewięć i jego nazwisko? Dobre sobie...
- Nie idę, Majka. - Powiedziałam. Poszłam do kuchni, ona za mną. - Dla samego widowiska może i bym poszła, ale chyba zobaczę mecz tylko w telewizji.
- Oszalałaś. 
- Nie, nie oszalałam. Pójdę tam to zrobię mu nadzieję i na co mi to? 
- No bo kurna, o to chodzi nie? - Złapała mnie za ramiona i potrząsnęła mocno. - Dziewczyno, obudź się!
- Nie. Majka, przestań, podjęłam decyzję. - Wyrwałam jej się i podeszłam do kuchennego okna. - Nie dam mu życia, jakiego chce. Nic nie mam mu do zaoferowania. Powinien się skupić na siatkówce a nie na dziewczynie z dzieckiem i narzeczonym. - Ruda miała już coś powiedzieć, bo otworzyła usta, ale ja szybko dodałam - i nie, nie przekonuj mnie dalej. 
 Zamknęła buzię i usiadła na krześle. Dłuższą chwilę milczała, rozmyślając nad tym, co zdecydowałam. 
- Wiesz, - odezwała się w końcu - że to już będzie definitywny koniec? The end? Bez wielkiego love story? 
Przełknęłam ślinę, jednak pewnie skinęłam głową, potwierdzając jej słowa. - Wiem, to będzie dobre dla mnie i dla niego, naprawdę. 
- Dobra, nie będę cię przekonywać skoro chcesz sobie tak ułożyć życie. 

I wyszła. 
Poszłam do kuchni i przez okno patrzyłam, jak Ruda odwraca się jeszcze w moją stronę             i marszczy czoło. Wciąż najwyraźniej miała nadzieję, że wybiegnę z domu i tam pojadę..

  Westchnęłam. Nie mogłam tam pojechać, nie mogłam mu tego zrobić. Jemu, Bartmanowi... 
Długo się wahałam, zanim usiadłam wygodnie na kanapie i włączyłam tv, powoli przełączając programy w kierunku tych sportowych. Zatrzymałam się na Polsat Sport, gdzie miał być transmitowany mecz Resovii ze Skrą. I gdy rozpoczęło się przedmeczowe studio, od razu żałowałam że Marcin nie jest w pracy a ja nie zajmuję się Amelką. 
  Siedziałam cała spięta. Raz po raz robiło mi się niedobrze. Zwłaszcza wtedy, gdy komentator wymieniał zawodników wbiegających na boisko. 
Na libero Ignaczak oczywiście, przyjmujący Achrem, był i Kosok jako środkowy… Nowakowski… Lotman, Kubiak i Bartman. 
  Rozpoczął się pierwszy set. Do pierwszej przerwy technicznej praktycznie nie wykorzystywali Bartmana i tym sposobem prowadziliśmy 8:6. Nie powiem, siedziałam jak na szpilkach, ale już od pierwszej piłki oglądało się dobry mecz. Dziesiąty punkt dla nas przy prowadzeniu trzema punktami. Zagrywkę na drugą stronę posłał Kubiak, przeciwnicy bez problemu wyprowadzili kontratak i posłali nam petardę. Cały Ignaczak, rzucał się po boisku jak nigdy. Ale uratował, piłka poleciała prost w ręce rozgrywającego, który wystawił długą Bartmanowi. 
Aut. Piłka z impetem poleciała w aut. 
Pierwsze dwa złe ataki trener mu wybaczył, ale gdy trzeci, czwarty raz popełniał podstawowe błędy, potem doszły jeszcze głupie błędy w odbiorze przez które przegrywali już 17:14, najzwyczajniej w świecie usunął go z boiska i wstawił innego Tichacka. 
- Bartman, no! Ogarnij się debilu. - Powiedziałam na głos, do siebie. Jakbym mogła, strzeliłabym mu prawy sierpowy i wziąłby się za siebie. 
Zła na niego zacisnęłam ręce w pięści. Jeszcze wtedy nie rozumiałam, że to moja wina. Że to na siebie powinnam być zła. 
„Bartman ma najwyraźniej zły dzień, bo kompletnie nic mu nie wychodzi - mówił komentator,     a kamerzysta zrobił na niego zbliżenie - No cóż, może trener go wpuści na boisko w drugim secie…  bo ten już dobiega końca. Resovia przegrywa 25:19.”
Puścili reklamy, a ja po prostu zaniemówiłam. 
  Długo siedziałam w ciszy analizując w głowie to, co zobaczyłam. Gdy mój telefon zadzwonił     z tego wszystkiego nawet nie zwróciłam na to uwagi. A dzwoniła Majka. Czemu mnie to nie dziwiło? Odebrałam, rzecz jasna. Ale gdy tylko mnie zacznie wyzywać, że nie pojechałam - rozłączę się. 
- No czego chcesz. - Burknęłam do komórki. 
- Ola - gdy usłyszałam ten głos aż zadrżałam - nie rozłączaj się.

Milczałam z przystawionym do ucha smartfonem. Starałam się uspokoić szybko bijące serce. Słyszałam jego przyspieszony oddech i mogłabym przysiąc, że on słyszy też mój, przyspieszony i głośny.
- Czemu nie przyjechałaś? Czemu nie chcesz dać mi szansy?... - Pytał niezwykle podłamany.
A ja milczałam. W oczach powoli gromadziły mi się łzy, a w gardle wciąż stała gula, która nie pozwoliła mi wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. 


- Ola. - Powiedział cicho. - Powiedz coś, bo poddam się              i pozwolę ci odejść...
Przełknęłam ślinę. Po policzkach już spłynęły łzy. 

- Powiedz coś - powtórzył ciszej ale i bardziej dobitniej, jakby chcąc mi to rozkazać - bo rezygnuję z ciebie.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę na ekranie, po czym natychmiast głośno zapłakałam...




***
Bartman nasłuchiwał cichego oddechu Oli w telefonie Majki, jednak juz nie usłyszał. Zamiast tego rozległ się długi, głośny sygnał oznaczający koniec rozmowy.
- CHolera. - Warknął sam do siebie.
 Ściskał przez dłuższą chwilę telefon w rękach. Pewnie siedziałby dalej na ławce przed szatnią, gdyby nie sygnał zwiastujący koniec przerwy przed drugim setem. Niechętnie, ale ruszył na salę, idąc koło trybun.
- I co?... - Majka już widziała z daleka, że Zbyszek jest przybity. Oddał jej telefon starając się chyba nie wybuchnąć, jak to miewał w zwyczaju. Albo starając się po prostu nie zapłakać.

- Nic. Rozłączyła się. - Powiedział. Po chwili uniósł wzrok i lekko się uśmiechnął. - Ale ja wiem, że przyjedzie. 

  I poszedł usiąść na ławkę. 
 Do końca meczu trener go nie wpuścił na boisko. Najwyraźniej widział, że jego gracz nie jest   w dobrym stanie ani fizycznym, ani psychicznym. Mecz zakończył się przegraną Resovii w tie-breaku. 


  W szatni panowała nieprzyjemna atmosfera. Zbyszek, który już był całkowicie dobity, przebrał się szybko i opuścił ją jako pierwszy. Nawet nie zauważył stojącej koło szatni Majki, czekającej na Miśka. Ruda chciała iść za atakującym, pocieszyć go, ale koniec końców postanowiła dać mu czas na przemyślenie. 
- Hej. - Uśmiechnęła się, gdy Kubiak wyszedł z szatni. Od razu chwyciła go za rękę i poszli         w kierunku wyjścia. - Dobry mecz.

- Ta... - Skrzywił się siatkarz. - Po prostu genialny. 

- Nie narzekaj. Zawsze mogliście przegrać trzy zero.
Wyszli na zewnątrz, gdzie rzęsisty deszcz lał się z nieba. Mieli już szybko przebiec do samochodu, gdy zobaczyli dobrze znaną im sylwetkę siedzącą na ławce z boku budynku. Kubiak zaczął przeklinać pod nosem na kolegę, potem poprosił Rudą by chwilę poczekała,       a sam do niego podszedł. 


- Bartman, kretynie. Deszcz leje, idź do domu. - Michał się zdenerwował. Rozumiał przyjaciela, że był przybity, ale nie powinien tego okazywać kosztem zdrowia.
Zbyszek uniósł głowę. 

- A spieprzaj. - Burknął. Po jego twarzy ciekł dosłownie strumieniem deszcz, ale on sobie najwyraźniej nic z tego nie robił. 
- Pierdolca dostałeś? Nie mów, że na nią czekasz. 

- Pierdolca to ty dostaniesz jak sie nie odpierdolisz. - Atakujący był zły.
Michał zmarszczył czoło. Bartman zawsze jak był smutny, okazywał to właśnie w ten sposób - wyzywając na wszystkich w koło. I nie szło mu wtedy przegadać, pocieszyć go. Sam musiał się jakoś pozbierać. 

Dziku westchnął. Wiadomo - mimo wszystko było mu szkoda kumpla. Zwłaszcza, że wolałby, aby oboje się cieszyli miłością. 

- Bartman, gdzie ty masz swój honor? - Zapytał, nieco łagodniej.
On mu jednak nie odpowiedział, tylko ponownie spuścił głowę, jednocześnie dając do zrozumienia, że m go gdzieś i nie ma ochoty na takie gadki. 

  
Michał odszedł, a Zbyszek patrzył, jak razem z Rudą wsiadają do samochodu i odjeżdżają. Potem przeszli jeszcze jego koledzy z drużyny, w sumie nawet nie widząc go siedzącego schodach. Na całe szczęście - Zbyszek nie zniósłby dalszego pocieszania, albo jakiś docinków z ich strony. 
Dlaczego on tam siedział? Dlaczego? Sam tego nie wiedział. Miał jakieś dziwne przeczucie, że powinien poczekać. A może to nie przeczucie, tylko jakaś cholerna nadzieja?...
***
Koniec końców nie miałam wyboru.
Zacznijmy od tego, że to nie jest tak, że nie chciałam tam pojechać. Chciałam. Ale raczej nie     z powodu szaleńczej miłości, to na pewno. Dlatego postanowiłam nie jechać i nie robić mu nadziei na coś, co i tak nie ma szans.
Jakąś godzinę po meczu zadzwoniła do mnie Majka i zmieniła moje wieczorne plany. Cytuję: "Kobieto, ten zidiociały frajer ma chyba zamiar czekać na ciebie w tym cholernym deszczu do jutra!". To stwierdzenie mnie jednak jeszcze nie rpzekonało, by wpakować dupsko w samochód i pojechać, czy aby na pewno tak zrobi. Gdy powiedziałąm stanowcze "nie", ona mnie zbluzgała, zmieszała z błotem i powiedziała, że nie mam serca. I miała rację - powinnam dać mu kosza wprost. Pozostawało tylko pytanie, czy w obliczu łączących nas wspomnień dam radę to zrobić? ...
  Tak czy siak, chcąc nie chcąc, wzięłam samochód od Marcina i pojechałam w kierunku centrum Rzeszowa, na Podpromie. Jechałam wolno, była przecież straszna ulewa. Poniekąd robiłam się zła, że uwierzyłam Majce w tą bajeczkę o zakochanym Bartmanie. Nie był takim idiotą, żeby czekać w deszczu. Nie był, na pewno. Raczej ja byłam idiotką, że tam jechałam zamiast siedzieć w domu.
Wjechałam na parking przed ośrodkiem. Zaparkowane tam były jeszcze jakieś samochody, ale bartmanowego się nie doszukałam. Ale skoro już tu byłam, postanowiłam wysiąść i się rozejrzeć. Narzuciłam na siebie tylko kurtkę przeciwdeszczową i kurczowo przytrzymując kaptur na głowie, by wiatr go nei zrzucił, podeszłam bliżej budynku.
Tak. I wtedy go zobaczyłam.
Moja pierwsza reakcja? - Pomyślałam, że to jakieś cholerne halucynacje. Nie wiem, może w obiedzie były grzybki halucynki?
Druga reakcja - Kurwa, nie możliwe przecież, by to był on...
Niepewnie skierowałam się ku niemu, nie spuszczając z niego wzroku, jakby bojąc się, że jego osoba zaraz stamtąd wyparuje. Jakby jego obraz miał  po chwili zniknąć mi z oczu, z  głowy, czego się panicznie bałam. Siedział na ławce przemoczony chyba do suchej nitki, ze spuszczoną głową. Wpatrywał się ślepo w jakiś punkt na ziemi, w okolicach swoich butów. Natomiast moje serce z każdym krokiem biło co raz szybciej i szybciej. Byłam pewna, że zaraz mi z piersi wyskoczy.

Podniósł głowę i skierował wzrok prosto na mnie. 
- Ola?... - Zapytał zachrypniętym już nieco głosem. 
  Wstał wciąż się we mnie wpatrując, jakbym była zaledwie duchem. Snem na jawie. 
- Idiota. - Syknęłam do niego. Ten dziwny strach przed spotkaniem zamieniał się powoli w istną złość. - Idiota! - Podniosłam głos.
Rzuciłam się na niego i zaczęłam okładać go pięściami. Oczywiście, koniec końców to mnie ręce bolało, a jego klata i brzuch miały się w porządku. Trochę jednak potrwało, jak skończyłam go bić, a on w totalnym bezruchu i milczeniu, dzielnie to znosił.

- Boże, serio jesteś skończonym idiotą! Kretyn! Leje a ty tu czekasz jak ten debil ostatni! Gdzie ty masz mózg! - Wyzywałam go jeszcze trochę, w ogóle nie zważając na słowa.
 Ja krzyczałam, biłam go, a po moich policzkach spływały łzy zmieszane z kroplami deszczu. nawet nie zauważyłam, że kaptur zsunął się z mojej głowy, a włosy były już całkowicie mokre.    A on? Stał i milczał.
- Ty.... - Powiedziałam nieco ciszej, już nie mając na niego żadnych epitetów.
Oczekiwałam po nim wszystkiego. Naprawdę wszystkiego. Każdy normalny facet w tym momencie odwdzięczyłby się miłymi słówkami. Zdenerwowałby się. Rzucałby przekleństwami. No, może nie każdy, ale po wybuchowym Bartmanie się tego spodziewałam. Po Bartmanie, który najpierw robi, potem myśli. Bartmanie, który wszystko stara się rozwiązać siłą. I nie uwierzycie, jak bardzo się myliłam...

- Co... - Tylko tyle z siebie wykrztusiłam, kiedy on po prostu przyciągnął do siebie i mocno przytulił. 
- Przyjechałaś... - Szepnął, z ustami tuż przy moim uchu. 
Nie wiem, co wtedy czułam. Na początku byłam zbyt zaskoczona, by wykonać jakikolwiek ruch. Jego bliskość przypomniała mi wszystko, każdy jego dotyk, każde czułe słowo. Wszystkie wspomnienia z Katowic wróciły jakby znikąd, nagle i niespodziewanie. Tak samo uczucie, pragnienie czyjejś bliskości. I nie mogłam po prostu się na to zgodzić...

- Zbyszek. - Przywróciłam nas do rzeczywistości. Odepchnęłam go delikatnie od siebie   i stanęłam metr dalej, choć wcale nie miałam ochoty być nawet centymetr z dala od niego.- To nie jest tak, że przyjechałam tu, bo jest dla nas szansa....

  Z ledwością patrzyłam, jak marszczy brwi... jak jego oczy stają się szare, bez blasku, jak po prostu gasną. Pojawił się w nich smutek tak potężny, że moje serce pękało na ten widok na wskroś. Raz po raz jego mięśnie się napinały, by zaraz potem mogły opaść z bezsilności. 
Oboje staliśmy na przeciwko siebie, nie zważając już nawet na deszcz; nie zważając już na nic, co się dzieje wokół nas...
- Nie rób mi tego.. - Powiedział w końcu.

- Muszę. Ja...
Nagle się ożywił i gwałtownie położył mi ręce na ramionach.
- Ola, ja wszystko wiem! I naprawdę, nie powinnaś tego robić wbrew sobie...

- Ja nic nie robię wbrew sobie! - Zdenerwowałam się naprawdę. 
Fakt, że słucham tego średnio raz na tydzień od Majki i tak mnie już doprowadza do szaleństwa. A teraz jeszcze Zbyszek.


- Gdyby nie wypadek, gdyby nie Amelka..  byłabyś z nim? - W jego ustach to brzmiało prawie jak pytanie retoryczne. Nie doczekawszy się odpowiedzi, po prostu prychnął. 
- Nie ma co "gdybać", Zbyszek. Jest jak jest, podjęłam decyzję. - Powiedziałam niezwykle stanowczo. - A przyjechałam tu tylko po to, byś nie moknął w deszczu na marne. Majka by mi tego nie podarowała. 
  Zacisnął szczękę, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu może do niego dotrze, że to wszystko nie ma sensu. Może w końcu zrozumie, że właśnie tym razem powinien bardziej zważyć na swoją dumę. Gdzie się u licha podziało jego wielkie ego, które nigdy, przenigdy nie pozwoliło mu latać za dziewczyną? Oczywiście, pomijając Katowice...


- Czuję się taki mały. - To nagłe, bezsensowne stwierdzenie zbiło mnie z tropu. Byłam pewna, że coś do niego dociera... - Nic już nie rozumiem... - Westchnął, po czym spojrzał mi głęboko w oczy. Tak głęboko, jakby chciał przesłać choć część swoich myśli do mojej głowy. - Dla ciebie schowałem swoją dumę do kieszeni. Gdziekolwiek, podążałbym za tobą. Walczę, upadam i nie mogę się podnieść...
  W moim gardle nagle pojawiła się wielka gula, a w oczach nagromadziły się łzy. Całe szczęście, że i tak moja twarz była mokra od deszczu, bo Bartman nie zobaczy gorzkich łez spływających po moich policzkach...


- Jesteś jedyną. Przez ten cały czas, od pierwszego dnia w Katowic, przez samotne dni w Rzeszowie aż po dziś dzień. I nie potrafię zakochać się w innej, a próbowałem. 
Zbyszku, moje dni wyglądały identycznie. Dni z dala od ciebie były koszmarne.
Nie odważyłam się powiedzieć tego na głos. Bartmanowe wyznania mnie przerosły, wbiły w ziemię.


- Powinnam wracać do domu... - Westchnęłam, zupełnie ignorując jego słowa, jego uczucia. 
 Złapał mnie za rękę. 
- Pozwól, bym cię zabrał do siebie na herbatę. Wyschniesz trochę, przeze mnie jesteś cała mokra. - Rzucił błagalnym tonem. Pokręciłam przecząco głową. - Proszę, mieszkam nieopodal. 

- Nie mogę, powinnam wracać do domu...
- Proszę, Ola. - Ścisnął mocniej moją dłoń. - Wypijesz coś gorącego, wysuszysz ubranie. Jeden wieczór.
  To był moment, kiedy wyłączyłam swoje racjonalne myślenie. Kiedy porzuciłam swoje wszystkie postanowienia. To była chwila, kiedy pierwszy raz pomyślałam o tym, co ja chcę.
I nawet nie spostrzegłam, kiedy i jak znalazłam się w mieszkaniu Zbyszka.



***
- Kurde, Michał, zadzwoń do Zbyszka.
  Ruda popijała gorącą czekoladę w kubiakowym mieszkaniu. Siedzieli na kanapie, pod kocykiem, oglądając wieczorny, nowy odcinek W11. Siatkarza niekoniecznie kręciły te policyjne klimaty, ale Ruda przecież nie mogła przegapić nowego odcinku swojego ulubionego programu. 
 Na słowa Majki Michał prawie wylał na siebie gorący napój. - Po kiego? - Poirytował się. 
Fakt, że siedział z Rudą sprawił, że nawet przez moment nie pomyślał o swoim kumplu. Nawet zaczął mieć wyrzuty sumienia... no bo jaki z niego przyjaciel, jak pozwala mu moknąć na deszczu? 
- Sam tego chciał. - Burknął i zacisnął usta. 
- Jest tak uparty jak Olka. - Skwitowała ich zachowanie. - Ale to nie zmienia faktu, ze ja próbowałam tam ją ściągnąć. Teraz twoja kolej, by przekonać tego zidiociałego pacana, żeby odpuścił i pojechał do domu. 
Kubiak niechętnie wygrzebał się spod koca i powlókł się do drugiego pokoju po komórkę. Nieco przerażała go wizja rozmowy z dobitym i zdeptanym przez życie Bartmanem, ale koniec końców postanowił zadzwonić. 
- Serio myślisz, że on tam jeszcze tkwi? - Zapytał Rudej, nasłuchując sygnału w telefonie. 
Ruda wzruszyła ramionami. - Na serce zakochanego mężczyzny nie ma siły. Mogłoby się walić i palić, a on i tak by tam tkwił... 
  Trzeci sygnał. 
- Tak? - Rozbrzmiał kobiecy głos. 
Kubiak, spanikowany, od razu się rozłączył. - Cholera! - Warknął i miał ochotę rzucić telefonem, jakby go miał poparzyć. 
- CO jest? 
- Kurwa, nie wiem. Chyba ta jego Ewelinka odebrała. 
- Weź nie świruj. - SKrzywiła się Majka. 
- Nie świruję, serio! Przecież nie pomyliłbym głosu Bartmana z jakąś lalunią... 
- Zadzwoń jeszcze raz. 
Kubiak prychnął. 
- Kpisz! 
- Nie, nie kpię. 
- Ale po co? Widzisz, że Bartman już znalazł sobie pocieszenie w jakiejś ... - powstrzymał się w ostatnim momencie, nim użył niezbyt ładnego słowa - kobiecie lekkich obyczajów. 
- Faceci. - Burknęła poirytowana ruda. 


Była nieco zła, że faceci mają takie nieczułe podejście do swoich uczuć. Ale czego mogła się spodziewać? Że jej Kubiaczek poleci przytulić Bartmanka? Co to, to nie. 
Westchnęła. - Ech, wy to tylko wobec kobiet tacy czuli jesteście, a jeśli chodzi o przyjaciół to w ogóle... 


- Jeśli chodzi o mnie, to tylko wobec Ciebie. - Ciepnął telefon na stół, a sam wpakował się ponownie pod kocyk, ramieniem automatycznie obejmując RUdą i przyciągając ją do siebie. - Ale chyba nei narzekasz? - Zapytał i uśmiechnął się zawadiacko.
- Och, Michaś. - Dziewczyna zaśmiała się łagodnie i cmoknęła go w usta. - Lubię cię, wiesz? 

 Nic nie odpowiedziawszy, siatkarz wpił się w jej usta. I oboje zapomnieli o całym świecie. 


***

Witajcie ponownie! :)

Tak więc, już (nie)oficjalnie zaczęłam wakacje (czekam na wyniki egzaminów, uffff...). A co się z tym wiąże? Ha, właśnie - będę dla Was pisała. A przynajmniej, postaram się. Zaczynam praktyki w szpitalu od następnego tygodnia i jeszcze nie wiem jak czas sobie rozplanuję. 

Jesli chodzi o kolejny rozdział - pojawi się chyba jutro bo mam już na niego pomysł. Mam nadzieję, że ten Wam się podobał i wpadniecie na kolejny! A w nim... 
Co się wydarzy w mieszkaniu Zbycha?! ;o

Buziaki! ;3







sobota, 14 czerwca 2014

PRZEPRASZAM....

... że mnie nie było.
Ale - w środę mam koniec sesji - uaktywnię się, obiecuję. wpadacie tu jeszcze? ...