piątek, 22 maja 2015

17. Za dużo stresu, za mało jabłecznika.

- Zbyszek. - Złapałam go za nadgarstek. Minęła dłuższa chwila, jak się odwrócił i spojrzał na mnie takimi.. smutnymi oczami. - Skoro dzieci się sobą zajęły, to może dorośli też powinni?
Na te słowa lekko się uśmiechnął.
- To samo powiedziałem w Katowicach, jak Kubiak wyleciał za Majką z pokoju.- Na samo wspomnienie chyba obojgu nam się zrobiło cieplej w sercach.

- Zupełnie, jakby to było wczoraj, nie? - Westchnęłam głęboko.- I tak szybko obydwoje dojrzeliśmy...
  Zwolniłam uścisk na nadgarstku, a siatkarz powoli odwrócił się w moją stronę całym swoim ciałem. Zmarszczył brwi. Znałam tą minę, to spojrzenie. To był zaniepokojony Bartman, któremu leżało coś na sercu. Który chciał pójść głosem serca, ale rozum podpowiadał inaczej. Który podjął już decyzję, a ja jedynie mącę mu w głowie.
- Masz rację, powinniśmy porozmawiać. - Odezwał się w końcu. Jego mina stała się dla mnie nieodgadniona.
Choć nie miałam się z czego cieszyć, uśmiechnęłam się do siatkarza. Niby odwzajemnił mój uśmiech, ale to jeszcze nie było to. To nie był szczęśliwy Bartman. Chyba sam nie wiedział, jaki koniec będzie miała ta nasza rozmowa.
- Dasz mi tylko pięć minut? - Podrapałam się po głowie i obdarzyłam go błagalnym spojrzeniem. Zdziwił się, o co mi może chodzić. - Wezmę szybko prysznic, za niedługo pewnie Amelka się obudzi i nici z tego będą.
Oczywiście, zgodził się. Nie miał chyba i tak wyboru. Musiał przecież poczekać na Kubiaka, a trochę czasu minie, nim to się stanie.
- Rozgość się. - Powiedziałam do siatkarza. Sama natomiast poszłam do pokoju, wzięłam świeże rzeczy do przebrania i nim zamknęłam się w łazience, zerknęłam do Meli. Cóż, jak myślałam, spała jak zabita. Wstawała zawsze o tej samej porze, czyli miałam jeszcze jakąś godzinkę. Akurat na szybki prysznic i rozmowę z Bartmanem.
Weszłam do kabiny i poczułam ulgę, gdy tylko odkręciłam wodę. Pozwoliłam, by gorąca woda obmyła całe moje ciało. Czułam, jakby spłukiwała ze mnie cały ból, wszystkie zmartwienia. Nie myślałam wtedy o niczym; ani o Majce, ani o Bartmanie, ani o swoim pokręconym życiu. Naprawdę chciałam, by ta beztroska chwila trwała wiecznie.
Gdy już spłukiwałam szampon z włosów, usłyszałam dźwięki dochodzące z któregoś pomieszczenia. Szybko zakręciłam wodę.
- Co u licha?... - Natężałam zmysł słuchu. - O cholera! - Przeklęłam pod nosem, gdy zrozumiałam, że to Amelka płacze.
W pierwszej chwili pomyślałam, spokojnie Ola, przecież tam jest Bartman. W drugiej chwili jednak dopowiedziałam sobie, że to BARTMAN. Nie sądziłam oczywiście, że zrobi jej krzywdę, czy coś... ale on i podejście do rozpłakanego z nocy dziecka?
Doświadczenia raczej nie miał.
Szybko wyskoczyłam z kabiny prysznicowej i niezbyt dokładnie się wycierając, narzuciłam na siebie długą, sięgającą w pół uda tunikę. Wyskoczyłam jak poparzona z łazienki i aż przystanęłam w miejscu, z szaleńczo bijącym sercem.
Płacz dziecka ucichł.
Czyżby Amelka miała chwilowy napad płaczu i znowu zasnęła? No bo... czy Bartman poszedłby uspokoić małą?...
Powoli, zachowując idealną ciszę, zajrzałam do pokoju i to, co zobaczyłam, sprawiło, że uśmiechnęłam się pod nosem.
Zbyszek stał i delikatnie kołysał się na boki, tuląc w ramionach prawie trzyletnią dziewczynkę. Uspokajał ją przyjemnym dla ucha ciii... . A ona? Beztrosko spała w jego silnych ramionach, czując się bezpiecznie.
 Wtedy mnie zobaczył. Wyglądał na zmieszanego, choć kompletnie nie rozumiałam, dlaczego. Cóż, chyba nie każdy wyobrażał go sobie w podobnej sytuacji. A ja miałam szansę go takiego zobaczyć. Zatroskanego, spokojnego i odpowiedzialnego.
- Chyba miała koszmary... - Wytłumaczył niemalże szeptem, by jej nie zbudzić.
Podeszłam do nich i tak najzwyczajniej w świecie przytuliłam się do siatkarza, obejmując go w pasie ręką, a drugą głaskałam małą po główce.
- Śpi tak spokojnie. - Zauważyłam. Nie chciałam mówić, że dzięki niemu, bo nie chciałam go peszyć takimi słowami. Ta sytuacja była przecież dla niego nowa.
Bartman objął mnie jednym, wolnym ramieniem i poczułam, jak całuje mnie w czubek głowy.
- Tak mogłoby być zawsze. - Wyszeptał.
  Na te słowa moje serce najpierw przestało bić, a potem zaczęło walić w zatrważającym tempie. W oczach nagromadziły się gorzkie łzy, jednak nie dałam im upustu. Nie mogłam przy nim zapłakać.
Tak sobie jednak to zawsze wyobrażałam. Ja, mój mąż, dziecko. Cały ten obrazek ... nie był jednak prawdziwy. Był po prostu kłamstwem.
- Połóż ją do łóżeczka, proszę. - Powiedziałam i wyszłam z pokoiku dziecięcego.
Gdy tylko przekroczyłam próg, pojedyncze łzy popłynęły po rozgrzanych policzkach. Nie chciałam płakać, a ostatnimi dniami robię to nieustannie. Dlaczego tak jest? DLaczego nie potrafię cię cieszyć życiem tak, jak dawniej?...
- Maleńka, nie płacz... - Nawet nie zauważyłam, jak na przeciw mnie staje Bartman i kładzie mi dłonie na ramionach.
I wtedy najpierw złapałam jego koszulkę w swoje ręce i ściskałam ją, a potem moje czoło bezwiednie opadło na jego klatkę piersiową, tak z bezsilności. Znów płakałam.
- Dlaczego w moim życiu musiało się tak wszystko pomieszać?... Dlaczego ona straciła rodziców?! - Łkałam co raz głośniej. Żaliłam się, choć nie powinnam. Aż w końcu wyciągnęłam z serca to, co leżało na samiusieńkim dnie... - Dlaczego... dlaczego Zbyszku wtedy odszedłeś...
 Poczułam, jak jego ręce się zsuwają z moich barków na plecy, i mocno mnie do siebie przytulił. Rozluźniłam pięści, ręce opadły w dół. I pozwoliłam, by ten czas w jego silnych objęciach się choć na chwilę zatrzymał.

Siedzieliśmy w salonie i piliśmy kawę, kiedy wróciła Majka z Michałem. Z początku nie mogłam wywnioskować, co się stało między nimi. Siatkarz nawet nie wszedł, tylko zgarnął Bartmana i obydwoje pojechali się przygotować do treningu.
Jeśli chodzi o mnie, ze Zbyszkiem nie rozmawiałam. Siedzieliśmy w milczeniu, popijając gorący napój. W tamtym momencie wystarczała mi zaledwie jego obecność, choć byłam również świadoma, że koniec końców będziemy musieli rozwiązać tą sytuację. Dlaczego? Bo Bartmanowi - jak każdemu normalnemu człowiekowi - cierpliwość się w końcu skończy. A po drugie, cóż, ślub tuż tuż, bo już za trzy miesiące.
Ślub. Brr. Nie wiem, czy nazwać to szczęściem, że moja przyszła teściowa się wszystkim zajmuje.. chyba tak, bo ja sama nie miałabym do tego głowy.
- Majka. - Odezwałam się, ponieważ dziewczyna siadła na kanapie i nic nie mówiła. Co było oczywiście dziwne, jeśli chodziło o jej osobę. - No i co z tym Michałem?
- Myśli.
Dużo mi to powiedziało, doprawdy.
Cmoknęłam zniesmaczona i usiadłam obok niej, lekko zwracając się ciałem w jej stronę. Nie podobała mi się jej mina.
- Co to w ogóle za małżeństwo, co?- Dopytywałam.
Początkowo się w ogóle nie odzywała. A jak już zaczęła wszystko opowiadać, to zrobiła to przysłowiowym "jednym tchnieniem". W sumie to po całej opowieści sama nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Ale się wpakował. - Skwitowałam życie siatkarza w końcu.
Majka westchnęła. Oparła się o dużą poduszkę, która była za jej plecami, i założyła ręce za głowę.
- A było tak pięknie.
Źle się dzieje, jak Ruda wygląda na wyluzowaną, a błądzi spojrzeniem gdzieś po suficie, po meblach... a unika mojego spojrzenia. Chciało jej się płakać.
- Ale kobieto, przecież powiedział ci, że chce być z tobą.- Zauważyłam.
- Ale nie powiedział, że się rozwiedzie. A sorry, nie mam zamiaru być coś ala kochanką.
- Daj mu chwilę czasu do namysłu. Widocznie nigdy się nie spodziewał, że się zakocha, a nagle pojawiłaś się ty. - Położyłam jej pokrzepiająco rękę na ramieniu. Spojrzała na mnie spod byka.
- Od kiedy ty Kubiaka bronisz? - Zmarszczyła czoło. Potem pod jej nosem pojawił się cwaniacki uśmieszek. - Ty, gadałaś z Bartmanem?
Wyprostowałam się i schowałam twarz w dłoniach. Potem palcami przeczesałam włosy, które miałam ochotę wyrwać z głowy w tamtym momencie. Koniec końców zdobyłam się jedynie na głębokie westchnięcie.
- Mieliśmy to zrobić.
- No?
- No i dupa. Przyszliście. - Skłamałam. Po co jej miałam wyjaśniać, że w tamtym momencie jedynie cisza była nam potrzeba, i obecność tej drugiej osoby?
- Teraz to ja was będę na sumieniu miała. - Cmoknęła zniesmaczona. SIęgnęła po telefon i najwidoczniej wybierała czyjś numer. - Zadzwonię po niego, a sama się zmyję.
W tym momencie wyrwałam jej telefon z ręki. jak zobaczyłam, że już dzwoni do Bartmana, rozłączyłam się nim rozbrzmiał pierwszy sygnał.
- Nie, oszalałaś! - Trzymałam ten telefon z dala od niej. Skubana, nie wiadomo co jej do łba jeszcze przyjdzie!- Masz Whiskas zamiast mózgu?! Dopiero co stąd wyszedł!
Ruda śmiesznie wydęła usta. Wstała i wyrwała mi z ręki swój smartfon.
- Dobra, nie zadzwonię. Ale masz z nim pogadać, kretynko. - Pogroziła mi palcem.
I tym jakże miłym akcentem, pożegnałam się tego dnia z przyjaciółką.

***
Zbyszek
Zbyszek nie mógł się pozbierać całe popołudnie. Po tym, jak odstawił Miśka do domu, wrócił do siebie ogarnąć się na trening. I to na nim powinien się skupić, cholera, a nie na całej tej sytuacji.
Jego myśli jednak wciąż krążyły wokół Aleksandry. Cała ta poranna sytuacja w jej domu...
Gdy dziewczyna poszła wciąż prysznic, on wciąż krążył koło pokoiku dziecięcego. Bał się, że przez te piętnaście minut małej mogłoby się coś stać. Albo mogłaby płakać. Nie chciał wyjść przy Oli na nieodpowiedzialnego faceta! CO to, to nie! Przecież starał się o kobietę z dzieckiem - musiał pokazać, że się do tego nadaje.
Serce mu podeszło do gardła, kiedy mała autentycznie zaczęła płakać! Szybko wszedł do pomieszczenia i tak... instynktownie, wziął małe dziecko na ręce, przytulił i uspokajał.
Uwierzcie, on sam siebie nie poznawał. I Oli mina mówiła to samo, gdy stanęła w progu.
Do tej pory ma w głowie jej spojrzenie. Trochę zdziwione, trochę... pełne miłości. On sam natomiast zapewne spiekł buraka. Cała ta sytuacja przecież była dla niego taka nowa.
Zrozumiał, jaka jest to odpowiedzialność. I rozumiał teraz, dlaczego dziewczyna najzwyczajniej w świecie bałaby się mu powierzyć zadanie rodzica. Znała go na wylot, wiedziała, jaki był. Poza tym on teraz sam się zastanawiał, czy by podołał. Rodzicielstwo to jednak bardzo ciężka rzecz.
  Rozmyślania towarzyszyły mu ciągle - jak jadł obiad, jak się pakował na trening, jak jechał na Podpromie. A myślicie, że mógł się skupić na grze? A guzik!
- Bartman, do mnie! - Trener od razu wyłapał jego niedyspozycję do gry, po kolejnym nieudanym ataku.
Siatkarz podbiegł do Kowala i podrapał się po głowie. - Przepraszam, trenerze, po prostu mam pełną głowę wszystkiego.
Choć wyraził swoją skruchę, trener dalej był zły. "Dziewiąty" zawodnik był przecież jego podstawowym zawodnikiem.
- Jak wchodzisz tu, na tą salę, czy jeździsz na mecze, musisz odkładać wszystkie prywatne sprawy na bok i skupić się tylko i wyłącznie na siatkówce. - Powiedział dobitnie trener. - Jutro przyjeżdża Jastrzębski do nas na mecz. Jak będziesz grał tak, jak dzisiaj ćwiczysz, ściągam cię z boiska od razu.
 Bartman zacisnął usta w wąską linię. Trener miał prawo, żeby go tak traktować, pomyślał. Grał jakby pierwszy raz piłkę na oczy widział.
 Cholera jasna, syknął do siebie w myślach. Był pewien, że sytuacja raczej się nie poprawi, jeśli nie wyjaśni wszystkiego z Olką. Albo z nim będzie, albo zniknie z jego życia. Albo jedno, albo drugie.
  Jeszcze jest przecież Ewelinka. Masakra! Automatycznie spojrzał na trybuny, gdzie sobie siedziała i przyglądała się chyba wszystkim, tylko nie jemu. Przynajmniej robi mu powody, dzięki którym z łatwością z nią zerwie.
- Niewiele się odzywałeś, stary, po rozmowie z Majką. - Zbyszek zaczepił Kubiaka, gdy była chwila przerwy.
- No bo... w sumie dziwnie to przyjęła. No i dała mi ultimatum. - Westchnął głęboko Kubiak. - Wiesz, albo rozwód, albo "nara".
Tak, to jest wolne, męskie tłumaczenie ładnych, kobiecych słów.
- No a czegoś ty się spodziewał? Że padnie ci w ramiona? - Zakpił z niego przyjaciel.- To było przecież oczywiste, że tak powie. Która by chciała spotykać się z żonatym facetem...
- Kurwa. - Przeklął pod nosem. - No wiem, ale ...
- Jakie "ale"? - Bartman wstał, bo byli już wzywani na boisko przez trenera. Kubiak również wstał. Nim wrócili do treningu, dodał- przynajmniej zrobisz coś z tym swoim pojebanym życiem.

***
Siedziałam w domu, gdy następnego dnia nasi siatkarze podejmowali Jastrzębski Węgiel. Wszyscy spodziewaliśmy się dużego widowiska - wiadomo, dwie potężne drużyny. Nie wiem, jak chłopcy, ale Majka była cała zestresowana całym tym "eventem" siatkarskim, bo gdy wpadła do mnie przed meczem, zjadła pół brytfanki jabłecznika, który upiekłam.
- Wiedziałaś, cholera, że zajadam stres - mówiła z pełnymi ustami - a jak na złość zrobiłaś ten swój jabłecznik, który tak uwielbiam!
Mała Amelka zaczęła się śmiać.
- I ty przeciwko mnie! - Oburzyła się Ruda.
- Ciocia jest sodka! - Klasnęła mała w dłonie. Sama zaczęłam się śmiać z tej sytuacji. No bo, Majka "słodka"? Nieźle jej Melka słodziła! Tylko ta "słodka" dziewczyna teraz siedziała nieźle naburmuszona.
- Kobieto, wiesz, że za godzinę mecz? - Zapytałam, wciąż się śmiejąc. - Jak chcesz to ci zapakuję na wynos. - Wprost nie mogłam się powstrzymać!
- A idź, cholero, w dupę mi pójdzie przez ciebie! - Wstała, w końcu się uśmiechając. Już miała wychodzić, jak się odwróciła w progu - oglądacie dzisiaj mecz, nie?
- Jaki mec? - Zapytała mała.
- Siatkówka. - Wyjaśniła jej Ruda. - Wiesz, twoich dwóch wysokich wujków będzie wylewało z siebie siódme poty, żeby nas zadowolić.
- Majka! - Zażenowałam się, ale koniec końców wszystkie się śmiałyśmy. Nawet mała Mela.
  Po godzinie, uwierzcie lub nie, ale mała blondyneczka sama się dopominała, żeby przełączyć jej na mecz. Zasiadła wygodnie na małej, kolorowej pufce przed telewizorem i autentycznie, jak zahipnotyzowana patrzyła się na rozpoczynające się siatkarskie spotkanie.
Stałam z tyłu. Wyciągnęłam telefon i zrobiłam zdjęcie ten niecodziennej sytuacji. Szybko wystukałam MMSa i wysłałam, w ogóle się nie zastanawiając nad tym, co robię. Ale pisząc go, uśmiechałam się do siebie pod nosem.
Potem zasiadłam przed telewizorem i razem kibicowałam razem z nią. Oczywiście, największą sensacją dla Amelki był fakt, że w "pudle" był Zbyszek i Michał. To nic, że nie rozumiała w ogóle tej gry. Ale byłam wtedy pewna, że wyrośnie z niej na pewno wierny, rzeszowski kibic.

***
Zbyszek.
Długo odkładał wyjście na boisko. Ślamazarnie się przebierał, wciąż nie będąc gotów na ten pojedynek. W tamtym momencie czuł się słaby, bezsilny. Bał się, że nic mu nie będzie wychodzić. Pierwszy raz, Zbigniewa Bartman, bał się wyjść z szatni.
- Zbieraj dupę, kretynie, trzeba im nakopać. - Kubiak klepnął go w ramię.
- Właśnie, ty to musisz im pokazać, jak się rozwinąłeś, odkąd nie grasz w JW. - Dorzucił Ignaczak, cały naładowany pozytywną energią przedmeczową.
Tak, świetnie - pomyślał Bartman - naprawdę pokrzepiające był słowa Igły. Pogrążyły go jeszcze bardziej.
I wtedy rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. Zdziwiony Bartman wygrzebał z torby sportowej komórkę. Otworzył wiadomość od razu, gdy zobaczył, że przysłała ją Olka.
Wstrzymał oddech, gdy jego oczom ukazało się zdjęcie dziecka wpatrzonego w telewizję, w transmisję z Podpromia. "Lepiej wygrajcie, bo mała wam kibcuje!" .
Zbyszek długo się przyglądał temu MMSowi. Zdziwiony? Zaskoczony? Może trochę. Ale po chwili te emocje wywołały na jego twarzy delikatny uśmiech.
Wrzucił telefon do torby.
- To co - wstał, jakby coś dodało mu wewnętrznej siły - chodźcie, mamy kogoś do pokonania!
I w ten sposób Resovia pokonała 3:0 Jastrzębski Węgiel, a MVP tego meczu został nie kto inny, jak sam Bartman.

Pierwszy raz od dłuższego czasu wrócił do domu niezwykle zadowolony.
Pierwszy raz od dłuższego czasu nucił sobie wesołe melodie pod nosem, szykując sobie kolację, myjąc się, szykując się do spania.
I pierwszy raz od dłuższego czasu zasnął dosyć szybko, nie martwiąc się wszystkim. Zasnął, tak po prostu, beztrosko.
Nie dane mu się jednak było wyspać.
Był środek nocy, gdy rozbrzmiał jego telefon. Był naprawdę wkurzony. Nie odbierał. Ale gdy telefon zadzwonił drugi raz, sięgnął po niego, by nawrzeszczeć albo na Kubiaka, albo po prostu zerwać z Eweliną. TO były jedyne dwie możliwości - dzwonił albo on, albo ona. Nie spodziewał się W OGÓLE, że na wyświetlaczu pojawi się imię "Ola".
- Ola. - Odebrał od razu. - Co jest?
Zamiast słów, usłyszał głośny płacz. Serce momentalnie mu zamarło.


~* * *~

KOMENTOWAĆ, BO STRZELĘ FOCHA I PRZESTANĘ PISAĆ. 
POZDRAWIAM :D


PS. JAK MYŚLICIE, CO SIĘ STAŁO, ŻE OLA ZADZWONIŁA ZAPŁAKANA? 



2 komentarze:

  1. Chyba dopiero po raz pierwszy komentuje, ale błagam cię dodaj już następny. Przecież ja umrę z niepewności co tam się stało. Przecież to mogło być wszystko. Oby malej się nic nie stało.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Po I jestem w szoku ze wróciłaś! Po II w takim momencie kończyć? Skandal! Świetnie piszesz! Przeżyłam ogromny szok jak weszłam na twojego bloga i ujrzałam nowe rozdziały! Są boskie! I nie waż mi się strzelać focha! 😊 Bo piszesz genialnie. Jak zwykle coś musi sie dziać. Nie ma sielanki 😉😊 Pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń