Nie mógł sobie jednak podarować, że mu uciekła. Już był tak blisko posmakowania tych pełnych ust i kto wie, może teraz nie spałby sam. Ale nie, musiała grać taką niedostępną.
Poirytowany swoim brakiem postępu i uciekającym czasem, zmusił się do snu.
Poirytowany swoim brakiem postępu i uciekającym czasem, zmusił się do snu.
Spał może cztery godziny. Stanowczo nie wystarczająco dużo, ale mimo wszystko wstał o tej dziesiątej i zebrał się do kupy. Po szybkim prysznicu, ubraniu się i ogólnie doprowadzeniu się do porządku, zrobił sobie kawę. Przy okazji zwyzywał śpiącego Zatorskiego, bo jego ciuchy i buty wszędzie się walały i nie szło nawet przejść do niewielkiego stolika. Na nim - jeśli już mówić o bałaganie - było wszystko i nic; począwszy od pustych butelek, starych gazet, kończąc na ładowarkach do telefonów i brudnych naczyniach. Bartman zsunął to wszystko na jedną stronę stołu i sięgnął po Metro, jedną z katowickich gazet. Nałożył okulary na nos i zaczął czytać, popijając czarny napój.
I aż się zakrztusił, kiedy do drzwi rozległo się głośne, natarczywe pukanie. Aż Kubiak przewrócił się z boku na bok, prawie spadając z łóżka na podłogę.
- Kurwa, no kogo niesie o tej porze w niedziele?! - Irytował się pod nosem. Był pewien, że jeśli to znowu jacyś studenci po autografy to zwyzywa ich i trzaśnie drzwiami. I doprawdy, zatkało go, kiedy otworzył drzwi i napotkał duże, piwne oczy.
- Kurwa, no kogo niesie o tej porze w niedziele?! - Irytował się pod nosem. Był pewien, że jeśli to znowu jacyś studenci po autografy to zwyzywa ich i trzaśnie drzwiami. I doprawdy, zatkało go, kiedy otworzył drzwi i napotkał duże, piwne oczy.
- No siema. - Rzuciła Majka. Dopiero gdy się odezwała dostrzegł jej obecność. - Możemy wejść?
***
Kiedy stałyśmy u nich przed drzwiami myślałam, że zwymiotuję. Fakt, kac już powoli mijał, ale niekoniecznie znowu chciałam się z nimi konfrontować. A z Bartmanem zwłaszcza.
Gdy otworzył drzwi aż ją zatkało. Cóż, chyba nie muszę powtarzać, jak seksownie wygląda nawet z samego rana. Ale te stylowe okulary, które miał na nosie, dodawały mu jakiejś takiej... powagi. Uwierz, w tym wydaniu Zbigniew Bartman był typem osoby, z którą - jakbyś go spotkała na ulicy - chciałabyś spędzić resztę życia. Aż żołądek podszedł mi do gardła, serce zabiło mocniej, ale starałam się tego nie okazywać.
- No siema. - Rzuciła Majka, przerywając chwilę ciszy. - Możemy wejść?
Zibi podrapał się po gęstej czuprynie i skrzywił się. Chyba niekoniecznie chciał nas tutaj w niedzielny poranek.
- Ogólnie to fajnie, że przyszłyście, ale niekoniecznie w tych godzinach. - Burknął w końcu.
- A dajże spokój, jak te patałachy śpią to trzeba ich postawić do pionu! - I nim spostrzegłam, Majka wyminęła Bartmana i jak burza wpadła do pokoju. - WSTAWAĆ! - Ryknęła na cały głos.
- A dajże spokój, jak te patałachy śpią to trzeba ich postawić do pionu! - I nim spostrzegłam, Majka wyminęła Bartmana i jak burza wpadła do pokoju. - WSTAWAĆ! - Ryknęła na cały głos.
Kubiak momentalnie spadł z łóżka, Nowakowski podniósł się i patrzył tak, jakby ducha zobaczył a Zatorski mimo wszystko nakrył się kołdrą po sam czubek głowy i chrapał dalej.
Zaśmiałam się. Nie dość, że mieli taki burdel w pokoju, każdy miał kaca, to jeszcze otrzymali pobudkę pierwsza klasa.
- Dobrze, że wstałem wcześniej... - Westchnął Bartman opierając się o ścianę i spoglądając na mnie.
- Chociaż tobie udało się nie uczestniczyć w gwałtownym budzeniu w wykonaniu Majki. - Burknęłam, wciąż mając w pamięci jak mnie rano bestialsko zbudziła.
- Wiesz, w sumie miałem na myśli to, że widzieć cię zaraz po wstaniu jest naprawdę miłe. - powiedział uśmiechając się szelmowsko.
Uniosłam brwi. Zaczynasz, Panie Bartman?
- Nigdy się nie poddajesz, co? - Palcem przejechałam po jego ramieniu i docierając do brzegu rękawa t-shirtu, mimowolnie odwróciłam się, jakby kompletnie go olewając. - Majka, to chyba nie ma sensu, chodźmy.
Kątem oka widziałam, jak Bartman cały się napina, jednak wciąż milczy. Majka, która pościągała już z każdego kołdrę, na tym nie poprzestała. Najbardziej poirytował ją bogu ducha winny Kubiak, który najbardziej ucierpiał. Ruda bez wahania wylała na niego zimną wodę z kubka.
- Oszalałaś! - Wrzasnął na cały głos. Był zły? Zapewne. Przynajmniej na początku. Potem jednak zaczął się śmiać.
- Ja?! To wy jesteście szaleni, że śpicie do dwunastej! Leniwce jedne! - Jak długa skoczyła na niego na łóżko, chwytając jednocześnie poduszkę i po chwili okładając go po głowie nią.
- Dla własnego dobra lepiej wstanę. - Wtrącił Cichy Pit, od dłuższego czasu obserwujący całe zajście.
- Spoko, Piotrek, zaraz ją stąd wyrwę. - Uspokoiwszy go choć trochę, poszłam do łóżka Kubiaka i chwyciłam przyjaciółkę za nadgarstek. Niczym dziecko pociągnęłam w kierunku wyjścia.
- Myślisz, że pozwolę jej odejść bez zemsty?! - Śmiał się szyderczo nie kto inny, jak Kubiak. O matko, co za dzieci....
Nim spostrzegłam, Misiek naciągnął na siebie zaledwie jeansy i z tą samą poduszką, która jeszcze przed chwilą byłą bronią przeciwko niemu, ruszył za nami. Majka się wyrwała, rzuciła się wgłąb korytarza a on za nią. I tyle ich widziałam.
- Za jakie grzechy... - Złapałam sie za głowę i pokręciłam nią z rezygnacją. Jakoś po prostu siły na nich nie miałam.
Już przekraczałam próg tego feralnego pokoju, kiedy Bartman jakby wyrósł spod ziemi i zatarasował mi przejście, nonszalancko opierając się o framugę drzwi i krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
- Skoro dzieci się sobą zajęły, to może dorośli też powinni? - Zasugerował delikatnie. Nie czekał na moją odpowiedź, która oczywiście byłaby jednoznacznym, stanowczym "nie" i on doskonale o tym wiedział. - Co robisz popołudniu?
- Dzisiaj mam już plany.
- Jakie? - Dopytywał się, wciąż nie pozwalając mi wyjść.
- Biegowe.
- Mogę dołączyć? - W jego głosie mogłam doszukać się nutki nadziei.
Szybko przeanalizowałam tą sytuację. Bieganie z samym Zbigniewem Bartmanem? W sumie... czemu nie?
- Jeśli mnie dogonisz. - Puściłam mu oczko, zwinnie go minęłam schylając się nieco i zniknęłam w korytarzu tam, gdzie chwilę przedtem Majka.
Gdy wybiła siedemnasta byłam już gotowa. Jak co niedzielę o tej porze chodziłam na długie wybieganie po tej części Katowic, na której znajdowała się nasza uczelnia. Sportowe getry, nowe buty, sportowy top i obcisła bluza - rzeczy, o które dbałam chyba bardziej niż o siebie! Uwielbiałam biegać. Czułam się wtedy taka wolna, to był mój sposób na odreagowanie, na nie myślenie o życiowych problemach.
Majki nawet nie pytałam czy też idzie. Była raz czy dwa, i doszła do wniosku, że to nie jest dla niej. Cóż, skoro wolała siedzieć przed tv i oglądać jakieś mecze i seriale, jej sprawa. Nie każdy musi lubić bieganie czy uprawianie jakiegokolwiek sportu. Ona zaliczała się do osób, które wolą fizyczne wyczyny oglądać i wiernie kibicować sportowcom.
Co do Bartmana, nawet nie łudziłam się, że się pojawi gdzieś na mojej trasie. Może i miał jakiś tam zapał w południe, ale na pewno ma lepsze rzeczy do roboty późnym popołudniem, aniżeli gonienie za jakąś dziewczyną. Ale to nawet lepiej. Mogły się liczyć tylko ja, trasa i muzyka.
Wybiegłam między blokami na główną ulicę Mikołowską i ruszyłam wzdłuż niej całkiem spokojnym tempem. Ludzie, którzy zazwyczaj nie zwracali na mnie uwagi, teraz o dziwo spoglądali zaciekawieni. CO jest. Cholera. Myślałam, że nikogo już nie dziwi biegająca osoba tutaj, w rejonie AWFu.
I po chwili, gdy mijałam jakieś dwie dziewczyny, zrozumiałam, że to nie o mnie chodzi.
- Patrz, patrz! To Zibi! - Zapiszczała jedna z nich i pokazała na niego palcem.
Nie minęła sekunda, jak znalazł się obok mnie, ubrany na sportowo. Swoje tempo wyrównał do mojego i poruszaliśmy się ramię w ramię.
- A wiec jesteś. - Rzuciłam, nawet na niego nie spoglądając.
- A czemu miałoby mnie nie być? - Zaśmiał się. - Jestem zawsze tam, gdzie bardziej chcę być.
Jego słowa sprawiły, że żołądek podskoczył mi do gardła. Czułam te cholerne motylki w brzuchu. Bartman, co ty ze mną wyprawiasz?
Chwilę biegliśmy w ciszy. Kątem oka raz po raz zerkałam na mojego towarzysza. Wciąż się lekko uśmiechał, co mnie bardzo nurtowało.
- Powiedz mi - przerwał ciszę - kiedy w końcu mogę cię mieć? Wciąż mi uciekasz.
- Nie przywykłeś do tego, co? - Zaśmiałam się.
- Jesteś pierwszą dziewczyną, za którą latam, więc mogłabyś się zlitować.
- Wiesz co?... - Zapytałam, nieco spowalniając. Przebiegliśmy właśnie przez ulicę, tuż przed nadjeżdżającym na przystanek autobusem. - Będę twoja, jeśli mnie złapiesz.
I nim cokolwiek zrobił, nim zdążył zareagować, wpadłam do autobusu tuż przed zasunięciem drzwi.
Autobus odjechał. Odetchnęłam głęboko i spoglądałam przez tylną szybę, jak Bartman stoi na przystanku i patrzy na odjeżdżający pojazd. Serio, Zibi, pobiegniesz czy nie?
Poddasz się czy choć trochę dla mnie się wysilisz?
I wtedy wystartował z miejsca jak wystrzelony z procy. Serce mi mocniej zabiło. Miał szczęście, że do kolejnego przystanku wcale nie było tak daleko. Ba, nawet podwójne szczęście, bo tkwiliśmy przez chwilę w jednym miejscu, zatrzymani przez czerwone światło.
Nadjeżdżaliśmy na przystanek. Podeszłam do drzwi i przygotowałam się do ucieczki.
Drzwi się otworzyły.
- Niespodzianka. - Rzucił siatkarz mając zamiar wsiąść tymi samymi drzwiami. Chciałam zwiać do drugich, ale nim zdążyłam się ruszyć, Bartman wpadł do środka i trzymając mnie za ramiona, popchnął mnie na wewnętrzną ścianę autobusu. Sam natomiast ręce trzymał na poprzecznej rurce, o którą się opierałam. I w ten sposób uniemożliwił mi ucieczkę.
Boże, całe szczęście, że było tu niewiele ludzi. Choć z drugiej strony, who cares?
- I co teraz, proszę Pani? - Mruknął mi do ucha. - Złapałem Panią.
Odsunął się troszkę ode mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Nie poddał się Pan. - Starałam się trochę przeciągnąć tą sytuację. Wciąż nie wiedziałam, czego chcę. Poza tym w planach miałam, że jednak mu umknę.
- A czemu miałbym się poddać?
I wtedy zrobiłam coś, czego żałuję po dziś dzień.
Chwyciłam jego kaptur obiema rękami i jednym, zdecydowanym ruchem naciągnęłam mu go na głowę. Wciąż trzymając pociągnęłam jego głowę w dół, wprost do swojej twarzy i mocno wpiłam się w jego usta.
Nie musiałam długo czekać na jego odpowiedź. Całował delikatnie, ale jednocześnie bardzo namiętnie. Wiedział jednak, że nie może posunąć się za daleko, przecież wciaż byliśmy w autobusie. Słyszałam nawet jak jakaś Pani na głos komentuje nasze zachowanie, a jakieś dwie dziewczyny kłócą się między sobą, czy mój towarzysz to ZB9 czy też nie. Dzięki Bogu założyłam mu ten kaptur...
Muskał mnie ustami po szyi zmierzając ku górze. Miałam dreszcze na całym ciele, a wewnętrzne pożądanie wzrastało z każdą mijającą chwilą.
- Chodźmy do ciebie... - Wymruczał przygryzając płatek mojego ucha.
- W takim razie musimy zmienić autobus...
Nie musiałam powtarzać dwa razy. Złapał mnie za rękę i gdy tylko autobus zatrzymał się na kolejnym przystanku, wyciągnął mnie na zewnątrz. Mogłabym przysiąc, że trzyma mnie trochę mocniej, pewnie zebym znowu mu nie zwiała.
Powoli się ściemniało, co nadawało tylko odpowiedni klimat. Klimat, w którym byłam tylko ja i Bartman.
- Nie bój się, nie ucieknę. - Zachichotałam pod nosem, kiedy czekaliśmy na autobus jadący w stronę uczelni.
- Nawet jakbyś próbowała, na pewno bym ci nie pozwolił.
Odwróciłam się w jego stronę i wspięłam się na palce, znowu go całując. Olać ludzi, olać świat. Niech wszyscy sobie myślą, co chcą!
Jemu chyba też jest obojętne to, że ludzie są na przystanku. Poczułam, jak kładzie dłonie na moich biodrach i mocno przyciąga do siebie. Ręce zarzuciłam mu na ramiona i pozwoliłam unieść się emocjom. Instynktownie przygryzałam jego wargę, co mu się najwyraźniej spodobało.
- Nawet nie wiesz, co bym z tobą robił, gdybyśmy byli w pokoju.. - Szepnął mi do ucha, a ja już czułam, że jeszcze chwila a wewnętrznie eksploduję.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wiedziałam tylko, że na pewno nie stawiałabym się, gdybyśmy faktycznie byli w tym pokoju. Czułam, że cokolwiek by ze mną robił w łóżku sam Bartman, ja jęczałabym z rozkoszy jak szalona.
gdy przyjechał autobus wsiedliśmy pierwszymi drzwiami, żeby kupić dwa bilety. Całe szczęście, że siatkarz miał trochę drobnych. Potem pociągnął mnie na sam koniec pojazdu i siadając, pociągnął mnie za sobą, bym usiadła mu na kolanach.
Dalej robił ze mną, co chciał, a ja byłam zbyt uległa, by to zatrzymać. Poza tym chyba nawet nie chciałam, by przestał. Jedną dłonią głaskał moje udo, podtrzymując moją ochotę na niego.
Nie pamiętam, jak znaleźliśmy się w moim mieszkaniu po tym, jak wysiedliśmy z autobusu. Bartman wręcz zaciągnął mnie tam, raz po raz tylko zatrzymując się i całując mnie dziko.
Majki nie było, tak jak zapowiadała. Mieliśmy więc pole do popisu. Gdy tylko wpadliśmy do środka, rzucił się na mnie niczym zwierz, mocno dociskając mnie swoim ciałem do ściany i zachłannie całując. Oplotłam nogi na jego biodrach i pozwoliłam, by mnie uniósł. Silnymi dłońmi pieścił moją pupę, głaskał moje plecy, a gdy znaleźliśmy się w moim pokoju, rzucił mnie na łóżko i chwilę potem znalazł się nade mną już bez koszulki.
W końcu byliśmy już w samej bieliźnie. Nie mogłam się napatrzeć na jego idealnie wyrzeźbione ciało.
- Zbyszku... - Powtarzałam między kolejnymi pocałunkami. Pieścił, dotykał i całował całe moje ciało. Pozwoliłam, aby to on dominował, poza tym on sam chyba nie widział innej możliwości. Było mi tak dobrze. Byłam pewna, że jeśli zaraz tego nie zrobimy, nie wytrzymam.
- Zbyszku, poczekaj... - Poprosiłam.
Spojrzał mi w oczy. - Nie chcesz?
- Bez zobowiązań, ok? - Zapytałam niepewnie.
- Bez zobowiązań. - Potwierdził, lekko się uśmiechając.
Miał iskierki w oczach, więc chyba i tak nie oczekiwał nic więcej. Teraz jednak jak o tym myślę, kiedy minęło tyle czasu od tej nocy, wydaje mi się że rzucił to kompletnie bez zastanowienia...
Zrzuciłam go z siebie na plecy, a sama znalazłam się nad nim. Nim przeszłam do "roboty", szepnęłam mu do ucha:
- W takim razie lepiej się we mnie nie zakochaj...
________________________________________________________
Zaśmiałam się. Nie dość, że mieli taki burdel w pokoju, każdy miał kaca, to jeszcze otrzymali pobudkę pierwsza klasa.
- Dobrze, że wstałem wcześniej... - Westchnął Bartman opierając się o ścianę i spoglądając na mnie.
- Chociaż tobie udało się nie uczestniczyć w gwałtownym budzeniu w wykonaniu Majki. - Burknęłam, wciąż mając w pamięci jak mnie rano bestialsko zbudziła.
- Wiesz, w sumie miałem na myśli to, że widzieć cię zaraz po wstaniu jest naprawdę miłe. - powiedział uśmiechając się szelmowsko.
Uniosłam brwi. Zaczynasz, Panie Bartman?
- Nigdy się nie poddajesz, co? - Palcem przejechałam po jego ramieniu i docierając do brzegu rękawa t-shirtu, mimowolnie odwróciłam się, jakby kompletnie go olewając. - Majka, to chyba nie ma sensu, chodźmy.
Kątem oka widziałam, jak Bartman cały się napina, jednak wciąż milczy. Majka, która pościągała już z każdego kołdrę, na tym nie poprzestała. Najbardziej poirytował ją bogu ducha winny Kubiak, który najbardziej ucierpiał. Ruda bez wahania wylała na niego zimną wodę z kubka.
- Oszalałaś! - Wrzasnął na cały głos. Był zły? Zapewne. Przynajmniej na początku. Potem jednak zaczął się śmiać.
- Ja?! To wy jesteście szaleni, że śpicie do dwunastej! Leniwce jedne! - Jak długa skoczyła na niego na łóżko, chwytając jednocześnie poduszkę i po chwili okładając go po głowie nią.
- Dla własnego dobra lepiej wstanę. - Wtrącił Cichy Pit, od dłuższego czasu obserwujący całe zajście.
- Spoko, Piotrek, zaraz ją stąd wyrwę. - Uspokoiwszy go choć trochę, poszłam do łóżka Kubiaka i chwyciłam przyjaciółkę za nadgarstek. Niczym dziecko pociągnęłam w kierunku wyjścia.
- Myślisz, że pozwolę jej odejść bez zemsty?! - Śmiał się szyderczo nie kto inny, jak Kubiak. O matko, co za dzieci....
Nim spostrzegłam, Misiek naciągnął na siebie zaledwie jeansy i z tą samą poduszką, która jeszcze przed chwilą byłą bronią przeciwko niemu, ruszył za nami. Majka się wyrwała, rzuciła się wgłąb korytarza a on za nią. I tyle ich widziałam.
- Za jakie grzechy... - Złapałam sie za głowę i pokręciłam nią z rezygnacją. Jakoś po prostu siły na nich nie miałam.
Już przekraczałam próg tego feralnego pokoju, kiedy Bartman jakby wyrósł spod ziemi i zatarasował mi przejście, nonszalancko opierając się o framugę drzwi i krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
- Skoro dzieci się sobą zajęły, to może dorośli też powinni? - Zasugerował delikatnie. Nie czekał na moją odpowiedź, która oczywiście byłaby jednoznacznym, stanowczym "nie" i on doskonale o tym wiedział. - Co robisz popołudniu?
- Dzisiaj mam już plany.
- Jakie? - Dopytywał się, wciąż nie pozwalając mi wyjść.
- Biegowe.
- Mogę dołączyć? - W jego głosie mogłam doszukać się nutki nadziei.
Szybko przeanalizowałam tą sytuację. Bieganie z samym Zbigniewem Bartmanem? W sumie... czemu nie?
- Jeśli mnie dogonisz. - Puściłam mu oczko, zwinnie go minęłam schylając się nieco i zniknęłam w korytarzu tam, gdzie chwilę przedtem Majka.
Gdy wybiła siedemnasta byłam już gotowa. Jak co niedzielę o tej porze chodziłam na długie wybieganie po tej części Katowic, na której znajdowała się nasza uczelnia. Sportowe getry, nowe buty, sportowy top i obcisła bluza - rzeczy, o które dbałam chyba bardziej niż o siebie! Uwielbiałam biegać. Czułam się wtedy taka wolna, to był mój sposób na odreagowanie, na nie myślenie o życiowych problemach.
Majki nawet nie pytałam czy też idzie. Była raz czy dwa, i doszła do wniosku, że to nie jest dla niej. Cóż, skoro wolała siedzieć przed tv i oglądać jakieś mecze i seriale, jej sprawa. Nie każdy musi lubić bieganie czy uprawianie jakiegokolwiek sportu. Ona zaliczała się do osób, które wolą fizyczne wyczyny oglądać i wiernie kibicować sportowcom.
Co do Bartmana, nawet nie łudziłam się, że się pojawi gdzieś na mojej trasie. Może i miał jakiś tam zapał w południe, ale na pewno ma lepsze rzeczy do roboty późnym popołudniem, aniżeli gonienie za jakąś dziewczyną. Ale to nawet lepiej. Mogły się liczyć tylko ja, trasa i muzyka.
Wybiegłam między blokami na główną ulicę Mikołowską i ruszyłam wzdłuż niej całkiem spokojnym tempem. Ludzie, którzy zazwyczaj nie zwracali na mnie uwagi, teraz o dziwo spoglądali zaciekawieni. CO jest. Cholera. Myślałam, że nikogo już nie dziwi biegająca osoba tutaj, w rejonie AWFu.
I po chwili, gdy mijałam jakieś dwie dziewczyny, zrozumiałam, że to nie o mnie chodzi.
- Patrz, patrz! To Zibi! - Zapiszczała jedna z nich i pokazała na niego palcem.
Nie minęła sekunda, jak znalazł się obok mnie, ubrany na sportowo. Swoje tempo wyrównał do mojego i poruszaliśmy się ramię w ramię.
- A wiec jesteś. - Rzuciłam, nawet na niego nie spoglądając.
- A czemu miałoby mnie nie być? - Zaśmiał się. - Jestem zawsze tam, gdzie bardziej chcę być.
Jego słowa sprawiły, że żołądek podskoczył mi do gardła. Czułam te cholerne motylki w brzuchu. Bartman, co ty ze mną wyprawiasz?
Chwilę biegliśmy w ciszy. Kątem oka raz po raz zerkałam na mojego towarzysza. Wciąż się lekko uśmiechał, co mnie bardzo nurtowało.
- Powiedz mi - przerwał ciszę - kiedy w końcu mogę cię mieć? Wciąż mi uciekasz.
- Nie przywykłeś do tego, co? - Zaśmiałam się.
- Jesteś pierwszą dziewczyną, za którą latam, więc mogłabyś się zlitować.
- Wiesz co?... - Zapytałam, nieco spowalniając. Przebiegliśmy właśnie przez ulicę, tuż przed nadjeżdżającym na przystanek autobusem. - Będę twoja, jeśli mnie złapiesz.
I nim cokolwiek zrobił, nim zdążył zareagować, wpadłam do autobusu tuż przed zasunięciem drzwi.
Autobus odjechał. Odetchnęłam głęboko i spoglądałam przez tylną szybę, jak Bartman stoi na przystanku i patrzy na odjeżdżający pojazd. Serio, Zibi, pobiegniesz czy nie?
Poddasz się czy choć trochę dla mnie się wysilisz?
I wtedy wystartował z miejsca jak wystrzelony z procy. Serce mi mocniej zabiło. Miał szczęście, że do kolejnego przystanku wcale nie było tak daleko. Ba, nawet podwójne szczęście, bo tkwiliśmy przez chwilę w jednym miejscu, zatrzymani przez czerwone światło.
Nadjeżdżaliśmy na przystanek. Podeszłam do drzwi i przygotowałam się do ucieczki.
Drzwi się otworzyły.
- Niespodzianka. - Rzucił siatkarz mając zamiar wsiąść tymi samymi drzwiami. Chciałam zwiać do drugich, ale nim zdążyłam się ruszyć, Bartman wpadł do środka i trzymając mnie za ramiona, popchnął mnie na wewnętrzną ścianę autobusu. Sam natomiast ręce trzymał na poprzecznej rurce, o którą się opierałam. I w ten sposób uniemożliwił mi ucieczkę.
Boże, całe szczęście, że było tu niewiele ludzi. Choć z drugiej strony, who cares?
- I co teraz, proszę Pani? - Mruknął mi do ucha. - Złapałem Panią.
Odsunął się troszkę ode mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Nie poddał się Pan. - Starałam się trochę przeciągnąć tą sytuację. Wciąż nie wiedziałam, czego chcę. Poza tym w planach miałam, że jednak mu umknę.
- A czemu miałbym się poddać?
I wtedy zrobiłam coś, czego żałuję po dziś dzień.
Chwyciłam jego kaptur obiema rękami i jednym, zdecydowanym ruchem naciągnęłam mu go na głowę. Wciąż trzymając pociągnęłam jego głowę w dół, wprost do swojej twarzy i mocno wpiłam się w jego usta.
Nie musiałam długo czekać na jego odpowiedź. Całował delikatnie, ale jednocześnie bardzo namiętnie. Wiedział jednak, że nie może posunąć się za daleko, przecież wciaż byliśmy w autobusie. Słyszałam nawet jak jakaś Pani na głos komentuje nasze zachowanie, a jakieś dwie dziewczyny kłócą się między sobą, czy mój towarzysz to ZB9 czy też nie. Dzięki Bogu założyłam mu ten kaptur...
Muskał mnie ustami po szyi zmierzając ku górze. Miałam dreszcze na całym ciele, a wewnętrzne pożądanie wzrastało z każdą mijającą chwilą.
- Chodźmy do ciebie... - Wymruczał przygryzając płatek mojego ucha.
- W takim razie musimy zmienić autobus...
Nie musiałam powtarzać dwa razy. Złapał mnie za rękę i gdy tylko autobus zatrzymał się na kolejnym przystanku, wyciągnął mnie na zewnątrz. Mogłabym przysiąc, że trzyma mnie trochę mocniej, pewnie zebym znowu mu nie zwiała.
Powoli się ściemniało, co nadawało tylko odpowiedni klimat. Klimat, w którym byłam tylko ja i Bartman.
- Nie bój się, nie ucieknę. - Zachichotałam pod nosem, kiedy czekaliśmy na autobus jadący w stronę uczelni.
- Nawet jakbyś próbowała, na pewno bym ci nie pozwolił.
Odwróciłam się w jego stronę i wspięłam się na palce, znowu go całując. Olać ludzi, olać świat. Niech wszyscy sobie myślą, co chcą!
Jemu chyba też jest obojętne to, że ludzie są na przystanku. Poczułam, jak kładzie dłonie na moich biodrach i mocno przyciąga do siebie. Ręce zarzuciłam mu na ramiona i pozwoliłam unieść się emocjom. Instynktownie przygryzałam jego wargę, co mu się najwyraźniej spodobało.
- Nawet nie wiesz, co bym z tobą robił, gdybyśmy byli w pokoju.. - Szepnął mi do ucha, a ja już czułam, że jeszcze chwila a wewnętrznie eksploduję.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wiedziałam tylko, że na pewno nie stawiałabym się, gdybyśmy faktycznie byli w tym pokoju. Czułam, że cokolwiek by ze mną robił w łóżku sam Bartman, ja jęczałabym z rozkoszy jak szalona.
gdy przyjechał autobus wsiedliśmy pierwszymi drzwiami, żeby kupić dwa bilety. Całe szczęście, że siatkarz miał trochę drobnych. Potem pociągnął mnie na sam koniec pojazdu i siadając, pociągnął mnie za sobą, bym usiadła mu na kolanach.
Dalej robił ze mną, co chciał, a ja byłam zbyt uległa, by to zatrzymać. Poza tym chyba nawet nie chciałam, by przestał. Jedną dłonią głaskał moje udo, podtrzymując moją ochotę na niego.
Nie pamiętam, jak znaleźliśmy się w moim mieszkaniu po tym, jak wysiedliśmy z autobusu. Bartman wręcz zaciągnął mnie tam, raz po raz tylko zatrzymując się i całując mnie dziko.
Majki nie było, tak jak zapowiadała. Mieliśmy więc pole do popisu. Gdy tylko wpadliśmy do środka, rzucił się na mnie niczym zwierz, mocno dociskając mnie swoim ciałem do ściany i zachłannie całując. Oplotłam nogi na jego biodrach i pozwoliłam, by mnie uniósł. Silnymi dłońmi pieścił moją pupę, głaskał moje plecy, a gdy znaleźliśmy się w moim pokoju, rzucił mnie na łóżko i chwilę potem znalazł się nade mną już bez koszulki.
W końcu byliśmy już w samej bieliźnie. Nie mogłam się napatrzeć na jego idealnie wyrzeźbione ciało.
- Zbyszku... - Powtarzałam między kolejnymi pocałunkami. Pieścił, dotykał i całował całe moje ciało. Pozwoliłam, aby to on dominował, poza tym on sam chyba nie widział innej możliwości. Było mi tak dobrze. Byłam pewna, że jeśli zaraz tego nie zrobimy, nie wytrzymam.
- Zbyszku, poczekaj... - Poprosiłam.
Spojrzał mi w oczy. - Nie chcesz?
- Bez zobowiązań, ok? - Zapytałam niepewnie.
- Bez zobowiązań. - Potwierdził, lekko się uśmiechając.
Miał iskierki w oczach, więc chyba i tak nie oczekiwał nic więcej. Teraz jednak jak o tym myślę, kiedy minęło tyle czasu od tej nocy, wydaje mi się że rzucił to kompletnie bez zastanowienia...
Zrzuciłam go z siebie na plecy, a sama znalazłam się nad nim. Nim przeszłam do "roboty", szepnęłam mu do ucha:
- W takim razie lepiej się we mnie nie zakochaj...
________________________________________________________
No to mamy kolejny rozdział. Cóż, wykrzesałam z siebie, udało się, ha!
Mam nadzieję, że się podoba.
KOMENTUJCIE, bo to daje pozytywnego kopa w dupę do dalszego pisania! :)
Wróciłaś! Jak się cieszę :) Widzę, że Bartman znowu w roli głównej ;)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny. Weny ♥
Widzę, że moja "stara" czytelniczka również wróciła. :) Także bardzo się cieszę!
UsuńPozdrawiam serdecznie. :)
PS. do ZB9 jakoś tak mam sentyment, fajnie się o nim skrobie :)