- Boże, Olka, znowu będziemy spóźnione! - Wrzasnęła do mnie z przedpokoju Majka.
Znowu zaczyna.
Znowu zaczyna.
- Jeny, to idź sama, dogonię cię zaraz! - Odkrzyknęłam.
Nie musiałam drugi raz powtarzać. Usłyszałam zatrzaśnięcie drzwiami i przez okno widziałam, jak ruda zmierza w kierunku uczelni.
Nie musiałam drugi raz powtarzać. Usłyszałam zatrzaśnięcie drzwiami i przez okno widziałam, jak ruda zmierza w kierunku uczelni.
Dobra, miała swoją cierpliwość. Jak dzień w dzień się spóźniałam na zajęcia albo przychodziłam na styk, mogła się zdenerwować.
W sumie sama bym była poirytowana.
Ale taka była moja natura; im bliżej miałam dojść (a na uczelnię miałam tylko przejść przez osiedle i przez ulicę) tym później wychodziłam. Zwłaszcza w takie dni, jak ten.
To miało miejsce co tydzień i już się nauczyłam, o której godzinie najlepiej z domu wyjść, choć najczęściej kończyło się to spóźnieniem. Zerknęłam na zegarek. Za dwie dziewiąta. Według moich obliczeń, powinien już wyjeżdżać po porannych wykładach na ekspresówkę. Chwyciłam torbę i wybiegłam z mieszkania, prawie zapominając o zamknięciu drzwi. Wzięłam nogi za pas i zwinnie wyprzedziłam spacerującą z psem starszą panią. Skręciłam między bloki i zerknęłam na zegarek. Została mi minuta do rozpoczęcia zajęć. Cholera. Niczym błyskawica wypadłam na przejście dla pieszych i od razu tego pożałowałam.
Samochód zatrzymał się z piskiem opon, lekko mnie przy tym uderzając.
- Kurwa mać!.. - Warknęłam pod nosem, kiedy pojazd strącił mnie z nóg i upadłam na jezdnię. Momentalnie kilka osób do mnie podbiegło. Pytali, czy wszystko w porządku, chcieli wzywać pogotowie. Ale w mojej głowie był tylko jeden obraz. Srebrny opel, którego zbyt dobrze znałam, oraz jego właściciel, idący w moją stronę bez żadnego poruszenia.
Moje serce zadrżało i wcale nie dlatego, że prawie zginęłam.
- Olka. - Cmoknął, gdy znalazł się wystarczająco blisko.
Mimo sporej niechęci wyciągnął do mnie rękę, bym mogła wstać. O ironio, powinien się bardziej postarać, jeśli nie chciał, bym sprawę zgłosiła na policję. Z jego pomocy oczywiście nie skorzystałam. Sama, z własnych sił zerwałam się na równe nogi.
- Kurwa, ty pojebańcu! - Rzuciłam się do niego, najpierw uderzając pięściami w jego klatkę piersiowa, a potem popychając go do tyłu. Zawsze lubił szybką jazdę, więc kiedyś to się musiało tak skończyć. - Już mnie raz zabiłeś, nie wystarczy ci to?!
I znowu uderzyłam go pięściami, choć to pewnie mnie bardziej zabolało, aniżeli jego. W moich oczach zgromadziły się gorzkie łzy. Nie przejmowałam się ludźmi zgromadzonymi naokoło mnie, jego i tego cholernego samochodu.
- Skoroś taka zdrowa i w pełni sił, to żegnam. - Burknął w końcu pod nosem, wsiadł do opla i ominąwszy mnie, odjechał. Tak po prostu. Zupełnie jakbym się nawet jako człowiek dla niego nie liczyła.
Co miałam zrobić? Mimo że jakieś panie prosiły, bym poczekała na karetkę, becząc jak małe dziecko poszłam na zajęcia.
Wchodząc do głównego budynku nie mogłam się opędzić od natłoku myśli. Dlaczego właśnie dzisiaj te jego cholerne zajęcia musiały się przedłużyć? Dlaczego musiał przejeżdżać przez pasy akurat wtedy, gdy ja tam byłam? Cholerne zrządzenie losu. Tak, życie mi płata takie głupie figle, przez które teraz, kuśtykając na jednej nodze, lecę na spóźnione zajęcia.
A moje serce krwawi, znowu krwawi, choć było już tak dobrze. Ale zawsze tak jest. Gdy czuję się na siłach, muszę na niego wpaść i wszystko powraca. Cały ten ból, cały koszmar związany z tym, co przeżyłam. Żadna dziewczyna nie chciałaby tego przeżyć. Żadna dziewczyna nie chciałaby być zabawką w rękach ukochanego. Kolejną do odhaczenia...
- Przepraszam za spóźnienie, - wyburczałam, wpadając na salę. Prowadzący zajęcia z kinezyterapii spojrzał na mnie i uniósł brwi, widząc, że utykam - ale miałam niemiłe zderzenie z samochodem.
- Z samochodem? - Zdziwił się. - Pani to pokaże.
Mimo niechęci przysiadłam na krześle obok jego biurka. Kucnął przede mną i obejrzał moje bolące kolano niezwykle dokładnie.
- Mogę?.. - Zapytał i nie czekając na pozwolenie chwycił mnie za podudzie, mocno wykręcając w zewnętrzną stronę. Jęknęłam. Przez moment bolało jak jasna cholera, ale potem cały ból ustąpił jak ręką odjął. - I po krzyku. Rzepka się przestawiła. Radziłbym jednak smarować żelem przeciwbólowym. Starszy facet od kinezyterapii słynął z tego, że zawsze nas "naprawiał". A to nastawiał kręgosłup, a to wybadał u kogoś jakąś wadę, tu to , tu tamto. I w sumie to był mój "pierwszy raz".
- Dziękuję. - Słabo się uśmiechnęłam i poszłam usiąść obok zszokowanej Majki.
- Boże, kobieto, coś ty zrobiła? Ktoś cię potrącił? - Dopytywała jakby nie dowierzając. Była jednak niezwykle zatroskana. Może i czasem ma mnie dosyć, ale jak widać martwi się jak przyjaciółka.
- Tak. I to Tomasz, we własnej osobie. - Udawałam, że mnie to nie rusza, choć głos mi zadrżał, gdy wypowiedziałam jego imię.
Majka już o nic nie pytała tylko złapała mnie pokrzepiająco za rękę.. Byłam na skraju i ledwo powstrzymywałam napływające do oczu gorzkie łzy. Na całe szczęście prowadzący kontynuował zajęcia i jakoś udało mi się skupić na nich wszystkie myśli.
Do wieczora było sporo zajęć, na których musiałam się skupić, w związku z tym o całym porannym zajściu niemalże zapomniałam. Problem pojawił się dopiero wtedy, gdy wróciłyśmy do mieszkania i usiadłam na łóżku w swoim pokoju. Wszystko wróciło. Cała niechciana przeszłość. Wszystko to, czego tak cholernie żałuję. I to, jak się przez to teraz czuję.
Majka wiedziała, że tak będzie. Nie minęło dużo czasu jak weszła do mnie nawet nie pukając, z dwoma otwartymi piwami. Usiadła obok mnie i podała mi jedną puszkę. Pociągnęłam kilka dużych łyków chcąc zabić niechciany smutek.
Obie siedziałyśmy w milczeniu na moim łóżku przez dłuższy czas. Ruda zapewne nie wiedziała co powiedzieć, by mnie pocieszyć. Ale z doświadczenia musiała wiedzieć, że sama jej obecność mi w zupełności wystarcza.
- Wiesz jakie jest lekarstwo na zranioną miłość? - Zapytała w końcu. Spojrzałam na nią nic nie mówiąc, jednocześnie czekając na odpowiedź. - Nowa miłość, kochana. Nowa miłość...
Durna ta "nowa miłość", chciałabym rzec.
Próbowałam. Oczywiście, że próbowałam. Słowa Majki sprawiły, że postanowiłam się jakoś dźwignąć z tego dołka. Ale co mi z tego wychodziło? Niezobowiązujące spotkania. Był i Marek, z którym spotkałam się zaledwie dwa razy i o te dwa razy za dużo. Potem Robert, którego nie potrafiłam pokochać mimo jego usilnych starań. Po nich zaczęłam powątpiewać w to, że cokolwiek się zmieni. Choć było kilku następnych, wszystkie przygody kończyły się zaledwie po jednej randce.
W ten sposób jakoś zobojętniałam na całe to feralne uczucie, którym wszyscy się tak bardzo ekscytują. Przez cały trzeci semestr jakoś nie ruszały mnie zakochane pary, nowi chłopcy których nasyłała na mnie Majka. Nic a nic. Była tylko nauka, a w wolnych chwilach ( których było niewiele ) - impreza, wódka i tańce w klubach.
Nie spodziewałam się nic nowego. Zupełnie nic. Naprawdę zwątpiłam, że jakiś mężczyzna wywróci mój świat do góry nogami, zakocham się i będzie naprawdę wielkie love story. To było po prostu... hm, nie dla mnie.
Tak. I to byłoby niby na tyle. Ale wspominałam już, że los płata mi głupie figle?
To był marzec. Początek czwartego semestru. Pewnego pięknego dnia, po całkiem dobrze zaliczonych egzaminach i odbytych praktykach w jednym z katowickich szpitali, moja współlokatorka wpadła do mieszkania wrzeszcząc na całe gardło, że "jutro pozna męża".
Nie, nie miała chłopaka, to były tylko jej chore wymysły. Zastanawiałam się, którego z tych swoich ukochanych aktorów spotka, tudzież sportowców, w końcu tak bardzo uwielbiała oglądać różne rozgrywki sportowe. Już raz to przeżyłam w zeszłym roku, kiedy jeden z tych sławnych skoczków przebywał u nas na uczelni i biegała za nim mówiąc, że to jej "przyszły mąż". Jak widać, nie do końca jej to wyszło, choć suknię miała już wybraną.
- Kurwa, kurwa, kurwaaaa! - Piszczała tego "cudownego" dnia. - Nie uwierzysz, no Olka, pierdziele, nie uwierzysz! O ja cie pierniczę!
I tak, ekscytując się cały niedzielny wieczór, nie powiedziała mi o co chodzi. Sama musiałam się o tym przekonać następnego dnia i oczywiście zrobiłam to aż nazbyt boleśnie, bo lecąc jak zwykle spóźniona na zajęcia, musiałam wpaść na jednego z jej feralnych idoli.
______________________________________________________
No to mamy jedynkę.
Mam nadzieję, że znajdę czytelników, którzy pozostawią po sobie komentarze!
Byłoby mi niezmiernie miło :))
And I wanna cry I wanna fall in love
But all my tears have been used up
But all my tears have been used up
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz