środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 7. Niekoniecznie przyjemne spotkanie "po latach".

Czasem jest tak, że życie zaplanowało dla nas wiele niespodzianek, niekoniecznie tych przyjemnych. Nie zawsze towarzyszy nam szczęście, bo zdarzają się i smutki, rozczarowania, tęsknoty. Wszystko jednak powinniśmy brać z otwartymi ramionami, bo na tym polega nasze życie. Na wzlotach i upadkach, radości i płaczu.
A przeznaczenie? Nie uciekniemy od niego, nie oszukamy go. Wszystko, co ma się zdarzyć i tak się stanie. Nie przeskoczymy tego! Ani życia, ani choroby, ani śmierci nie pokonamy. Czasem po prostu trzeba się z tym wszystkim pogodzić i żyć dalej, prawda?...

***
Minęło kolejne pół roku i nastał upalny czerwiec, zwłaszcza tutaj, w Rzeszowie. Na hali Jana Strzelczyka rzeszowscy siatkarze wylewali z siebie siódme poty na treningu, a czerwcowy skwar tylko ich dobijał. Mimo to wytrwale pracowali, jak zwykle zresztą.
- No chłopcy, dalej, dalej! - Krzyczał do nich trener za każdym razem, gdy zaczynali opadać z sił.
  I wszystko byłoby po staremu; skończyliby trening, w szatni mimo braku sił jeszcze by się trochę powygłupiali, a potem poszliby na zimne piwo do pobliskiego baru. Tego dnia jednak życie dwójki siatkarzy miało się wywrócić do góry nogami. I to wcale nie z błahego powodu. 
  Szli właśnie do szatni okładając się własnymi ręcznikami, kiedy Kubiak zobaczył bardzo dobrze znaną mu sylwetkę stojącą na końcu korytarza i rozmawiającą z prezesem. Zresztą, kto by jej nie poznał? Ogniste włosy, cudowne kształty, duże piersi. I któż by zapomniał o tej wesołej, pełnej życia dziewczynie? Chyba nikt. On też.
Zaśmiał się w duchu. Nie spodziewał się, że życie da mu okazję do wyjaśnienia sobie z Majką, dlaczego go tak po prostu zbyła, gdy odjechali. Przecież dzwonił nie raz, ale nie odbierała.
Ale z drugiej strony... ona tutaj? Po kiego wała!
- Patrz, patrz, Zibi. - Misiek poklepał kolegę po ramieniu. - To nie Majka? - Chyba jednak wolał się upewnić.
- Majka? - Zdziwił się na poważnie Zbyszek. Majka, Majka... Ruda dziewczyna z Katowic. - Aaa, ta. No, chyba tak.
  Od razu mu serce stanęło, gdy wpatrywał się w drugi koniec korytarza. Były nierozłączne z Olką, więc może... może ona... 
- Co za Majka? - Dopytywał się Igła.
- Znajoma z Katowic. - Wyjaśnił Kubiak. - Idę się przywitać, idziesz Zbychu też? 
  Pewnie, że poszedł. Przecież miał szansę może nie Olce, ale jej przyjaciółce wyrzucić wszystko, co o nich myśli! Zrobiły z niego debila i jeszcze nie łaska zadzwonić było, żeby przeprosić! 
- Maju, Majeczko, cześć! - Przywitał się "13" zawodnik, kiedy podeszli. Akuratnie prezes już poszedł, a ona pakowała jakieś papiery do teczki.
  Ruda niechętnie uniosła wzrok. Spodziewała się ich, wiedziała, że grają tu w klubie. Niekoniecznie jednak chciała utrzymywać z nimi jakikolwiek kontakt. I naprawdę, nie mogła sobie podarować że uczelnia skierowała ją na praktyki akurat do tego klubu sportowego. Na tyle możliwości akurat tutaj!
- Ej, co jest? Nie odbierałaś telefonów ani nic.
- Nie wierzę, serio pytasz?! - Wybuchnęła nagle niczym wulkan. - Pajace cholerne. - Warknęła groźnie.
  Kubiak spojrzał pytająco na Bartmana, jednak on jedynie wzruszył ramionami.
- I kto to mówi. - Prychnął ZB9. Niby cicho, ale dziewczyna to usłyszała.
- Słucham?! TO wy się zabawiliście kosztem mojej przyjaciółki, powinnam was wszystkich rozstrzelać za to co najmniej! Cholerne dupki! 
 Miała już odejść, ale zdenerwowany Bartman nie mógł odpuścić. Złapał ją za ramię i odwrócił z powrotem w ich stronę.
- To wy zrobiłyście ze mnie idiotę, obydwie! 
  Majka zaśmiała się ironicznie.
- No, ciekawe jak, Bartman, ciekawe. TO wy zrobiliście jakiś durny zakład, czy przelecisz Olę.
  Zbyszek się najeżył. Nie sądził, że dziewczyny wiedzą o zakładzie. Ale jakie to miało znaczenie, skoro nie traktował tego jako zakładu? On serio był takim naiwnym frajerem, który myślał, że może się między nimi ułoży!
- Wiesz, w sumie to Bartman nie... - Zaczął Kubiak spokojnie, chcąc wyjaśnić tą sytuację, ale czarnowłosy wybuchł przerywając mu gwałtownie. Jak zwykle był zbyt porywczy. 
- Dobra, może i był głupi zakład, z którego zrezygnowałem. A wiesz czemu? Zależało mi i dlatego po trzech tygodniach wróciłem do Katowic! Jak debil czekałem z kwiatami na ławce przed waszym blokiem! Nie ogarniam, jak mogłem przejechać taką drogę po to tylko, żeby się przekonać, że jestem idiotą.
Dziewczyna namyśliła się. Jeśli serio był na Śląsku, to może i mu trochę zależało, ale czy powinna się mieszać? Przez niego Ola wylała litry łez.
- Byłeś w Katowicach? - Zdziwiła się Ruda. Musiała się dowiedzieć, dlaczego siatkarz obwinia je, a nie siebie samego.
- Tak, byłem. - Skrzywił się. To, co wtedy zobaczył w Katowicach sprawiło, że zrozumiał, dlaczego dziewczyna powtarzała "bez zobowiązań". - Byłem, bo chciałem zacząć to traktować poważnie. A co dostałem? Piękny obrazek przytulonej parki i dwuletniego dziecka obok nich! 
  Ruda najpierw się nerwowo uśmiechnęła, potem pobladła. Zrobiło jej się słabo. Aż musiała usiąść na pobliskiej ławce.
- I powiedz - kontynuował ZB9 - gdzie ona ukrywała chłopaczka i dziecko kiedy ze mną sypiała, co?!
  Znowu go ponosiło, więc Kubiak go trochę uspokoił.
  Majka się w końcu zaśmiała. I śmiała się płacząc jednocześnie, a siatkarze nie rozumieli nic a nic.
- Boże, Bartman, ty serio jesteś skończonym idiotą. 

***
- Ola, no, nie dźwigaj! - Marcin do mnie doskoczył i odebrał mi z rąk duże, kartonowe pudło. Nie miałam nic do gadania, jak zwykle w tej kwestii. 
- No przecież też mogę trochę ponosić. - Burknęłam krocząc obok niego.
Nic nie odpowiedział tylko spiorunował mnie wzrokiem. Westchnęłam. jedyne, co mogłam zrobić to otworzyć mu drzwi i za nim wejść do naszego nowego domu. 

No właśnie: NOWY DOM. Nasz nowy dom. Piękny, pokaźny, nowoczesny. Z dużym ogródkiem. Umiejscowiony na obrzeżach miasta. Spokojna, strzeżona dzielnica. On, ja i Amelka. Czego chcieć więcej? 
- Dobra, ja lecę do pracy jeszcze. - Marcin położył pudło na stosie innych i podszedł do mnie. Dał mi buziaka w policzek.
- Ok. Ja trochę rozpakuję tych rzeczy, a potem Majka przywozi małą.
Uśmiechnął się i wyszedł. 

  Usiadłam na okrytej jeszcze przezroczystą folią kanapie i przeczesałam włosy palcami, patrząc się na armagedon panujący w pomieszczeniu, który w ogóle nie przypomina salonu. Czekało mnie dużo roboty. Dwie godziny i wraca Amelka. Chyba powinnam zacząć od porządkowania jej pokoju... 
  Dom nie był aż tak ogromny, jednak w porównaniu z naszym katowickim mieszkankiem robił wrażenie. Fakt, że do tej pory Marcin mieszkał tu sam jeden było przerażające, aczkolwiek nie dziwne. Jego ojciec, gdy był młody założył firmę, która teraz świetnie prosperuje. Nie zdziwił nikogo fakt, jak otworzył kilka filii i uczynił jednego ze swoich synów prezesem jednej z nich tutaj, w Rzeszowie. Marcin miał ustawione życie, ogromny dom i kilka problemów, między innymi nas. Choć była też druga strona, w której obydwoje poszliśmy na idealną dla nas ugodę. W sytuacji i Marcina i mojej, to było najlepsze rozwiązanie, by zamieszkać razem i założyć rodzinę. I chodziło tu przede wszystkim o Amelkę. 
 Jeśli chodzi o moje studia, na razie przerwałam naukę po trzech latach. Owszem, mam zamiar ukończyć jeszcze magistra z fizjoterapii, jednak najpierw odchowam małą. 
  Cóż, nie planowałam tego, ale czasem tak w życiu bywa, że podejmuje się zaskakujące, aczkolwiek potrzebne decyzje...
  Dwie godziny do przyjazdu dziewczyn minęły bardzo szybko. Byłam akuratnie w kuchni i zobaczyłam przez okno, jak samochód wjeżdża na podjazd i po chwili moja przyjaciółka z uroczą blondyneczką na rękach zmierzają w stronę domu. 
- No cześć, cześć. - Powitałam je na przedpokoju. Wzięłam małą na ręce. - Jak się bawiłyście?
- Pospacerowałyśmy trochę, szybko zleciało.
  Majka, niby zadowolona, miała jakąś taką skwaszoną minę momentami.
- To w podziękowaniu cappuccino i jabłecznik, co? - Zaproponowałam i nie czekając na odpowiedź, popchnęłam przyjaciółkę w stronę kuchni. 

- Pić, pić. - Poprosiła Mała.
- Już ci dam, myszko. Ciocia cię musiała nieźle wykończyć! - Zaśmiałam się sadzając ją w krzesełku dla dzieci.
- Kto kogo! - Zakpiła ruda. - Dobrze wiesz, jaka ona żywiołowa jest. Daje popalić.
- Taa, wiem. - Podałam buteleczkę z soczkiem blondyneczce, a nam zrobiłam dwa cappuccina. Do tego jeszcze pyszny jabłecznik i w trójkę siedziałyśmy zajadając pyszny deser. 

- Dobra, powiedz mi. Przemyślałaś moją propozycję? - Zapytałam Majki.
  Wiedziałam, że będzie odbywała praktyki w Rzeszowie, więc lepiej byłoby jej mieszkać z nami na ten czas zamiast wynajmować mieszkanie. Ona się jednak upierała, że nie będzie nam się narzucać. W głębi serca jednak miałam nadzieję, że zmieniła zdanie. 

- No coś ty, Ola. Mówiłam ci już, że odpada. Poza tym z tego mieszkania mam bliziutko na halę. Rzut beretem, o! - Cóż, był to bardzo dobry argument.
- Ale wiesz że Marcin też pracuje w tamtym rejonie, moglibyście razem jeździć.
- Ola, daj spokój, już mi starzy opłacili mieszkanie na miesiąc. Poza tym wiesz, że będę tu u ciebie często. Jeszcze będziesz mnie miała dosyć! - Zaśmiała się.
  Tymi słowami zakończyłyśmy ten temat. Majka należała do niezwykle upartych osób, więc nie było sensu dalej się spierać. Poza tym sama nie wiem, czy na jej miejscu chciałabym się narzucać.
- A jak tam z praktykami? - Zapytałam. - Załatwione wszystko do końca? 

- Tak, załatwione. Po weekendzie zaczynam. - W sumie nie wyglądała na specjalnie zadowoloną z tego faktu.
Była tam. Bardzo prawdopodobne, że ich spotkała. Bardzo prawdopodobne, że z nimi rozmawiała. Ale nie mogłam tak po prostu o to zapytać. Po co miałam się dobijać?...

- Misiek! - Krzyknęła nagle Amelka, cała ubrudzona z ciasta.
- Co misiek? - Zdziwiłam się zerkając na małą.-  W pokoju są, wszystkie już rozpakowałam.
- Nie, misiek! - Powtórzyła, a ja nic z tego nie rozumiałam. - Ten pan... 

- Pan? - Spojrzałam podejrzliwie na Majkę. - Pan Misiek? 
- Tak. Dzwonił do cioci i ciocia była zła. - Tak, małe dzieci wszystko wykablują.
  Pozostawało tylko pytanie, czy chciałam wiedzieć, czego chciał ten patałach?...

- Miałam ci powiedzieć, ale... - Ruda podrapała się po głowie. - No, sama wiesz...
- Nie no - wzruszyłam ramionami - w sumie to tylko Kubiak, będziesz z nim pracować więc pewnie nie raz o nim jeszcze usłyszę.
Nauczyłam się już udawać, że to mnie nic a nic nie obchodzi.
- Ale w sumie to nawet nie o niego chodzi, tylko o Zbyszka... - Gdy to powiedziała, serce momentalnie mi stanęło. - Ale... 

- Dobrze się miewa? - Wymusiłam uśmiech na swojej twarzy.
- Kurde, Ola... niby wszystko ok, niby nie.. wiesz, że on wtedy był w Katowicach? Ola, on wrócił, bo mu zależało...


***
Majka wyszła od Oli jak tylko Marcin wrócił do domu. W sumie to żałowała, że powiedziała przyjaciółce o Bartmanie; wyglądała potem na taką... przygaszoną? Smutną? Albo taką obojętną... Ruda była w fatalnym położeniu. Z jednej strony dowiedziała się prawdy o uczuciach Bartmana i mogłaby im nie co pomóc, choć oboje już mają kogoś innego. Z drugiej jednak strony, psuć to, co postanowiła Ola? To była chyba jej najważniejsza decyzja w jej życiu, która wymagała dużej odpowiedzialności i przemyślenia. Nie mogła zatem tak po prostu naciskać na ich ponowne spotkanie, to nie miałoby najmniejszego sensu.
  Dlatego tak bardzo wahała się, czy spotkać się z Kubiakiem jeszcze tego wieczoru. Dzwonił, bardzo nalegał, więc w  końcu uległa. I nie chodziło tylko o rozmowę o tym, jakim ZB9 jest idiotą. Tak po prostu czuła, że chce i błędy sprzed roku nie powinny jej stać do tego na drodze.
Po co żyć przeszłością?

- No cześć. - Uśmiechnął się słodko.
Spotkali się w parku. Było jeszcze ciepło i jasno, mimo późnej godziny.
- Cześć, Michał. 

  Od razu ruszyli parkowymi alejami, powoli spacerując ramię w ramię. Początkowo nic nie mówili. Ruda nie chciała się wyrywać, przecież to on chciał się spotkać.
- Ty w Rzeszowie, miła niespodzianka. - Rzucił.
Tak, super. Kubiak, tylko na to cię stać? 

- No tak się złożyło, że wysłali mnie do waszego klubu na praktyki. - Powiedziałam. Nie chciałam mu tego utrudniać, i tak wyglądał na trochę speszonego i zawstydzonego. Cóż, ta cała sytuacja nie tylko jego przytłaczała.
- Szczęście. - Wyszczerzył zęby i spojrzał na nią.
"Szczęście"? Ona o tym myślała raczej inaczej.
- No, szczęście. Jest tu wielu siatkarzy, których chciałam poznać. Na przykład Mistrz-Igła. - Starała się rozluźnić nieco tę napiętą atmosferę.
- Igła? Ten pajac? - Zaśmiał się głośno, aczkolwiek nie nabijał się z kolegi z drużyny. - Nie wystarczy ci, że znasz mnie?
- Znam, tylko że...
- Wiem, wszystko się spierdoliło. - Założył ręce za głowę i spojrzał gdzieś w górę, w niebo między gałęziami drzew. - Przepraszam za to. Zachowaliśmy się jak dzieci. Ale musisz wiedzieć, że Bartman serio to wszystko przeżywał. Przez jakiś czas chodził naprawdę podłamany. Zależało mu, pojechał, a zobaczył szczęśliwą rodzinkę. Nigdy nie miał szczęścia do związków, dlatego miał plakietkę playboy`a. Miał nadzieję, że może tym razem.. no, sama wiesz. 

- Tak, wiem. 
Oboje mieli jakiegoś pecha, pomyślała ruda. Mogła pójść się pożegnać pięć minut później, nie usłyszałaby o tym zakładzie i koniec sprawy. No, stało się. Ale to było cholerne zrządzenie losu, że przyjechał akurat wtedy. Może gdyby przyjechał dzień wcześniej, porozmawialiby, wszystkie następne wydarzenia nie byłyby aż tak ciężkie dla biednej Oli? Miałaby w kimś jeszcze większe wsparcie, niż sama jedna mogła dać jej przyjaciółka. 
- Wiesz, Michał... ja ci opowiem, jak to wszystko było, jak to teraz wygląda...
 Usiedli na pobliskiej ławce. Siatkarz czekał, aż dziewczyna zbierze wszystko do kupy. Westchnęła głęboko i zaczęła opowiadać...


Michał Kubiak, po usłyszeniu całej historii, wprost nie mógł w to  wszystko uwierzyć...


____________________________________________________________
Macie, macie kolejny! 
Och, tak bardzo cieszę się, że pojawiają się komentarze od czytelników. Jest mi niezmiernie miło, że czytacie! CHoć mam nadzieję, że mimo mojego pomysłu na to opowiadanie, nie przestaniecie czytać. 
Do koleżanki: Tak, oglądam Pretty Little Liars. Uwielbiam to, ale w sumie nie dlatego wzięłam Lucy Hale do tego opowiadania. Po prostu... tak mi jakoś pasuje heh :) A lubię ozdabiać opowiadanie zdjęciami. 



+ Zapraszam jutro na nowy rozdział, myślę, że już wszystko Wam rozjaśnię, a może i nie... haha.
Bo na razie robię chyba ogromne kiełbie we łbie. ;D

Pozdrowienia z Katowic! :)






2 komentarze:

  1. zaczęłam czytać twojego bloga dzisiaj i jestem szczerze zachwycona twoim stylem pisania i ogólnie całą fabułą, nie lubię czytać opowiadań o siatkarzach ale twój blog naprawdę mi się spodobał, życzę jak najwięcej weny do pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Musiałaś przerwać w takim momencie? Z jednej strony to cieszę się nawet, że Amelka nie jest córką Bartmana :)
    Pozdrowienia z Piekar Śląskich! Prawie jak Katowice ;p

    OdpowiedzUsuń