Z pożegnania z Marcinem pamiętam tylko, jak mnie szturchnął lekko, gdy spałam w łóżku, pocałował w czoło i wyszedł. Nie wiem, po jakim czasie zeszłam do kuchni, ale było już grubo po dziewiątej. Przeciągnęłam się na schodach, ziewając. Moja rodzicielka widząc to, uśmiechnęła się szeroko.
- Zobaczcie, kto wstał! Śpiąca królewna! - Zachichotała. Jej, jakbym siebie samą słyszała. Śmiała się identycznie. - Dzień dobry, kochanie. - Podeszła i pocałowała mnie czule w czoło.
Dopiero wtedy zauważyłam, że Mela również nie śpi, tylko siedzi w swoim specjalnym krzesełeczku i je śniadanie.
- Widzę, że już się powitałyście z babcią. - Zwróciłam się do dziewczynki.
- Baba jet supel. - Uśmiechnęła się rozkosznie i wyciągnęła kciuk ku górze. - Potem na spacel iciemy!
Sama zasiadłam przy suto zastawionym stole. Świeże bułeczki, kanapeczki, kawusia... wszystko. Widząc moje zdziwienie, sama powiedziała:
- Musiałam się podlizać zięciowi przyszłemu. - Puściła mi oczko.
Uwierzcie, że mnie momentalnie zemdliło?
I nie, to nie była zwykła niestrawność. To było uczucie czegoś, co robiłam źle. I okłamywanie matki, choć była tu od kilkunastu godzin, tylko pogarszało sprawę.
- Nie masz się co martwić, ciebie wszyscy lubią. - Odpowiedziałam jej w końcu. Złapała kubek z gorącą kawą i nie zważając na to, czy się oparzę, po prostu upiłam kilka łyków.
Chyba chciałam zapić kofeina poczucie winy.
- Ale wiesz, jak to gadają o teściowej, zawsze zła.. - Burknęła, siadając na przeciwko mnie.
Odruchowo położyłam dłoń na jej ręce.
- Monika nigdy nie narzekała. - Nie wiem, czy przytoczenie zmarłej synowej było odpowiednie, ale mama uśmiechnęła się lekko. Chyba czas i pora zostawić przeszłość, zamknąć tamtej rozdział i żyć dalej, prawda?
- Oo tak, - przyznała mi rację Ela - to była wspaniała dziewczyna. Traktowała mnie jak matkę, nie raz dała mi to odczuć.
- No więc widzisz,- klasnęłam w dłonie- twój przyszły zięć nie ma się czym martwić.
- Też tak myślę, że Marcin może mieć spokojną głowę.
Kuźwa, zemdliło mnie po raz drugi. Jak tak dalej pójdzie, to zauważy, że coś jest nie tak. I ona nie odpuści, znałam tą kobietę aż zbyt dobrze.
- Wszystko w porządku? - Oczywiście, zauważyła, jakżeby inaczej! - Pobladłaś i...
- Po prostu jest mi niedobrze od jakiegoś czasu, chyba się czymś przytrułam.- Skłamałam. Gdybym wiedziała, jakie to poniesie skutki, na pewno nie palnęłabym takiej głupoty.
Matka wstała i wytrzeszczyła na mnie oczy. - Ty... może jesteś w ciąży!
- Ciąsa? co to? - Zapytała Amelka, podczas gdy ja chyba zrobiłam oczy jak pięciozłotówki, i aż szczena mi do podłogi opadła!
No bo jak to, w ciąży, że niby z kim, z Marcinem!?
- Nie, nie mamo, na pewno nie. - Zaprzeczyłam, chyba nazbyt gwałtownie. Ale mówiłam prawdę, tym razem. - Nie jestem w ciąży. A ciąża - zwróciłam się do Meli - to taki czas, kiedy mamusia spodziewa się dzidziusia.
Moja rodzicielka, wciąż świdrując mnie spojrzeniem, ponownie usiadła na krześle. Obserwowała mnie i w tej swojej główce snuła jakieś wnioski. Ale przemilczała już ten temat.
Niby to normalnie wzięła kanapkę do rąk i ją smarowała masłem. I niby to od niechcenia zapytała, gdzie to ja wczoraj byłam. Szok.
- No, u Majki. Marcin mnie wygonił, zaoferował się że z małą zostanie, to skorzystałam. - Wzruszyłam ramionami, przeżuwając kolejny kęs kanapki.
- Co tam w ogóle u niej? - Oczywiście pytała o moją przyjaciółkę. Znała ją doskonale.
- No właśnie teraz korzystamy i się często spotykamy, bo robi praktyki w klubie siatkarskim tu, w Rzeszowie. A tak to powodzi jej się całkiem nieźle.- Stwierdziłam.
Oczywiście, zbeształam się od razu w myślach, że nawet nie zainteresowałam się, jak między nią i Kubiakiem sprawa wygląda. A sama o mnie myślała i pchała mnie w ramiona Bartmana.
Taka ze mnie zajebista przyjaciółka.
Po śniadaniu przeniosłyśmy się do salonu, gdzie Mela bawiła się nową zabawką od babci, a my po prostu rozmawiałyśmy. Już przestała wyglądać na osobę, snującą swoje domysły. Zachowywała się normalnie, co już mnie utwierdziło w tym przekonaniu, jak po godzinie wyciągnęła z walizki duże, płaskie białe pudełko.
Cholera. Tylko nie to. Błagam, błagam, błagam!
Kurwa, zaraz serio zwymiotuję.
- Miałam ją na sobie. - Zaczęła mówić, otwierając pudełko. A ja z wrażenia aż wstałam i nerwowo przytupywałam jedną nogą. - Jak wróciłam, znajoma krawcowa trochę ją unowocześniła. Powiedziała, że jak będzie trzeba, to ją zwęzi...
I w końcu ją wyciągnęła. Długą, białą, wspaniałą suknię ślubną, do której miała ten cholerny sentyment, i w której chciała mnie zobaczyć za jakieś dwa miesiące przed ołtarzem, stojącą obok Marcina. CHOLERA.
- Jest... jest cudowna. - Stwierdziłam, jak ją wyprostowała i pokazała mi ją w całej okazałości. Moje serce w tamtym momencie pękło na pół. Dosłownie. - Mam ją przymierzyć? - Szczerze, miałam nadzieję, że miała zamiar mi ją tylko pokazać.
- No oczywiście, będę musiała ją dostarczyć do ewentualnych poprawek jak coś. A przecież ślub tuż tuż!
Przełknęłam ślinę. Nie miałam wyboru.
Gdy już w niej tkwiłam, drzwi do domu gwałtownie się otworzyły. Widziałam w dużym, stojącym lustrze, które przytachała mama z mojego pokoju, jak wpada Ruda, z impetem otwierając drzwi.
- Laska! - Wyglądała jak w jakimś amoku, kompletnie nie zwróciła uwagi na to, że ktoś w tym domu ejszcze jest. Za plecami matki kręciłam jej głową i nerwowo wymachiwałam rękami. - No i co z tym Bar...! - W końcu się skapnęła, że nie jesteśmy same i od razu się poprawiła. - Co z tym barszczem, który mi wczoraj obiecałaś, co?! - Zaśmiała się.
Poczułam, jak wypuszczam z płuc wcześniej wstrzymywane powietrze.
- Ciocia Maja! - Zaczęła się cieszyć Amelka. Od razu wstała i poszła przytulić się do ciotki. I jak już wpadła w jej ramiona, tak u niej została. - Ciocia Ola psymiesa sukienke! Jest jak ksieznicka!
I chyba dopiero wtedy Majeczka zarejestrowała, że stoję ubrana w długą suknię ślubną.
- Ale jajca. - Oczywiście, nie mogła trzymać języka za zębami i musiała palnąć głupotę. - Suknia ślubna, piękna!
Majka jak coś palnie, to ino roz.
Podeszłam, podtrzymując do góry suknię, by sie czasem nie ubrudziła.
- Mamo, pamiętasz Majkę, moją współlokatorkę z Kato, prawda?
Oczywiście, uśmiechnęła się. Podały sobie dłonie.
- Pamiętam, oczywiście, że pamiętam! - Miałam wrażenie, że zaraz ją do siebie przytuli. - I świetnie , że wpadłaś - zwróciła się do Rudej - w końcu przy przymierzaniu sukni powinna być i matka, i najlepsza przyjaciółka.
- i ja! - Dopowiedziała Amelka, na co się zaśmiałyśmy.
Usiadła na kanapie i się przyglądała w milczeniu, jak matka mi dopina sukienkę i zakłada inne ozdóbki. Widziałam raz po raz w odbiciu w lustrze jej spojrzenie. Wiedziałam, co myślała. Była na mnie zła. Bo chyba nie tak to sobie wyobrażała. Idąc tu była pewnie przekonana, że już zerwałam z Marcinem i jestem z Bartmanem. A tu psikus, była moja matka.
Oczywiście, znała całą historię. Nie za bardzo przepadała za moją mamą, choć jej nie znała. Po prostu nie potrafiła zrozumieć, jak to jest, że straciła jedno dziecko, a swoje drugie zostawia w takiej sytuacji. Choć ja tego również nie rozumiałam, nie mogłam jej oceniać. Nie wiedziałam, co czuje matka po śmierci dziecka. Wiedziałam natomiast, jak to jest stracić brata. To prawie tak jak umrzeć, wybudzić się i cierpieć. Więc ona miała albo tak samo, albo i gorzej.
- Będziesz najpiękniejszą panną młodą. - Jej stwierdzenie, zakończone czułym uśmiechem, wyrwało mnie z przemyśleń.
Stała za mną i podziwiała moje odbicie. A ja? Również się wpatrywałam w zakłamaną dziewczynę, która stała w cudownej pięknej sukni, na którą nawet minimalnie nie zasłużyła.
- Gdyby Jacuś tu był, na pewno powiedziałby to samo. - Szepnęła.
Położyła mi ręce na ramionach. Czułam, jak całuje mnie lekko w czubek głowy.
- No i oczywiście, ojciec jest z ciebie taki dumny. - Dodawała oliwy do ognia. Myslałam, że zaraz wybuchnę płaczem. Ale myślicie, że to koniec zamieszania? A guzik!
Gdy rozległo się pukanie do drzwi, byłam chyba zbyt zajęta sobą. Sobą i swoimi kłamstwami. I kompletnie zapomniałam, że Bartman miał przyjść.
Cho-le-ra.
- Ojej, kogo znowu niesie! - Zaśmiała się mama. Szybkim krokiem podeszła do drzwi, które były na przeciwko wejścia do salonu, i otworzyła drzwi tak szeroko, jak się tylko dało.
Domyślacie się, że byłam zupełnie na widoku, prawda?
Najpierw mnie nie zauważył. Ale stałam tak wpatrzona w niego, jakbym chciała się zapaść pod ziemię. Ruda zaczęła kląć pod nosem, a moje nogi tak ugrzęzły, że nie potrafiłam wykonać nawet najmniejszego ruchu.
- Dzień dobry...- wyglądał an trochę zmieszanego - jest może Ola? - Gdy zadał to pytanie, uniósł wzrok nad ramię Eli. Wprost na mnie.
Nie da się opisać jego wyrazu twarzy. Po prostu się nie da. Ale możecie sobie wyobrazić, jakie miał spojrzenie, jaką miał minę,. Co czuje mężczyzna, widząc swoją ukochaną kobietę, szykującą się do ślubu z innym mężczyzną. Co czuje mężczyzna, któremu ta sama kobieta oddała się zeszłej nocy. Która dała mu nadzieję, a teraz ją doszczętnie zniszczyła.
- Jest, może pan wejdzie? - Zapytała, jak gdyby nigdy nic.
- Nie, ja tylko... - kompletnie nie wiedział, co powiedzieć, a ja mu w tym nie pomagałam. - O, no jesteś tutaj, Majka. - Kiwnął do mojej przyjaciółki, której obecność w końcu zarejestrował. - Tak myślałem, że cię tu zastanę. Trener przekazuje, że popołudniowy trening jest później o godzinę.
- No, okej.. - odezwała się, chociaż sama nie wiedziała, czy to kłamstewko wymyślone na poczekaniu, czy nie.
- To ja już nie przeszkadzam, bo widzę, że przygotowania do ślubu idą pełną parą. - Rzucił ironicznie. - Do widzenia.
W tamtym momencie moje serce po prosu rozwaliło się na miliony małych kawałeczków.
Dalej nic nie zrobiłam. pozwoliłam, by mama dalej się mną zachwycała, jakby kompletnie nie wzruszona tą sytuacją, która miała miejsce. W odbiciu znowu widziałam twarz Majki. Była zła. Wyglądała tak, jakby wyszła z siebie i stanęła obok. A po chwili ona i jej druga osoba wyszły z domu, mówiąc, że miała jeszcze o coś zapytać Zbyszka.
Zacisnęłam szczękę i mrugałam z dużą częstotliwością, byleby się nie popłakać. Byłam idiotką. Byłam nie dość, że idiotką, to jeszcze miałam pecha do potęgi n-tej. Mógł przyjść za piętnaście minut, kiedy byłam już w normalnych ubraniach, a po sukni nie było ani śladu.
Ale to był koniec. Teraz to był naprawdę definitywny koniec mnie i Bartmana. Dziwicie sie? Cóż, nie widzieliście jego miny. Wciąż mam ją przed oczami. Zawiodłam go. I zawiodłam samą siebie, bo wciąż się okłamywałam.
Kochałam go. Ja naprawdę go kochałam. Ale nie byłam w stanie sama nic z tym zrobić.
Niby było w porządku, ale czy ja wiem, czy mama nic nie podejrzewała?
- Oj, coś nam się ta Majeczka zgubiła. idź ją znajdź, ja zastawię na obiad i zjemy. - Wręcz wypchnęła mnie z domu, uwierzycie?
No i wyszłam. W sumie nawet i dobrze zrobiłam, w końcu zebrałam się do kupy. Miałam nadzieję, że siedzą gdzieś niedaleko na jakiejś ławce i rozmawiają. Ale co ja sobie więcej wyobrażałam? Że podejdę do niego i go przeproszę? Że mi wybaczy?
Dobre sobie. On miał swoją dumę.
Pozostawało mi w ogóle mieć nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek na mnie spojrzy.
***
Majka.
To było dla dziewczyny ciężkie, ale z dwojga złego, wolała się zajmować swoimi przyjaciółmi niż własnym życiem.
Wypadła z domu Olki jak wystrzelona z procy, mając nadzieję, że Bartman na tych swoich długaśnych nogach nie odszedł gdzieś daleko.
- Bartman! - Wydarła się i zaczęła machać rękami, widząc, że odjeżdża swoim samochodem.
Gdy już straciła nadzieję, zatrzymał się i otworzył drzwi od strony pasażera. Ruda podbiegła i ulokowała się na miejscu obok niego. Od razu ruszył. Jechali bez słowa. Dziewczyna widziała, jak siatkarz raz po raz mocniej ściska kierownicę. Ale czy ją to dziwiło? Nie. Obydwoje byli w takim samym, zasranym humorze.
- Głupie pytanie - zaczęła w końcu, dosyć cicho i niepewnie, bojąc się jego reakcji - ale w miarę się trzymasz?
Wtedy wjechał na parking przy jakimś sklepie. Wciąż na nią nie spojrzał, zamiast tego dwa razy uderzył pięściami w kierownicę. Wyglądał naprawdę paskudnie.
- Dlaczego ona mi to robi?... - Zapytał. Wyglądał tak, jakby miał się zaraz popłakać, a Majka nie zniosłaby tego widoku. - Wczoraj było tak... wyjątkowo, myślałem, że ona już sobie wszystko poukładała, a dalej się mną bawi!
BLondyna położyła mu rękę na ramieniu.
- Nie będę ci prawiła morałów ani chorych tekstów o tym, jakie ma życie, bo sam doskonale wiesz. Nie będę jej tłumaczyła, bo myślę, że sama powinna to zrobić. Zwłaszcza, że mnie też zaczyna to irytować, bo wychodzi za nie tego, którego kocha.
- Ja tego kurwa po prostu nie rozumiem, Majka.- Schował twarz w dłoniach. - Też myślałem, że mnie kocha. Ale najwyraźniej byłem głupi sądząc, że dla mnie zerwie zaręczyny. Bo kim ja jestem, tylko marnym siatkarzyną.
Oho, źle się działo, jak Bartman mówił takie rzeczy- i to o sobie!
- Jesteś wspaniały i ona o tym wie. Tylko... cóż, jak zwykle nie myśli o sobie. - Burknęła nieco poirytowana. - Ona pewnie chciała to wszystko zakończyć, ale... cóż, niespodziewanie wpadła do niej jej matka po długiej nieobecności. I jest na etapie jarania się ślubu córki z Marcinem, sam rozumiesz, że nowy chłopak byłby dla niej wstrząsem...
- Nie, nie rozumiem. - Zacisnął usta w wąską linię.
Przynajmniej już wiedział, po kiego wała ten dupek ściągał wczoraj Olkę do domu. Bufon jeden!
- Wiesz, - powiedziała w końcu - bo pewnie wyjdzie tak jak wyjdzie, że będzie miała Marcina za męża, ale i tak do ciebie przyleci, no bo wiesz, jak każda kobieta - potrzebuje miłości.
Siatkarz pokręcił głową. Wciąż tego nie rozumiał. Może czas i pora wysępić jakieś odpowiedzi na dręczące go pytania?
- Dobra, powiedz mi. - Rzucił stanowczym tonem. - Jaki interes ma Olka w tym ślubie to wiem, ale kurwa, o co chodzi Marcinowi? Po co on to robi?
Majka długo wahała się, czy mu o tym powiedzieć. Nie powinna, wiadomo, nie jej sprawa. I obiecała Olce, że nie powie. Ale z drugiej strony, jeśli mu o tym powie, to ta zakichana para ma jeszcze jakieś szanse. Bartman na pewno zrozumie, o co chodzi, i może jednak nie odpuści.
Dwa głębokie wdechy. I powiedziała.
I jak Zbychu usłyszał, o co chodziło, to nie wiedział - śmiać się czy płakać.
Majka potem zadzwoniła do przyjaciółki przepraszając ją za nagłe zniknięcie. Nie wpadła do nich na obiad, no bo siatkarz odwiózł ją do domu. Niekoniecznie chciał znowu przyjeżdżać pod Olki dom. Oczywiście, najpierw wstąpili coś "wrzucić na ruszt", jak to się wyraził siatkarz. Rozmawiali, bardziej na luzie, no bo obydwoje w dołku, no to trzeba było się jakoś pocieszyć.
Kubiak dzwonił do Rudej kilka razy, kiedy ta była z Bartmanem. W sumie to nie dziwił się, że nie odbierała. Ale nie wiedział zupełnie, na czym stoją.
Kubiak pojechał do domu, rozwiązać sprawę rozwodu.
Może i dlatego Majka bała się odebrać telefon od niego. Bała się tego, co ma jej siatkarz do powiedzenia. Koniec końców napisała mu tylko smsa, że u niej wszystko w porządku i żeby bezpiecznie wracał do Rzeszowa, po czym wyłączyła telefon na dobre.
Po obiedzie w postaci hamburgerów i frytków z Mc Donalds`a , który zjedli na parkingu w samochodzie, atakujący odwiózł ją do domu. Zaproponował również, że w drodze na trening ją odbierze, no to się zgodziła, bo niby czemu nie.
Wiecie, że po treningu nawet był tak uprzejmy i na nią poczekał? A fakt, że wylądowali potem w barze na obrzeżach Rzeszowa, to już całkiem inna sprawa.
I fakt, że obudzili się razem w łóżku następnego dnia, wprowadził niewielkie zamieszanie.
Ale po kolei. Wróćmy do momentu, kiedy wyszli, w sumie nie bardzo pijani, z tego baru, ale już w całkowicie innych humorach. No bo nie co dzień się zrywa z panną, a Bartman tego wieczora, w barze, spotkał tą blond małpę i z nią po prostu zerwał, amen.
To był powód do dalszego picia. Wpadli do całodobowego, a potem jak nastolatki - zaszyli się w krzakach i wydoili całego, jakiegoś taniego ruskacza jak ten z Biedry. TO im dało mocno w łepetynę, bo w barze pili tylko piwa, może jakieś drinki, nie za bardzo pamiętali. Ale zmieszali, i to konkretnie, a żeby następnego dnia pamiętać i nie mieć dużego kaca - nie wolno mieszać.
No ale koniec końców Bartman prowadził Majkę, Majka prowadziła Bartmana, no i tak zdecydowali się nocować u jednego z nich. A jako że mieszkanie siatkarza było bliżej, to doczołgali się właśnie do niego.
Wejście po schodach trwało pół godziny. Po drodze śmiali się, przeplatając to z żałosnym, krótkim płaczem po niespełnionych miłościach. A potem najzwyczajniej w świecie, urwał im się film.
Gdy rano obudził ich dzwoniący telefon Bartmana, ten aż spadł z łóżka.
Spojrzał na wyświetlacz jeszcze nietrzeźwym spojrzeniem. Była dwunasta, dzwoniła Olka, a on właśnie się obudził w łóżku z jej przyjaciółką!
Odrzucił połączenie, nie będąc w stanie racjonalnie myśleć. Podniósł się. Miał na sobie tylko (albo aż!) bokserki. I zdezorientowany patrzył się na blondynkę, która usiadła na łóżku i złapała się za głowę. Kac morderca nie ma serca!
- Jezu, Majka, czy my...?! - Zastękał.
- Jezu, Bartman. Ocipiałeś! - Wrzasnęła na niego, od razu tego żałując. Głowę po prostu jej rozsadzało. - Jasne, że nie! Kurwa, tobie ino rżnięcie w głowie!
- No sorry, ale nie pamiętam w ogóle jak się do domu dostaliśmy! Co miałem myśleć, budząc się z tobą w łóżku, co?! - Podniósł i głos, jak i siebie z podłogi. Otrzepał swoje cztery litery. - Jeszcze kurde Ola dzwoni..
- To kiego nie odebrałeś? - Skrzywiła się.
No tak. Jak zwykle spartolił sprawę! Ale no ludzie, był na kacu i nie myślał trzeźwo. Jeszcze przez rozmowę telefoniczną palnąłby jakąś głupotę i dopiero byłaby heca.
Gdyby tylko zobaczyła, jak skończyli.... Aż siatkarz zadrżał na samą myśl, jakby tu wparowała nagle.
Gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi, przyjaciele spojrzeli po sobie zdziwieni. Bartmanowi przemknęło przez myśl, ze to może faktycznie Ola. Majka spojrzała na niego ponaglającym spojrzeniem.
- Chillout, może to listonosz, Olka nie ma w zwyczaju nękać ludzi. - Machnęła na niego ręką.
Pukanie rozległo się ponownie, bardziej natarczywe. Wstał, założył dresy i poczłapał pod drzwi wejściowe. Spojrzał przez "oczko".
Kurwa!
Pędzikiem wpadł z powrotem do sypialni. - Kurwa - syknął - to Kubiak!
Dziewczyna wytrzeszczyła na niego oczy. Jej Misiaczek, choć była wciąż na niego zla, nie mógł zobaczyć jej w samej bieliźnie, w łóżku przyjaciela!
Siatkarz ponaglając ją szeptem i wymachując gwałtownie ramionami, kazał jej się gdzieś schować. Sam poszedł otworzyć drzwi, a ona wylądowała pod łóżkiem.
- Jezu no, w końcu. - Tak powitał go jego misiowaty przyjaciel, po czym wszedł, nie czekając na zaproszenie. - Co ty, spałeś? Jest kurwa dwunasta!
- No spałem, spałem, chyba wolno nie?- Podrapał się po głowie. Na wszelki wypadek ustawił się w drzwiach do sypialni i oparł się o framugę. - Czego dusza pragnie z rana? - Zapytał Kubiego.
Przyjmujący wywrócił oczami. No ta, czego on się mógł spodziewać po Bartmanie? Przyjacielskiej rozmowy? Rady? Na chuj on tu przyjeżdżał?
- Porozmawiać chciałem. Ot co. - Sam siebie zaprosił do dalszej części mieszkania. Gospodarz poszedł za nim do salonu, gdzie Michał rozsiadł się wygodnie na kanapie i wygonił kumpla po dwie kawy.
Majka leżała wciąż pod łóżkiem. Gdy tylko usłyszała Kubiaka, czuła, jak cała drży. Takie "kłamstwa" zawsze wychodzą na jaw. Bała się, że odkryje, że jest u Bartmana. Jeszcze kij, że u niego była. Chciała po prostu wyjść i się zacząć śmiać, ale to byłoby podejrzane, bo a) wyszła nie wiadomo skąd b) wcześniej się ukrywała w sypialni. No heca max!
Zamiast tego wygramoliła się spod mebla i szybko się ubrała. A gdy usłyszała swoje imię wypowiadane przez misiowatego, po prostu nie raczyła nie podsłuchiwać całej rozmowy.
- Widziałeś się z Majką wczoraj? - Zapytał, tak ni z gruchy, ni z pietruchy.
- No... tak. Na treningach. - Odpowiedział Bartman. - I potem na piwo skoczyliśmy.- Wolał się przyznać, tak na wszelki wypadek, jakby ktoś ich niepowołany widział. Chociażby jego ex mogła również chcieć coś zacząć mieszać.
- Kurwa, bo nie odbierała ode mnie cały boży dzień! - Poirytował się. - Chyba ma już mnie kompletnie w dupie, a ja wszystko pojechałem i pozałatwiałem, żonie papiery rozwodowe wcisnąłem.
- Cholera. Ej, a co ona na to w ogóle?
- A daj mi spokój. - Majka aż widziała oczami wyobraźni minę Kubiaka. - Najpierw się wkurzyła, no bo latania po sądach będzie dużo, ale koniec końców stwierdziła, że od roku bzyka jakiegoś pacana, więc mogłaby z nim ślub chociaż cywilny wziąć.
- Cóż, ty też nie byłeś święty podczas małżeństwa. - Chrząknął atakujący. - A ojciec co a to? I matka?
- Jak myślisz, jak zareagowali, skoro wróciłem dwa dni wcześniej, niż planowałem? - Nastąpiła cisza. To było pytanie retoryczne. - No właśnie, niezbyt dobrze to przyjęli. Zwłaszcza ojciec, który może pożegnać się z tym, co wypracował w firmie.
Majka poczuła ukłucie w sercu. Kubiak tyle dla niej poświęcił. Weźmie rozwód, pokłócił się z rodziną. Czy kiedykolwiek będzie mu to w stanie wynagrodzić? Pozostawało jej mieć nadzieję, że Michał nigdy nie będzie żałował tej decyzji.
- Dobra, człowieku. Wyżyjesz się na piłce, z Majką potem pogadasz. Idę spakować rzeczy na trening i możemy spadać.
Gdy usłyszała, jak podłoga nieco skrzypi, znowu trochę się schowała. Gdy Zibi wszedł do pokoju.
Po cichu pomógł jej zebrać wszystkie rzeczy, a potem zaimprowizował pukanie do drzwi, dzięki którym mógł je otworzyć, a Majka wyszła cichaczem z mieszkania.
- Ktoś pukał? - Nagle na przedpokoju się pojawił Michał.
- No właśnie, też mi się wydawało.- Podrapał się Zbyszek po czarnej czuprynie i zamknął drzwi. - Za pięć minut spadamy na halę. - Powiedział i zaszył się w łazience.
Majka natomiast zbiegła co dwa schodki i wypadła jak wystrzelona z procy z klatki schodowej, mając nadzieję, że złapie autobus i pojedzie prosto do mieszkania. Zamierzała nie iść dzisiaj na praktyki, więc wyciągnęła telefon, by zadzwonić do fizjoterapeuty. Wersja oficjalna? Wymioty, fatalne zatrucie, mogiła! Tak się źle czuje, że musi się nią przyjaciółka zajmować!
I jakie było jej zdziwienie, jak naprawdę wpadła na Olkę.
***
Ola
Byłam. Niesamowitą. Idiotką.
Ale to już pewnie wiecie. Wszyscy wiedzą.
Od wtopy z suknią ślubną nie wychodziłam z pokoju. Wykorzystałam fakt, że mama wzięła swoją wnuczkę na długi spacer, wykorzystując przy okazji nieziemski ukrop. Starałam się poczytać książkę - oczywiście, powtarzałam jedno zdanie pięć razy, więc odpuściłam. Próbowałam trochę pobazgrolić w zeszycie, ale wychodziło za każdym razem przełamane serce. Próbowałam sprzątać, ale kończyło się to za każdym razem rzewnym płaczem.
Powstrzymałam się od dzwonienia do niego tego dnia, choć naprawdę marzyłam o tym, by go choć usłyszeć. Mógł nawet na mnie nawrzeszczeć, naprawdę! Tylko ta cisza była najgorsza.
Wieczorem siedziałam z mamą i oglądałyśmy jakiś marny film amerykańskiej produkcji. Szczerze? Nawet nie wiedziałam, o czym był.
Mama najwyraźniej zauważyła, że jestem nie w sosie. Ona zawsze wiedziała.
- Co się dzieje?
Jedno krótkie pytanie, a ja znowu wystartowałam z płaczem. Jej, niesamowita beksa się ze mnie zrobiła ostatnimi czasy. W każdym bądź razie, trochę popłakałam w jej ramionach, potem po prostu skłamałam, że to stres przed ślubem i mnie teściowa nie lubi.
Następnego dnia już nie mogłam bezczynnie siedzieć. Próbowałam do niego zadzwonić, ale za każdym razem nie odbierał. Ba, nawet połączenie odrzucił? I choć z reguły nie jestem nachalna, musiałam do niego jechać, wytłumaczyć mu, że ja zamierzam zerwać zaręczyny, jak tylko Marcin wróci z delegacji. Chciałam mu to wszystko naprawdę wyjaśnić. I przede wszystkim przeprosić go.
Wsiadłam do samochodu i pojechałam do niego. Trening, z tego co kojarzyłam, mieli dziś o trzynastej, więc pewnie siedział jeszcze w domu. Musiał, bo inaczej zrobiłabym wejście smoka na halę na Podpromiu.
Szłam już w kierunku jego bloku i jakie było moje zdziwienie, jak zauważyłam wypadającą z jego klatki schodowej moją najlepszą przyjaciółkę? Ba, wpadła na mnie, prawie mnie taranując!
- Majka? - Nie mogłam ukrywać zdziwienia.
Wyglądała... dziwnie? Tak, to dobre słowo. Jakby przed czymś lub przed kimś uciekała. Bez makijażu, taka... jakby przed chwilą się obudziła.
- Ola. - Rzuciła krótko. Spojrzała po sobie w dół, i mój wzrok zawisnął na totalnie krzywo zapiętej koszuli.
- Ty... - Aż się zacięłam.
- Na chwilę u Bartmana byłam. - Zmarszczyła nos i choć patrzyła mi w oczy, jakoś tak coś mi się nie podobało.
Nie. To było głupie, co przyszło mi do głowy. Kompletnie idiotyczne. No bo ludzie, ona z Bartmanem? Ha!
I gdy wyszli z klatki schodowej nasi siatkarze, wszystko się wyjaśniło, przynajmniej dla mnie.
- Majka? Ola? Co wy tu robicie? - Zapytał Kubiak.
Bartman wyglądał jakby mu ktoś w pysk strzelił.
- No ja przyjechałam pogadać ze Zbyszkiem... - mówiłam, wciąż obserwując ich podejrzliwie - i wpadłam na Majkę wychodzącą od niego.
- Nie no, byłem u niego, Majki przecież nie było. - Zaśmiał się Michał. Po chwili jednak spoważniał. Naprawdę, miał grobową minę. - Ty... po to otwierałeś te drzwi? Kurwa, co się dzieje?!
Tamci jednak dalej milczeli.
- Michał? - Nie rozumiałam przyjmującego. Dopiero spotkawszy jego zawiedzione jak i rozzłoszczone spojrzenie, chyba docierał do mnie jego tok myślenia. Potem wszystko się samo ułożyło. Uciekająca Ruda z krzywo zapiętą koszulą? Kubiak, który jej nie widział w mieszkaniu? - Jezu, ludzie, Majka! - Złapałam ją za ramiona. - Powiedz, że to tylko jakieś nasze głupie domysły!
- Spokojnie, tylko u niego spałam! W nocy byliśmy w barze, bliżej było do niego! Przysięgam!
- Tak?! - Rzucił Kubiak. Był wściekły i robił się czerwony na twarzy. Nie patrzył ani na mnie, ani na Majkę, tylko na Bartmana. - Skoro tak, to dlaczego po prostu nie wyszłaś! Dlaczego się kurwa ukrywałaś i chciałaś uciec, jakbyście serio mieli coś do ukrycia!
Poleciała jeszcze łacińska wiązanka, której już nie rejestrowałam. A zaraz potem, Bartman oberwał prawego sierpowego prosto w twarz.