niedziela, 10 maja 2015

15. "Bez zobowiązań"? To nie działa.

- O cholera!
  Tak właśnie zareagował Michał Kubiak, kiedy zobaczył swoją ukochaną Majkę.
  Cóż, nie powiem, że tego się spodziewałam. To znaczy to "cholera" było tylko aktem istnego zaskoczenia, co mnie wcale nie dziwiło. Tylko Ruda zrozumiała to niekoniecznie dobrze i od razu zarzuciła wielką, damską obrazą. Kurde, ale teraz taka to Ruda, że nie ruda! Bo ta ruda małpa już chyba nie będzie moją kochaną wiewiórą.
- No dzięki! Dzięki Kubiak. - Syknęła poirytowana Majka. Odwróciła się na pięcie z zamiarem opuszczenia hali, albo nie wiem, może chciała isć do gabinetu fizjoterapeutów. Kto ją tam wie?
- Ale nie, Majka, ładnie wyglądasz, naprawdę! - Leciał za nią, starając się załagodzić sytuację.
Wywróciłam oczami. Wiedziałam, że na pewno uda mu się ją udobruchać, tylko ona niepotrzebnie strzelała durne fochy.
  Slowem wyjaśnienia- Majka wraca do swojego naturalnego blondu i jest teraz troszkę tlenioną blondi. Stąd Ruda już Rudą będzie tylko z przezwiska. Ale mówię wam, wygląda naprawdę zacnie. Szkoda tylko że faceci najpierw mówią, potem myślą.
Westchnęłam. - I po co ja tu przyjeżdżałam?...
- Żeby pogadać z fajnymi kolesiami? - Usłyszałam za plecami.
Niepewnie się odwróciłam. Cichy głos znałam bardzo dobrze. Nowakowski. Jego nie idzie zapomnieć, uwierzcie.
- Cześć, cześć. - Uśmiechnęłam się do kolegi. - Wiesz, co do "fajnych kolesi" to niekoniecznie mam o wszystkich takie mniemanie. Takie w sumie przerośnięte, niewymiarowe dzieciaki.
- Może i masz rację. Ale przecież żaden facet z bycia dzieckiem nie wyrasta, nie? - Zachichotał pod nosem.
CO jak co, ale on to chyba był z nich wszystkich najrozsądniejszy.
- O, koleżanka naszej fizjoterapeutki przyszła znowu na trening? Miło, miło. - Obok nas stanął Tichacek i zagadywał. No, cudownie.
Wtedy zauważyłam, jak z szatni wychodzi Bartman. Najpierw wyglądał na zdziwionego widząc mnie na korytarzu, potem na szczęśliwego .. a potem w sumie najzwyczajniej w świecie kiwnął tylko ręką, odwrócił się na pięcie i poszedł na salę.
Cóż, możecie sobie wyobrazić, jak się poczułam. Wiecie - dopiero rozumiesz, ile ktoś dla ciebie znaczył gdy go stracisz. No, albo gdy dasz mu cholernego kosza.
- Dobra, ludzie! - Nagle z drugiego końca korytarza przyszedł trener. - Nie obijać się, na salę! - Przegonił nas wszystkich, po czym się zwrócił do mnie. DO MNIE. - A Pani wygląda na ogarniętą, przyda się pani dziś bo nasz fizjoterapeuta wziął sobie wolne.- niepewnie skinęłam głową, a on idąc w stronę hali gadał sam do siebie, komentując jeszcze urlop facia od rozciągania siatkarzyków. - Super, już nie ma na kim polegać... pierdziele tą robotę.
 I w ten sposób skończyło się na tym, że pomagałam tym niewymiarowym bestiom się rozciągać. Na całe szczęście miałam na sobie czarne legginsy, bo w jeans`ach chyba bym padła. Oczywiście trener zdążył zauważyć poniekąd mój "prawie" profesjonalizm - wiedziałam co robię i jak. Cóż, i dzięki temu jestem od tego dnia mile widziana na każdym treningu. Pierwsza myśl? "Taaa, jasne facet. Niezły żarcik."
  Co mogę więcej powiedzieć o tym dniu? Majka dalej się dąsała na Kubiaka i to całkiem zabawnie wyglądało, jak "nowa-ruda" manewrowała szerokim łukiem od przyjmującego. A on? Te jego zabawne, przepraszające miny naprawdę poprawiły mi humor. Chociaż... dobra, pewnie tak samo komicznie wyglądałam ja. I Bartman. Atakujący Resovii zachowywał się w sumie praktycznie jak naburmuszona Majka, tylko w sumie on nie robił tych głupkowatych minek. A ja... cóż. Może to głupio zabrzmi, ale tym odpychaniem go od siebie tylko siebie zmęczyłam. Wiecie, sama nie wiem czy moje uczucia brały górę, czy kobieca potrzeba bliskości...
Po dwóch godzinach chłopcy rozciągali się na koniec treningu. Poszłam do toalety, umyć ręce i w ogóle się ogarnąć, bo trening również dla mnie był męczący. Cholerne podawanie piłek i rozciąganie ich  nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy. Już nigdy tego nie zrobię, przecież to Majka jest na praktykach, nie ja.
Gdy wychodziłam, usłyszałam siatkarzy idących do szatni. Przeczekałam chwilę, wmawiając sobie, że nie chcę po prostu wpaść w tłum niewymiarowych facetów i zginąć śmiercią tragiczną.
CHoć tak naprawdę chodziło o coś innego, coś gorszego. Coś, co nie powinno się wydarzyć.
Wychyliłam się lekko i złapałam rękę, na której dostrzegłam tatuaż. Pociągnęłam za nią mocno i jej właściciel wpadł prosto do łazienki dla personelu, niesamowicie zdezorientowany.
- Ola?.. - Zapytał zdziwiony.
Nic nie odpowiedziałam, tylko zamknęłam na kluczyk drzwi od środka i dochodząc do siatkarza, wpiłam się w jego usta.
Przez moją gwałtowność aż zachwiał się do tyłu, nie utrzymując równowagi. Przez myśl przechodziły mi jego różne zachowania, ale zrobił to, czego się spodziewałam - oddał się pocałunkowi. Choć z początku niepewnie, całował po chwili z co raz większą pewnością, że może to robić. A ja nie zastanawiałam się nad tym, co dalej. Co bedzie za pięć, dziesięć minut. Co mu powiem. Jak to będzie. Nie. Nie było tych pytań. Była tylko potrzeba bliskości. Była potrzeba jakiegoś dzikiego uniesienia, potrzeba bycia z kimś w ten dosłowny sposób. Potrzeba bliskości z Bartmanem.
- Co ty.. - wysapał, kiedy moje ręce powędrowały do jego zamka od spodni.
- Tak cholernie mi ciebie brakowało... - mówiła osoba moimi ustami. Mówiło moje serce, moje pragnienie. - Potrzebuję cię...
- Przestań. - Powiedział nagle, odsuwając się gwałtownie.
- Przecież tego chcesz. I ja tego chcę.
- Nie, Ola. Nie chcę samego seksu, w ukryciu w toalecie na hali! Nie chcę głupich pięciu minut, chcę po prostu z tobą być, zawsze. Dlaczego uważasz, że jest inaczej?..
 Byłam strasznie sparaliżowana faktem, że Bartman mi odmówił. Że Bartman mnie nie chciał. Do tego stopnia, że kiedy nie doczekał się odpowiedzi i wyszedł z łazienki, ja dalej tkwiłam w zupełnym bezruchu. W uszach dźwięczały mi tylko jego ostatnie słowa: "jeśli bez zobowiązań, to ja nie chcę tego".
I dotarło do mnie wtedy, co ja chciałam zrobić. Znowu. Seks bez zobowiązań? TO nie działa. I Zbyszek Bartman się o tym przekonał.

***
Michał przebrał się niczym błyskawica i w ostatnim momencie, wypadając z szatni jak postrzelony, wpadł na Majkę. Dziewczyna chyba mała w planach szybko się zmyć z hali i uniknąć konfrontacji z siatkarzem, jednak zabrakło jej jakiś dziesięciu nędznych sekund.
- Cholera.
Ruda wywróciła oczami widząc sterczącego przed nią Kubiaka.
- Nie "choleruj" tylko porozmawiaj ze mną. Czemu taka obrażona jesteś? - Delikatnie położył jej ręce na ramionach.
Podziałało. Poczuł, jak mięśnie dziewczyny pod jego dłońmi powoli się rozluźniają, a z płuc ulatnia się wcześniej wstrzymywane powietrze.
- Nie obraziłam się, Misiek. Po prostu spieszę się, bo muszę pogadać z prezesem. Złapać go póki jeszcze jest w budynku.
- A ja myślałem... - Zająknął się. - Bo wiesz, naprawdę ładnie wyglądasz.
- No wiem, wiem. Ale fajnie było oglądać cię takiego zdesperowanego. - Zachichotała radośnie.
- No ładnie. Wiec to wszystko było zaplanowane? - Naburmuszył się.
- No pewnie . - Dziewczyna dała mu pstryczka w noc. - Słodki jesteś.
 I nie czekając już na odpowiedź, minęła rozanielonego Miśka i poszła wzdłuż korytarza. Złapać prezesa było nie lada wyzwaniem, wiecie? Musiała się zatem pospieszyć, a potem zaraz dołączyć do Michała, który na pewno na nią zaczeka przed budynkiem. Swoją drogą, zastanawiała się, gdzie u licha podziała się Olka? Nie widziała jej już od dłuższego czasu, więc najrozsądniejszym wyjaśnieniem było, że miała dosyć i zebrała dupę do domu.
- O cholera! - Krzyknęła, kiedy wpadła na kogoś wychodzącego zza rogu. Spojrzała w górę. - Jej, Bartman, przepraszam.
  On jednak nic nie powiedział, minął ją i poszedł dalej, z niesamowicie zagniewaną miną.
- Bartman? - Tylko tyle mogła powiedzieć, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, po prostu poszła do prezesa.

Kubiaka spotkało to samo, co chwile wcześniej Majkę. Z tym, że z nim zagniewany na amen Zbyszek chociaż zamienił słowo.
Wyjście z hali przypominało wejście smoka, trzasnął Bogu ducha winnymi drzwiami jak obrażone małe dziecko.
- O ciul. - Aż sam Dziku się wzdrygnął i tylko patrzył, czy drzwi na halę nie straciły niewielkich szyb. Na szczęście pozostały nienaruszone.- Bartman, debilu, co ty odpierdalasz?
Przyglądał się, jak jego kumpel idzie w stronę swojego samochodu, z zaciśniętymi pięściami. Od razu ruszył w jego stronę, bo to nie wyglądało zbyt ciekawie. Wiecie, Bartman w złości potrafi wszystko rozwalić, a szkoda byłoby jego nowego samochodu.
Gdy atakujący otworzył drzwi do swojego pojazdu, Kubiak zatrzasnął je rpzed nim.
- Chłopie, uspokój się zanim wsiądziesz za kierownicę. - Trzepnął go jeszcze w głowę.
O dziwo, Bartman sobie nic z tego nie zrobił. Zamiast tego kopnął w Bogu ducha winne koło.
- Kurwa!
- Powiesz mi co się stało?
- Zejdź mi kurwa z oczu. - Odepchnął go i wsiadł do samochodu. - Pierdolcie się wszyscy. Ty też. - Takimi słowami pożegnał się z Michałem jego najlepszy kumpel.
"trzynastemu" zawodnikowi pozostało jedynie patrzeć się, jak Bartman rusza z piskiem opon i znika za zakrętem. Co, do diaska, mogło się stać, że był taki zły?
- Dobra, Kubiak, gówno cię to obchodzi. - Powiedział sam do siebie pod nosem. - Masz własne problemy na głowie. - Spojrzał na wychodzącą z hali Majkę, która na jego widok się szeroko uśmiechała. - Problemy, z którymi musisz się zmierzyć dzisiaj... - Przełknął ślinę i do niej podszedł, normalnie się już uśmiechając.

***
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nie wiem, ile siedziałam w tej łazience, ale gdy z niej wyszłam, budynek okazał się być już opustoszały. Nieźle, Olka.
Pozbierałam się jakoś do kupy i wróciłam do domu. Szkoda tylko że znowu zaczęło padać, a ja znowu zmokłam. Ta pogoda idealnie odzwierciedlała stan mojej duszy. Stan mojego serca, które aktualnie było w rozsypce. JA byłam w rozsypce.
Marcin właśnie zajmował się małą, więc nie musiał mnie oglądać w tym stanie. Zaszyłam się w łazience i wzięłam długi, gorący prysznic. Pozwoliłam, by woda obmyła całe moje zziębnięte od deszczu ciało. Żeby zmyło ze mnie cały ten wstyd, którego doświadczyłam.
WYszłamz  kabiny, owinęłam się ręcznikiem. SPojrzałam w lusto.
Bartman cię nie chce. 
Bartman ci odmówił. 
Nigdy nie będziesz go miała. 
Te słowa dźwięczały mi w głowie, wręcz wywiercały mi w niej dziurę. Znowu się popłakałam, jednak te łzy nie były gęste, strumieniem płynące. To były pojedyncze, gorzkie łzy, przeplatane z ironicznym uśmiechem pojawiającym się niczym tik nerwowy na mojej twarzy.
Tak się nie dało żyć. Nie dało się. Albo po prostu ja najzwyczajniej w świecie nie dawałam już rady.
Znowu doprowadziłam się do porządku i wyszłam z łazienki.
Marcin krzątał się po kuchni. Również tam poszłam, jednak skrzętnie pilnowałam, by nie dostrzegł mojej bladej twarzy i opuchniętych od łez oczu. Nie spoglądała na niego w ogóle, ani też on się nie starał, bym na niego spojrzała.
On doskonale wiedział, co się dzieje.
- Wiesz, Ola, jak coś to... - Zaczął w końcu, dosyć niepewnie.
- Wszystko jest w porządku. - Przerwałam mu i zmuszając się do uśmiechu, zerknęłam na niego.
- Płakałaś?
- Oszalałeś chyba. - Burknęłam i skrzywiłam się, jak to miałam w zwyczaju. - Chyba się po prostu przeziębiłam. - Aktorsko podciągnęłam nosem. Wracałam do domu na piechotę i złapał mnie deszcz.
- Skoro tak mówisz... dobra, ja idę się pakować, bo jutro znikam z samego rana. Poradzicie sobie beze mnie? Może lepiej zostanę?
- Oszalałeś chyba. To po pierwsze. Po drugie, twój tata byłby zły. A po trzecie, to twoja praca, więc jedź.
Wiedziałam, że bardzo chciał pojechać nie tylko ze względu na robotę. Nie mogłam go tu trzymać. Nie tak się z nim umawiałam.
Pocałował mnie w skroń i poszedł na górę.
Uroniłam jedynie jedną łezkę. Byłam niemalże w stu procentach przekonana, że niedługo nie będę miała czym płakać. A może po prostu tego wieczora łzy były darowane komuś innemu? ...
Była dokładnie dwudziesta czternaście, kiedy rozległo się pukanie do naszych drzwi. SPojrzeliśmy z Marcinem po sobie, przecież nikogo się nie spodziewaliśmy. Mój narzeczony otworzył drzwi i aż mi serce zamarło, kiedy na przedpokój wpadła przemoknięta Majka, cała zapłakana. I nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wtuliła się we mnie i znowu głośno zapłakała.
- Olka, koniec tej zakichanej miłości, koniec!
I tego wieczoru, pomimo moich usilnych starań, tylko to była w stanie powiedzieć.

***
No hej rybeczki moje kochane, za namową mojej koleżanki postanowiłam powoli doprowadzić tego bloga do końca, nie wiem czy czytacie czy nie, mam nadzieje że nie posypią się hejty w komentarzach że jestem beznadziejna ech...
Nie ważne. :D Aczkolwiek te miłe komentarze mile widziane. 
Jak myślicie, co Kubiak powiedział Majce? I kto w najbliższym czasie złoży wizycie Oli? :) Tego dowiecie się w kolejnych rozdziałach, yoł.  











2 komentarze:

  1. Witamy po tak długim czasie! Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się zdecydowanie szybciej. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Poinformuj mnie jak możesz ;) Blog super i zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń