- Ola, nie. Poczekaj.... - Zmarszczył brwi. W jego oczach widziałam smutek i ból.
Zbyszku, dlaczego mi to robisz? Dlaczego pojawiasz się wtedy, kiedy wszystko się zaczyna układać?..
- Zbyszku! - Krzyknął ktoś.
Od razu wyrwałam rękę z jego uścisku i odsunęłam się na bezpieczną odległość. Wtedy podeszła ta wysoka blondyna wyglądająca niczym top modelka i zawiesiła się mu na ramieniu. - Miśku, chodźmy już do ciebie. - Mruknęła do niego jakby nie zauważając mojej obecności. To było niesamowicie niezręczne.
- To my już pójdziemy.. - szepnęłam i chciałam odejść. Jak się obawiałam, Zbyszek tak łatwo mi nie pozwolił.
- Nie no, Ola, poczekaj. - Poprosił siatkarz.
Niechętnie przystanęłam.
- A kto to jest? - Zapytała blondyna.
- Ewelina, poznaj moją... znajomą z Katowic. Ola, to Ewelina. - Przedstawił nas sobie. Podałam rękę, choć ona niechętnie się przywitała.
- Dziewczyna Zbyszka. - Dodała sama.
- A to jest... - Zbyszek skinął na małą.
- Amelka. - Przestawiłam dziewczynkę.
- Tak, właśnie. - Chrząknął czarnowłosy. - Amelka. - Powtórzył.
- Mogą oni też przyjść na mój piknik? - Zapytała. Jej uroczy głosik ścisnął moje serce, choć był naprawdę tragiczny. - Wtedy już będzie sto osób, prawda?
- Może kiedyś... - Westchnęłam.
- No właśnie, może kiedyś. - Potwierdziła Ewelina. Wciąż mierzyła mnie wzrokiem, chcąc mnie chyba zabić.
Dobrze że wzrok nie zabija, bo chyba byłabym już trupem...
- Nie, przyjdziemy! - Bartman wyglądał na naprawdę zdeterminowanego.
On u mnie w domu? Co?... Aż moje serce stanęło.
Kucnął przy Amelce i uśmiechnął się. - TO co, kiedy masz ten piknik?
No nie wierzę, Bartman! Serio?
Spojrzała na mnie pytająco. - No nie wiem kiedy, zobaczymy. Odezwiemy się.
- Jutro! - Krzyknęła radośnie. - Ciocia Maja będzie, wujek Marcin będzie, wszyscy będą!
- No tak, sobota.. - westchnęłam zrezygnowana.
- Wiesz, nie będziemy się narzucać - wciąż mówił do Amelki - jakby coś to ciocia Ola ma mój numer. - Wstał i spojrzał na mnie ostatni raz. W zielonych oczach naprawdę widziałam nadzieję na ten telefon. - No to cześć.
- Cześć. - Odpowiedziałam i patrzyłam, jak idą w stronę kas.
Po zakupach wróciłyśmy do domu. Marcina jeszcze nie było; dzwonił, że wróci późno wieczorem. Doskonale wiedziałam, że wcale nie z powodu pracy, ale nie miałam mu tego za złe. Dobrze wiedziałam, w co się pakuję.
Po kolacji oglądałyśmy razem z Amelką filmy animowane. Dziewczynka przytuliła się do mnie i już pod koniec filmu patrzyłam, jak zasypia. Nie chciałam, by się męczyła, więc zaniosłam ją na górę do pokoju.
- Ciocia jutro piknik?... - Zapytała już praktycznie śpiąc.
- Tak, skarbie. - Pogłaskałam ją po głowie i czule pocałowałam w czoło. - Musisz się więc wyspać.
- Ale przyjedzie ten duży pan? - Zapytała. Błękitne oczka błyszczały. - Bez ten pani, bo jej nie lubię.
Przełknęłam ślinę. Cóż, coś mnie z małą łączyło. Nie znałam Eweliny, ale niekoniecznie się z nimi polubię.
- Śpij już. Dobrej nocki.
Ona zasnęła niemalże natychmiastowo, a ja miałam kolejną, bezsenną noc.
Sobota. Pogoda od wschodu słońca była niesamowita. Siedziałam na tarasie i piłam kawę, jak głupia wpatrując się w telefon.
Zbyszek. Żartowałeś wczoraj z tym telefonem, czy naprawdę oczekujesz, że cię to zaproszę? Ciebie i tą całą Ewelinę. Po co miałabym się tak męczyć? Z drugiej jednak strony wpadłam już na niego dwa razy odkąd tu jestem. Dwa razy za dużo. I na tych dwóch razach na pewno się nie skończy. Może więc lepiej jakoś się pogodzić i normalnie się ze sobą kolegować?
Zakładając, że się da.
Zadzwoniłam najpierw do Majki, zapytać, czy aby na pewno dzisiaj będzie. Oczywiście, zgodziła się. Zapowiedziała również, że przyjedzie z Michałem. To już jest jakaś nowość, naprawdę. Czyżby mnie coś ominęło? Zwłaszcza, że brzmiała naprawdę radośnie choć jest dopiero dziewiąta rano.
Czekała nas wieczorem poważna rozmowa. Zanim jednak to nastąpi, musiałam podjąć ważną decyzję. Czułam, jak moje ciało drży, gdy mam wcisnąć zieloną słuchawkę i do niego zadzwonić.
- Dobra, ogarnij się. - Nacisnęłam.
Nim jednak usłyszałam sygnał połączenia, rozłączyłam się. Cóż, zadzwonić chyba nie dam rady....
***
Z przyjemnego snu wyrwał ją głośny dźwięk dzwoniącego telefonu. Niechętnie, ale sięgnęła po komórkę.
- Kto dzwoni?... - Zaspany głos siatkarza przywrócił ją do cudownej rzeczywistości.
Michał Kubiak u niej w łóżku w sobotni poranek. Czego chcieć więcej?... Spędził z nią noc. Do niczego nie doszło, Kubiak był zbyt delikatny i ostrożny. Totalne przeciwieństwo porywczego Bartmana. Ale Ruda nie narzekała. Podobała jej się ta troska siatkarza. Jej samej w zupełności wystarczało, że miała się do kogo przytulić w nocy.
- Ola. Odbiorę. - Nacisnęłam zieloną słuchawkę. - No cześć Mysza.
- No cześć. - Usłyszała głos przyjaciółki. - Masz dzisiaj czas, prawda?
Majka namyśliła się chwilę i spojrzała na bawiącego się jej włosami Kubiaka.
- No mam czas, mam. - Powiedziała ruda. Michał zrobił obrażoną minę. Pewnie spodziewał się, że wolną sobotę spędzą razem.
- Robimy piknik, także Amelka zaprasza.
- A mogłabym wpaść z kimś? - Zapytała, spoglądając w jego wesołe oczy.
- Niech zgadnę: Kubiak? - Ola zaśmiała się.
Siatkarz podniósł się. Skoro przyjaciółka Majki wiedziała, o kogo chodzi, to na pewno o nim rozmawiały wcześniej. Aż mu się cieplej na sercu zrobiło, zwłaszcza jak Ruda jeszcze oblała się uroczym rumieńcem.
- Tak, on. - Potwierdziła. Wtedy Kubiak odgarnął jej włosy do tyłu i muskał ją delikatnie po szyi, po obojczyku...
Próbowała go odepchnąć, bo ją rozpraszał. Nic z tego. W końcu zaczęła chichotać.
- No dobra, spoko. A coś ty taka radosna o dziewiątej rano? - Dopytywała się Aleksandra.
- Powiedzmy, że miałam fajny sen.
- Hmm. to rozkoszuj się dalej tym "fajnym snem" - zironizowała rozmówczyni, doskonale wiedząc, co się święci - i widzę was u siebie koło szesnastej.
- No dobra, pa. - Rozłączyła się szybko.
Telefon wylądował gdzieś w pościeli, bo Kubiak natychmiastowo wpił się w jej usta. Całował ją namiętnie i z pasją, pieszcząc ją rękami po całym ciele.
- Michaś.. - Wysapała między kolejnymi pocałunkami.
- No co...
- To. - Przerzuciła go na plecy i teraz to ona znalazła się nad nim. Siadła na nim okrakiem i palcem rysowała coś po nagim torsie. - Jesteś mój.
- A ty już moja.
Aż jej żołądek do gardła podszedł na te słowa. Kto by pomyślał, Michał Kubiak... Zadrżała, jak jego duża dłoń spoczęła na jej policzku. Intensywnie wpatrywał się w jej oczy. - Jesteś taka piękna. - Szepnął , zupełnie szczerze. - Zabawna. Szalona. Miła. Kochana. Wygadana. - Wyliczał jeszcze więcej jej zalet i prawił komplementy.- Dziewczyna ideał.
- Przestań.
- Żałowałem cały rok, że tak po prostu odjechałem.
- A ja żałowałam, że cię nie zatrzymałam... - Westchnęła ruda.
Podniósł się. Ruda z niego zeszła i usiadła obok niego.
- Zapomnijmy o tych miesiącach. - Zaproponował patrząc jej głęboko w oczy. Z nadzieją. - Spotykajmy się. Może między nami wyjdzie coś większego. Jeśli chcesz...
- Chcę! - Powiedziała natychmiast. - Chcę tego, odkąd cię tylko spotkałam pierwszy raz, w Katowicach.
I gdy znowu ją delikatnie pocałował, już w ogóle nie przejmowała się tym, że za niecały miesiąc wraca do Katowic....
***
Od godziny siódmej Bartman siedział jak na szpilkach. Całą noc nie mógł zasnąć. Zastanawiał się, czy Ola zadzwoni czy też nie. I jeśli miała zamiar to zrobić, na pewno będzie to z samego rana.
Gdy jakoś przed dziewiątą wstała Ewelina, nawet tego nie zauważył. Jak zwykle podeszła, pocałowała go na dzień dobry. Wiedziała, że coś jest nie tak. Specjalnie wyszła ubrana jedynie w jego koszulę, mając nadzieję, że to zadziała, i chociaż rano rzuci się na nią niczym bestia, jak to miewał w zwyczaju. Jednak ani wczorajszego wieczoru, ani z rana, nie mogła liczyć nawet na namiętny pocałunek.
Również zrobiła sobie kawę i usiadła na przeciwko czarnowłosego. Niby czytał gazetę, jednak jego spojrzenie wciąż wędrowało na smartfona leżącego obok. Zupełnie jakby chciał wymusić na nim, by zadzwonił.
- Zbysiu, co się dzieje? - Zapytała przerywając tą cholerną ciszę. Złapała go za rękę spoczywającą swobodnie na stole.
- Nic się nie dzieje. - Powiedział, spoglądając na nią znad okularów. - Czytam po prostu gazetę.
Ewelina zacisnęła szczękę. Doskonale wiedziała, co się święci.
- Kim ona była, co? - Powoli zaczynała się denerwować. W duchu jednak starała się zachować spokój. Przecież złość piękności szkodzi!- Bo to o nią chodzi, prawda?
- O kim mówisz? - Udawał zdziwionego.
- Cóż, nie zdobyłbyś nagrody dla najlepszego aktora. - Fuknęła. - Jakaś z tych twoich byłych?
- Nie będę z tobą rozmawiał o moich byłych. - Burknął. Nie od tego dnia Ewelina działała mu na nerwy. Fakt, gdy ją poznał była naprawdę interesująca. Teraz jednak powoli zaczynał sobie zdawać sprawę, że chyba po prostu próbował zapełnić sobie pustkę w łóżku.
Blondyna miała już coś powiedzieć, ale zrezygnowała i zamknęła usta. Nie mogła sobie pozwolić na kłótnię z siatkarzem, bo wtedy to byłoby definitywny koniec. Musiała się bardziej postarać. Trafiła jej się dobra partia, nie mogła tego zaprzepaścić.
- Dobrze, nieważne. Przecież teraz masz mnie, żyjemy teraźniejszością. Nie przeszłością. - Słodko się uśmiechnęła.
Bartmana aż zemdliło. Ale to już nie było ważne, bo jego telefon w końcu się odezwał. Dźwięk wiadomości tekstowej był dla niego wybawieniem.
Spojrzał na duży ekran. Serce mu mocniej zabiło, gdy zobaczył jej imię na wyświetlaczu.
- To ona? - Zapytała Ewelina, niby niewzruszona.
- Tak. - Powiedział, jednocześnie czytając wiadomość. - Zaprasza nas dzisiaj na grilla na szesnastą.
- I co zamierzamy?
- Z tego co pisała, będzie też Kubiak, więc ja bym poszedł. A ty... Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała iść, bo nie lubisz przecież takich typu imprez...- Mówił mając nadzieję, że jednak nie pójdzie.
- Nie no, Kotek, pewnie że pójdę! - Podekscytowała się.
Siatkarz się zastanawiał, czy jego dziewczyna tak świetnie udawała, czy po prostu chciała go pilnować. Ale czy to było istotne? Ola chciała go dalej znać. Nie mógł prosić o nic więcej...
***
Im bliżej było szesnastej, tym bardziej żałowałam, że do niego napisałam.
Zupełnie inaczej do całego przyjęcia podchodziła Amelka. Od rana bardzo przeżywała i już od co najmniej trzech godzin na małym, kolorowym stoliczku poustawiała małe talerzyki, kolorowe kubeczki ciasteczka i inne słodycze.
Marcin zajął sie grillem. Już go rozpalił, kiełbaski tylko czekały na gości.
A ja? Tylko ja byłam w proszku. Co prawda nie stroiłam się, no bo po co. To tylko spotkanie na ogródku, żadna specjalna impreza. Ubrałam się w zwykły t-shirt, narzuciłam na to koszulę, do tego krótkie, jeansowe szorty. A na nogi - co by było wygodnie latać za małą Amelką - wygodne i niezastąpione trampki.
- Ola! - Krzyknął Marcin z dworu. Akuratnie się ubrałam, więc idealnie. - Majka przyjechała!
Zbiegłam po schodach i wybiegłam przez taras na ogródek. Pierwsze co spostrzegłam, to szerokie uśmiechy przybyłych gości. Hm, czyżbym o czymś nie wiedziała?
- Michał, miło cię widzieć. - Przywitałam się z dawnym znajomym. W końcu odkąd przybyłam do Rzeszowa, nie widziałam się z nim.
- No cześć, Ola. Ciebie też miło w końcu zobaczyć. - Uśmiechnął się.
Przedstawiłam mu i Marcina i Amelkę. Zauważyłam, że bacznie się przyglądał mojemu narzeczonemu. Czy to było normalne, kto wie?
W powietrzu unosił się cudowny zapach pieczonych kiełbasek. Choć nie przybyli jeszcze wszyscy, postanowiliśmy już je rzucić na grilla. Poza tym mała nie mogła się doczekać.
Zbyszek z Eweliną przyjechali jego samochodem jakoś po pół godzinie. Mogłam się spodziewać, że się spóźnią. I gdy tylko ich zobaczyłam, a właściwie blondynę, zrozumiałam czemu.
- Jezu, naprawdę? - Szepnęła do mnie ironicznie Ruda. Cóż, sama ledwo powstrzymywałam śmiech.
Kochana Ewelinka ubrała na imprezę na ogródku, z piknikiem i grillem, krótką obcisłą sukienkę i szpilki. Poza tym nocny makijaż, jakby szła do klubu. Ja się pytam, gdzie to się uchowało?
- Cześć wszystkim. - Bartman chyba tylko zachował się normalnie. Sam założył jeansy i białą koszulę. Na luzie, jak i z klasą. Cały Zbigniew Bartman.
- No cześć. - Razem z Marcinem podeszłam do nowo przybyłych. - Marcin, poznaj Zbyszka i Ewelinę. A to - wskazałam na brązowowłosego mężczyznę stojącego u mojego boku - jest mój narzeczony. - Specjalnie to dodałam. Nie chciałam żadnych niedomówień.
Nie wiem, co sobie pomyślał Bartman, ale who cares? No, przynajmniej mnie nie powinno to obchodzić.
- Jest i Amelka. - Bartman zachowywał się nadzwyczaj radośnie. Podszedł do małej, która siedziała przy swoim stoliku. - Proszę, to dla ciebie. - Podał jej sporej wielkości misia.
Dopiero wtedy go zauważyłam. Wcześniej musiał trzymać go za plecami czy coś.
- Zbyszek, nie musiałeś! - Powiedział. Naprawdę nie oczekiwałam, że jej kupi prezent.
- Ale chciałem. W końcu to ona oficjalnie mnie zaprosiła, prawda? - Puścił jej perskie oczko.
No ładnie, pięknie! Czy on próbował się jej przypodobać? Czemu? Nawet nie wiedział kto...
Cholera! - pomyślałam. - Niech no ja tylko dorwę Majkę! Na pewno wszystko mu powiedziała, dlatego teraz zachowuje się tak spokojnie, jak gdyby nigdy nic.
A ja... cholera, dlaczego we własnym domu jestem taka spięta?
Nie wiem, co planował Bartman, ale skutecznie pozbył się Eweliny. Nie była odpowiednio ubrana, żeby siąść na małym krzesełku przy stoliku Amelki, tak jak to zrobił jej chłopak. Nie żeby było mi jej szkoda. W sumie zabawnie było patrzeć, jak się nudzi i non stop spogląda na zegarek. jej czarnowłosy chłopak najwyraźniej się świetnie bawił z małą. W sumie to i vice versa, bo potem Amelka nie odstępowała go na krok.
- ... no i teraz będziemy grać ze Skrą. - Kubiak jak zwykle żył w świecie siatkówki. - Postaram się załatwić kilka biletów dla was.
- Byłoby fajnie. - Marcin, o dziwo, całkiem dobrze się dogadywał z podejrzliwym Kubiakiem. - Dawno nie byłem na żadnym meczu.
- Ciągle praca i praca, co? - Tym razem odezwał się Bartman. Co to, przesłuchanie?
- No, trochę mnie ojciec goni, no ale nie ma na co narzekać. Planuję za niedługo zrobić sobie trochę wolnego, żeby spędzić więcej czasu z dziewczynami. - Mówiąc to objął mnie ramieniem.
- Koniecznie. - Uśmiechnęłam się do niego.
- No właśnie, niedługo waaakacje! - Podekscytowała się Majka.
- Carpe diem, Maja, carpe diem! - Zaśmiałam się do przyjaciółki.
Wszyscy się świetnie bawiliśmy. Gdy Amelka spała już u siebie, na stole pojawiły się piwa. Wszyscy pili z wyjątkiem Eweliny. Proponowaliśmy, żeby tak jak Kubiak i Majka zostali u nas na noc, ale ona się uparła, że pojadą do Bartmana. Kłócić się z nią nie miałam zamiaru, zwłaszcza że humor miałam naprawdę wyśmienity.
Cóż, do czasu. Byłam głupia myśląc, że Bartman tak po prostu zapomniał o tym co było. I sama też byłam głupia wmawiając sobie, że wszystko było ok.
Koło dwudziestej pierwszej poszłam sprawdzić, co u małej. Spała jak zabita, wykończona po całym dniu. Jak zawsze pogłaskałam ją po po włosach i czule pocałowałam w czoło. Po cichu wyszłam z pokoju przymykając drzwi. I wtedy doznałam szoku. Nie, to był zawał.
- Bartman! - Aż pisnęłam, gdy odwróciłam się i go zobaczyłam. Nie spodziewałam się nikogo w domu, przecież wszyscy siedzieli w ogródku.
Szybko uspokoiłam szaleńczo bijące serce. A przynajmniej starałam się to zrobić, co graniczyło z cudem. Stał zbyt blisko. I na dodatek świdrował mnie tymi zielonymi tęczówkami.
- Łazienka jest tam. - Wskazałam palcem. Miałam nadzieję, że szuka tylko toalety. - Na lewo.
Rzecz jasna, myliłam się.
- Chcę porozmawiać.
- Nie wiem, czy mamy o czym. I nie wiem, czy wypada. - Burknęłam i go minęłam, chcąc wyjść z domu jak najszybciej.
Nagle poczułam, jak łapie mnie za nadgarstek i odwraca mnie o sto osiemdziesiąt stopni, bardzo gwałtownie. Wylądowałam w jego ramionach, nasze twarze dzieliły centymetry. Nie zdążyłam nic powiedzieć, jakkolwiek zareagować. Nic, kompletnie. Bo on wtedy najzwyczajniej w świecie mnie pocałował.
_________________________________________________________________
Widzicie? Bonus na dzisiaj czyli jeszcze jeden rozdział.
Chociaż nie wiem za co, bo nie komentujecie :(((