czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 8. O to, co się wydarzyło rok temu...

- Wiesz, Michał... ja ci opowiem, jak to wszystko było, jak to teraz wygląda...
  To było sobotnie popołudnie. Niby zwyczajny, najbardziej przeciętny dzień. Jak zwykle wraz z początkiem weekendu spałyśmy, ile tylko się dało. Tego dnia jednak obudził ją telefon. Przez ścianę słyszałam ten cholerny, piskliwy dzwonek. Byłam na nią zła. Strasznie zła. Nie słyszałam, o czym rozmawia. Nakryłam się poduszką i próbowałam znowu zasnąć. Nie zareagowałam nawet wtedy, gdy na całe mieszkanie wrzasnęła moje imię. Jezu, myślałam, że ma jakiś durny problem... A ona wtedy stanęła w drzwiach do mojego pokoju. Była blada, wstrząśnięta. Z początku myślałam, że umiera. Nie wiem, zawał, czy coś. Wszystko mi przemknęło przez głowę.
Pytałam, co się dzieje, ale ona nic nie odpowiadała. Ślepo patrząc się w przestrzeń usiadła na moim łóżku, wciąż milcząc. Telefon wypadł jej z rąk na podłogę. I wtedy powiedziała:
- Majka, oni.. oni nie żyją. 

  Nie docierał do mnie sens tych słów. Nie rozumiałam, o co chodzi. Ona wtedy powtórzyła.
- Majka, nie żyją. Nie żyją. - Powtarzała w kółko, jak opętana. - Nie żyją.
- Ola, ale kto? Co się stało? - Pytałam. Była taka wstrząśnięta, a ja nie wiedziałam co zrobić. Lada moment miała mi odpłynąć w inny świat, a ja nie potrafiłam tego kontrolować.
  Kucnęłam przed nią i potrząsałam za ramiona, chcąc przywołać ją z powrotem. Trochę to trwało. W końcu na mnie spojrzała i momentalnie gęste łzy wypłynęły jej z oczu.
- Majka, oni mieli wypadek! - Jej dziwnie spokojny głos zamienił się w krzyk, wręcz wrzask. - Nie żyją, rozumiesz?!
  Przez godzinę siedziałyśmy razem, próbowałam ją uspokoić, a ona jedynie powtarzała, że nie żyją. Nie wnikałam kto, bo ona mówiąc... hm, tak jakby nie rozmawiała ze mną, tylko sama ze sobą.
Potem mi powiedziała. Wszystko. Dzwonił Marcin. Powiedział, że jest teraz z Amelką, która cudem przeżyła wypadek samochodowy.
Jechali w trójkę: Jacek, brat Oli, jego żona Monika i ich córeczka, Amelka. Pijany kierowca w nich wjechał. Podobno  z przedniej części samochodu nie było co zbierać. I to był cud, że mała Amelka wyszła z tego z zadrapaniami zaledwie. Naprawdę, cud....

  To był ogromny szok dla Oli. Płakała dniami i nocami. Płakała i płakała... Nie potrafiła normalnie żyć.
 I w ten feralny dzień, kiedy przyjechał Bartman, Marcin również przyjechał z małą Amelką. Musieli przecież coś wymyślić, nie mogli jako chrzestni jej zostawić na pastwę losu. Po tygodniu odbył się pogrzeb tragicznie zmarłego młodego małżeństwa, a potem było wiele rozpraw sądowych które miały na celu przyznać opiekę rodzicom chrzestnym.
Cóż, no, to wszystko, co się zdarzyło.. tak szybko, czasami miałam wrażenie, że Ola po prostu się podda. Nie raz była na skraju załamania....


Michał milczał. Cała ta historia sprawiła, że nie miał odwagi się odezwać, nie wiedział co powiedzieć. On... w ogóle się tego nie spodziewał. Naprawdę byli idiotami myśląc, że Ola się tylko zabawiła Bartmanem.
- Cholera... - Wydusił z siebie po dłuższym czasie. - No a co to za Marcin jest? Ona z nim jest? 

- Niby tak.. no wiesz, ona jest chrzestną Amelki jako siostra zmarłego brata, a on.. w sumie wiem tylko tyle, że był bliskim przyjacielem Moniki, dlatego też został chrzestnym. Może i z Olą nie utrzymywał wcześniej dłuższego kontaktu, ale... - zawiesiła się na moment ruda - no, oboje doszli do wniosku, że stworzą prawdziwy dom dla Amelki.
- Tego nie rozumiem. Tylko dlatego są razem?
- "Tylko"? - Prychnęła. Ona sama podziwiała przyjaciółkę za podjęcie takiej decyzji. - Ola i tak powiedziała, że już nigdy nie chce się wiązać. Najpierw skrzywdził ją Tomek, i nie mogła się pozbierać, tak potem Bartman dobił ją w ten sam sposób. A Marcin... no, też ma pewne problemy, dla których małżeństwo z Olą jest najrozsądniejszym wyjściem.
  Kubiak początkowo nie mógł tego rozumieć, ale im dłużej nad tym myślał, to wszystko nabierało sensu. Ale co jest nie tak z tym Marcinem, że się zgodził na takie małżeństwo? No bo czy sam Michał Kubiak zdobyłby się na takie poświęcenie? Chyba łatwiej byłoby, gdyby jedno z nich poślubiło osobę, którą szczerze kocha i oni by się zaopiekowali małą...
- Chyba to nie na twoją głowę. - Dla rozluźnienia atmosfery Majka popukała go lekko w głowę.- Ale widzisz, przynajmniej już wszystko wiesz.
- Powinienem powiedzieć chyba Bartmanowi, nie?
- Nie, Michał, nie mów! - Zaprzeczyła gwałtownie. - To była jej świadoma decyzja. Jeśli przeznaczenie będzie chciało jeszcze ich jakoś połączyć, to tak się stanie i wtedy sobie wszystko wyjaśnią. My nie powinniśmy się w to wszystko mieszać...


***
Był już wieczór, a ja jechałam samochodem. Uśmiechałam się od ucha do ucha i pod nosem nuciłam piosenkę zasłyszaną w radiu. Czułam jednak ogromne szczęście i spełnienie. Dlaczego? Jak?
I wtedy poczułam tak bardzo realistyczny dotyk czyjejś ręki na udzie. Marcin?
- Skup się na drodze - moje usta same wypowiadały słowa - Zbyszek.
Co, Bartman? Co on, u licha, robił ze mną w samochodzie?
- Spokojnie, skarbie. Już patrzę na drogę. - Odpowiedział z wyraźnym spokojem siatkarz.
Nie mogłam spuścić z niego wzroku. Znowu miał w oczach te iskierki, a pod nosem ten charakterystyczny, bartmanowy uśmiech, którego nigdy nie mogłam rozszyfrować.
- Mamo, mamo... - Cieniutki głosik sprawił, że musiałam spojrzeć kto siedzi na tylnych siedzeniach auta.
O mój Boże, Amelka! 

- Co się stało, kochanie? - Znowu w uszach usłyszałam własny głos.
- Za ile dojedziemy? - Zapytała słodkim, zaspanym głosikiem. Przetarła małymi rączkami oczka błękitne oczka.
- Jeszcze chwilka, Mela, prześpij się jeszcze trochę. 

  Wystawiłam rękę do tyłu i pogłaskałam ją po nóżce. Patrzyłam, jak przytula swojego ukochanego misia, jak zasypia. Jej spokojna buzia przynosiła ukojenie.
  I gdy spojrzałam z powrotem na Bartmana, a potem na drogę..
- Cholera!!!!!! - Wrzasnął na cały głos kierowca i mocno skręcił kierownicą. Ostatnie co usłyszałam to huk, pisk opon i płacz malutkiego dziecka....


Obudziłam się z krzykiem. Sen był tak realistyczny, że płakałam i trzęsłam się. Marcin również się obudził i od razu mnie przytulił.
- Hej, spokojnie... to był tylko zły sen. - Szeptał. Głaskał mnie po włosach, chcąc mnie uspokoić.
- Wy.. wypadek. Śnił mi się wypadek... - Wyjąkałam przez łzy.
- Spokojnie, Oluś...
To była koszmarna noc. Naprawdę paskudna. Potem już nie zasnęłam i sam Marcin czuwał cały czas przy mnie. Niby miał zamknięte oczy i udawał, że śpi, do czego sama chciałam go przymusić, ale chyba postanowił mnie przypilnować. Głupio mi było, bo przez moje głupie koszmary nie wyśpi się na rano do pracy...
Oboje wstaliśmy o siódmej. Postanowiłam chociaż zrobić mu śniadanie i kawę, zrehabilitować się jakoś za tą noc. Ledwo razem zamieszkaliśmy, a ja już odstawiałam takie akcje. W ten sposób długo tak nie pociągniemy.

- Jak tam w pracy? - Zapytałam, gdy oboje siedzieliśmy w kuchni popijając kawę na pobudzenie.
- Wiesz, dużo papierkowej roboty, jak zwykle. - Westchnął. - Ale postaram się dzisiaj wcześniej wyrwać z pracy, to się wybierzemy gdzieś razem. We dwójkę albo we trójkę, może Majka się zajmie małą. - Uśmiechnął się. - Coś wymyślę.
Spędzanie z nami czasu naprawdę sprawiało mu dużo radości. Poza tym cieszył go fakt, że w jego sytuacji jakaś dziewczyna zdecydowała się być jego narzeczoną, ku uciesze jego rodziców, a zwłaszcza ojca. I im dłużej on się uśmiechał, im dłużej się starał, tym bardziej nabierałam pewności, że to była dobra decyzja. 

- Fajnie, cieszę się. - Pochyliłam się nad stołem i dałam mu soczystego buziaka w policzek.
- A co z tymi twoimi koszmarami? Często je masz? - Troska w jego głosie była bardzo wyczuwalna.
I co ja miałam ci powiedzieć, Marcinie? Po co masz się jeszcze o mnie martwić?
- Nie, to tak sporadycznie w sumie, nie masz się czym przejmować. - Uspokoiłam go. 

- No to dobrze. - Nagle wstał i podszedł do mnie bliżej. - Ja już lecę, dziękuję za kawę i śniadanie. - Pocałował mnie czule w czoło. - Zadzwonię!
I wyszedł. A ja znowu pozostałam sama ze swoimi rozterkami. Miałam nadzieję, że Amelka szybko wstanie i zajmę sobie głowę tylko i wyłącznie nią....


O dwunastej zadzwonił Marcin mówiąc, że Majka wpadnie dziś do nas wieczorem, do Amelki, żeby się nią zająć. A ja miałam się ładnie ubrać i o godzinie osiemnastej czekać na niego na rzeszowskim rynku. Co on planował to ja w ogóle nie wiedziałam. 
Marcin. Na każdym kroku potrafił mnie zaskoczyć. I na każdym kroku starał się tak, jakby naprawdę próbował mnie pokochać, albo przynajmniej sprawić, bym poczuła się kochana...

***
Był już wieczór. Bartman byczył się po treningu przed telewizorem, popijając piwo. Machinalnie przerzucał kanał za kanałem w poszukiwaniu czegos sensownego, jednak nic go w pełni nie zaciekawiło. 
W koncu postawił na powtórkę ostatniego meczu, który grali zaledwie tydzień temu ze Skrą Bełchatów. Wygrali, rzecz jasna, 3:2. Siatkarz musiał jednak przyznać, że nie był to jego najlepszy mecz, choć zdecydowanie lepszy niż wcześniejsze. Za tydzień grają rewanż z żółto-czarnymi i będzie musiał doprowadzić się jakoś do porządku, bo cienko to widzi.
Czemu?
Odpowiedź jest prosta: Ola. A właściwie Majka, która pojawiła się tu jakby znikąd i tak po prostu będzie sobie odbywała u nas praktyki. I jakoś tak siatkarz czuł, że nie skończy się to zaledwie na praktykach rudej dziewczyny. W tym musiał być głębszy sens. 
Z przemyśleń wyrwał go dzwoniący telefon. Zerknął na wyświetlacz. Kubiak. 
- Noo czego nie wiesz? - Powiedział, wciskając zieloną słuchawkę. 
- Właśnie o to chodzi, że wiem już wszystko. - usłyszał podekscytowany głos kolegi. - Spotkajmy się w barze, wszystko ci rozjaśnię, żebyś dalej nie cierpiał wewnętrznych katuszy i w końcu zerwał z tą cholerną blondyneczką. 
- Ma na imię Ewelina. - Poprawił go Bartman. - I nigdzie nie idę, jeśli nie powiesz o co ci chodzi. Bo niekoniecznie chce mi się z domu wychodzić, zajęty jestem. 
  Tak, oglądaniem powtórki meczu, która praktycznie rzecz biorąc i tak się już kończyła. Grali już tie-break`a. Tego jednak postanowił nie dodawać. 
- A jeśli ci powiem, że to o Olę chodzi?
  Czarnowłosy zacisnął szczękę. Ola, co? Akuratnie myślał o jej gęstych, brązowych oczach, ślicznym uśmiechu i piwnych oczach... 
- Będę za pół godziny. Tam gdzie zwykle. - Rozłączył się i chyba pierwzy raz tak szybko się ubrał do wyjścia. 
Rynek, jak zawsze wieczorami, wypełniony był mieszkańcami Rzeszowa, jak i przejezdnymi. Atmosfera, ci ludzie i stare zabudowania nadawały temu miejscu naprawdę magiczny klimat.
Bartman kroczył dosyć szybko, manewrując między przechodniami. DO baru, w którym mieli się spotkać z Kubiakiem, był jeszcze kawałek drogi, więc musiał narzucić tempo. I ta myśl, że dowie się czegoś o Oli tylko dodawała mu przyspieszenia.
Dlaczego?... Dlaczego słysząc to imię, wciąż bije mu tak szybko serce? Przecież miała dziecko, miała faceta, powinien po prostu skupić się na sobie...
- Przepraszam, możemy autograf? - Zaczepiły go jakieś dwie dziewczyny.
  Był zdenerwowany i zupełnie nie miał na to ochoty, ale spojrzenia dwóch młodych dziewczyn sprawiły, że nie mógł postąpić inaczej jak podpisać się im w zeszycikach. Potem jeszcze obowiązkowe zdjęcie, na którym chyba pierwszy raz się nie uśmiechał. Ba, był wręcz zaskoczony. Zszokowany. Zupełnie, jakby zobaczył ducha.
No bo chyba zobaczył?...

Stała dosłownie kilkanaście metrów dalej. Wypatrzył ją w tłumie idących ludzi. Te piwne oczęta poznałby wszędzie. Wyglądała niczym anioł, który wyłonił się pośród codziennej szarości. Serce momentalnie mu stanęło, nie wiedział, co zrobić. Widziała go? Poznała? I czy to do niego właśnie się tak ślicznie uśmiechnęła?...
Nie mógł się ruszyć. Nie mógł wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. Zastanawiał się nawet, czy wciąż oddycha.  Robiła z nim co chciała. Znowu się pojawiła w jego życiu tak nagle, niespodziewanie. I widząc ją, ten uśmiech, te oczy... zapomniał o błędach przeszłości. I swoich, i jej....

____________________________________________________________

Macie kolejny rozdział, moi mili!
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam takim rozwinięciem. Hmm, no bo to byłoby zbyt proste, gdyby mała Amelka była ich dzieckiem. Cóż, jeśli czytaliście moje wcześniejsze opowiadania, wiecie, że ja nigdy nie chodzę na łatwiznę i zawsze jest pod górkę. 
Sorry, ale niekoniecznie przepadam za szczęśliwymi, prostymi historiami!

Jestem otwarta na rozmowy z Wami dot. opowiadania i nie tylko (piszcie e-maile, jeśli chcecie:   karmelowestory@gmail.com  - na pewno odpowiem!)
Zapraszam również do komentowania rozdziałów - zawsze mi się milej robi na sercu. Aż chce się pisać!










1 komentarz: