- "Bez zobowiązań" - proszę po raz kolejny. - "Bez zobowiązań"... - powtarzam, jakby chcąc sama siebie utwierdzić w tym, że przecież nic do niego nie czuję.
Słowa te tak bardzo wyryte w mojej pamięci, w moim sercu, pozostaną chyba ze mną na zawsze. Bez zobowiązań. Dlaczego ja wtedy o to poprosiłam? Bałam się. Dalej się boję. Boję się zaangażować. Mimo usilnych starań nie mogę sobie z tym poradzić. To tak bardzo męczy...
Bez zobowiązań - wszystko takie jest, całe moje życie. Nikt o tym nie wie, Marcin również nie; nikt nie wie, że w nocy budzę się, idę do łazienki i cicho płaczę. Jednak jedyną osobą, którą mogę winić, byłam ja sama...
Kocham ją, Majka. - Jego głos aż za bardzo wyraźny, wciąż rozbrzmiewa mi w głowie. Na nowo. Wciąż. W kółko. Nie mogę po prostu o tym nie myśleć.
Zaraz potem jednak stoję na ślubnym kobiercu. Spoglądam w bok i widzę Marcina. I to pozwala mi odetchnąć, pozwala mi uporządkować wszystkie myśli. Pozwala mi zapomnieć o sobie, a skupić się na tym, co naprawdę istotne...
***
Zbyszek siedział jak na szpilkach przez cały czas, kiedy Ola była nieprzytomna. Był zmęczony, ale to nie miało jakiegokolwiek znaczenia. Musiał wiedzieć, czy z nią wszystko w porządku.
- Zbyszek, spokojnie. Będzie dobrze. - Majka próbowała go jakoś pocieszyć.
Dla niej to też był szok. Rozmawiała wtedy z Bartmanem, kiedy usłyszeli głos Kubiaka wołającego o pomoc. Od razu tam pobiegli, jednak widok leżącej na kamiennej podłodze Olki totalnie ich zszokował i nie byli w stanie nic zrobić. A zwłaszcza on, Bartman. Przez większość czasu stał i po prostu się patrzył, jak dziewczyna leży w zupełnym bezruchu niczym lalka, podczas gdy Kubiak i Majka udzielali jej pomocy.
- Oddycha, Jezu, oddycha... - Ruda poczuła wyraźną ulgę.
- Co tu się dzieje? - Doszedł do nich nagle trener.
- Po karetkę trzeba zadzwonić i to szybko! - Zarządził Kubiak.
- Nie lepiej ją zawieźć samochodem? - Majka zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, czy jej przyjaciółka tylko straciła przytomność czy to coś poważniejszego. Liczyła się zatem każda minuta.
- Nie, odpada. - Zbyszek w końcu oprzytomniał i kucnął obok nich, przy dziewczynie. - Może mieć jakiś uraz kręgosłupa, przecież upadła na twarde podłoże.
Trener zadzwonił na pogotowie. Majka wstała, Kubiak objął ją ramieniem i starał się ją uspokoić, choć po chwili gęste łzy wypłynęły jej z oczu. Zbyszek klęczał przy niej w dalszym ciągu upewniając się, że jej stan jest stabilny. Mimowolnie jego dłoń powędrowała do jej głowy, Wierzchem dłoni pogłaskał ją po policzku, potem palcami przeczesał wciąż wilgotne od deszczu włosy.
- Będzie dobrze... - szepnął do niej.
Złapał ją za dłoń. Z zewnątrz słychać było już nadjeżdżającą na sygnale karetkę. Lada moment, a ją stąd zabiorą. I wtedy poczuł, jakby mocniej ścisnęła go za rękę. WIdział jak delikatnie mruży powieki. Czyżby odzyskiwała przytomność?...
- Zostań... - Wysapała, ledwo dosłyszalnie.
Zostań. Zostań. Zbyszek powtarzał sobie to w głowie ciągle, kiedy ratownicy medyczni weszli do budynku, kiedy poprosili by się odsunął. Powtarzał to wtedy, kiedy na noszach zanosili ją do karetki.
Momentalnie nie ważne stało się, czy prosiła jego, Bartmana, by został, czy też myślała, że jej narzeczony jest przy niej. Naprawdę, to stało się mało istotne.
- Chcę jechać. - Powiedział do jednego z sanitariuszy.
- Jest pan z rodziny? - Zapytał. Siatkarz, wahając się przez chwilę, pokręcił głową przecząco. - W takim razie nie może pan. proszę zawiadomić kogoś z jej rodziny, że zabieramy ją do szpitala na centrum.
Tylne drzwi karetki zatrzasnęły się.
- Jedziemy tam, Bartman. - Kubiak położył mu rękę na ramieniu. - Bierz rzeczy i jedziemy.
Nie przebierali się. Majka wzięła jedynie torebkę z gabinetu, a siatkarze swoje torby. Kierował Kubiak, który był chyba najbardziej spokojny. Bartmana wciąż nosiło, poza tym siedząc za kierownicą pewnie wcisnąłby gaz do dechy i mógłby z nerwów spowodować jakiś wypadek. Majka wciąż była rozkojarzona. Jąkała się, rozmawiając z Marcinem przez komórkę. Oczywiście, musiała go zawiadomić o tym, co się stało.
Dojechali do szpitala kilkanaście minut za karetką. Ola już leżała na sali segregacji i była już po wstępnych badaniach. Niestety, wciąż była nieprzytomna. I na dodatek nikt nie mógł wejść do niej, dlatego wszyscy w ciszy siedzieli w poczekalni.
Minęła godzina. najdłuższa i najgorsza godzina w życiu Bartmana. Miał już wystarczająco podniesione ciśnienie i poziom adrenaliny, a musiał się jeszcze zjawić Marcin. I to nie sam. Do szpitala wszedł razem z jakimś kolegą, ubranym podobnie elegancko co i on. On jednak czekał na drugim końcu korytarza.
- Marcin, tutaj! - Majka podskoczyła z krzesła i zawołała go.
- Cześć. - Rzucił szybko, bo powitanie nie mało dla niego teraz większego znaczenia. - Co z nią?
- Nie wiemy. - Skrzywiła się ruda. - Nie jesteśmy z rodziny i nic nam nie chcieli powiedzieć...
Nagle drzwi prowadzące na salę, gdzie leżała Ola otworzyły się. Wyszedł lekarz.
- Panie doktorze, co z nią? - Marcin od razu do niego doskoczył. Pozostali również wstali, przysłuchując się ze znacznej odległości rozmowie.
- A pan jest?...- Pracownik służby medycznej mierzył go wzrokiem. O stanie zdrowia pacjentów mógł informować tylko osoby z rodziny.
- Narzeczonym. - Powiedział.- To co z nią?
- Cóż, jej stan jest stabilny. Wciąż jednak śpi. Po wstępnych badaniach z przykrością muszę powiedzieć, że to najprawdopodobniej efekt przemęczenia. Pacjentka ma poważną anemię. - Mówił lekarz. - Jeszcze skierowałem ją na kilka badań, żeby wykluczyć inne, poważne choroby.
- Cholera... Panie doktorze, po prostu ostatnio miała ciężkie chwile, brat jej zmarł, wszystko na jej głowie...- Marcin złapał się za głowę. - Proszę jej pomóc, a ja w domu już przypilnuję wszystkiego...
- Na razie przeprowadzimy resztę badań. A potem zdecydujemy, co dalej. - Powiedział starszy lekarz i odszedł.
Marcin był zdołowany. Obwiniał się o całą zaistniałą sytuację. Nie dość, że Ola wciąż chodziła zestresowana, to jeszcze jego cholerni rodzice musieli przyjechać i czepiać się o wszystko.
- Marcin... - Majka niepewnie zaczepiła podenerwowanego chłopaka.
- Chwilę, zaraz przyjdę.
Przyjaciele patrzyli, jak narzeczony Oli odchodzi do swojego kolegi. Tłumaczy mu coś zawzięcie, trzymając ręce na jego ramionach. Potem się żegnają i odchodzi, a sam Marcin wraca do siatkarzy i Rudej.
- Kurwa mać. - Warknął.
Bartman zmierzył go spojrzeniem. Niech się denerwuje, pomyślał, bo to wszystko jego wina. Jak on o nią dbał, skoro doprowadził ją do takiego stanu?! Biedna Ola. Fakt, wychudła ostatnio, stała się nieco bledsza niż z czasów Katowic, ale sam Bartman nie sądził, że może mieć anemię czy być niedożywiona.
- Spokojnie, Marcin, wszystko będzie dobrze. - Powiedziała Ruda. Naprawdę, chyba chciała być mistrzynią w pocieszaniu swoich przyjaciół.
- Jak, kurwa, będzie dobrze?! To wszystko moja wina.
- No, z tym masz rację. - Fuknął poirytowany Bartman.
Kubiak trzepnął go w głowę, jednak było już za późno. Jak zwykle ZB9 musiał dodać oliwy do ognia w najgorszym momencie.
Marcin jednak nie dał za wygraną. Może i był dobity sytuacją, ale nie na tyle, żeby dawać się cholernemu siatkarzykowi.
- A ty, Bartman - zwrócił się do niego - co ty tu w ogóle robisz? Jesteś jakimś tam siatkarzem, którego Ola nawet nie lubi. Ba, nie chce cię widzieć, taka prawda. Więc wyświadcz nam przysługę i po prostu stąd idź.
- Ej, chłopaki! - Ruda nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. - Uspokójcie się, oboje!
I po jej słowach wszyscy już milczeli.
***
Wszystko mnie bolało. Czy tak też jest być martwym? Nie, na pewno nie. Przecież nie powinnam nic czuć, a już na pewno nie bólu. Tak, dokładnie. Cierpiałam, bo wracałam do paskudnej, szarej rzeczywistości...
- Kochanie?... - Usłyszałam czyjś głos.
Zaraz potem poczułam, jak ktoś mocno trzyma mnie za rękę. Starałam się podnieść powieki, dostrzec kto tam siedzi, jednak sprawiało mi to naprawdę duży kłopot. Były takie ociężałe. Na dodatek jasne światło mocno raziło mnie po oczach. Gdy zorientowałam się, że to nie światło z lampy, tylko słoneczne zza okna, aż zrobiło mi się niedobrze.
Ileż ja mogłam spać? Przecież... przecież padało! Byłam calutka mokra, na hali Majka dała mi suche ubranie, herbatę i... no właśnie. Zdarzyło się coś, co niekoniecznie chciałam wspominać...
Otworzyłam oczy. Białe ściany, białe firanki w przybrudzonych już oknach. Biała pościel o specyficznym zapachu i bukiet kwiatów w wazonie na szafce obok łóżka. To oznaczało jedno: byłam w szpitalu.
- W końcu się obudziłaś... - Głos się znowu odezwał. Spojrzałam w jego stronę i zobaczyłam Marcina. Uśmiechał się delikatnie, choć widziałam w jego oczach zmartwienie.
A ja co czułam? Radość czy może zawód, gdy okazało się, że to on siedzi przy łóżku?...
- Jak się czujesz? - Zapytał spokojnym, cichym głosem.
- Chy...chyba dobrze... - Mówienie przychodziło mi ciężko. Miałam bardzo spierzchnięte usta, a struny głosowe chyba najwyraźniej zapominały już jak się mówi. - Co się stało?...
Starałam sobie sama przypomnieć, ale zrezygnowałam. Głowa mnie bardzo bolała i czułam się naprawdę zmęczona.
- Straciłaś przytomność. Przywieźli cię tutaj z hali.
- Ale... - Zawiesiłam głos. Straciłam przytomność? Serio? Chyba pierwszy raz w całym moim życiu!
- Nie bój się, okazało się, że to tylko z przemęczenia. Jak wrócimy musisz bardziej o siebie zadbać.
Pogłaskał mnie czule po włosach. Uśmiechnęłam się słabo pod nosem starając się nie okazywać, że za sekundę mogę się rozpłakać niczym małe dziecko.
Byłam słaba i wcale nie chodziło już tylko o fakt, że leżę w szpitalu z jakimś osłabieniem. Byłam słaba chyba bardziej psychicznie aniżeli fizycznie. Nie dawałam już rady. Ciężar spoczywający na moich barkach zaczął mnie przytłaczać. Wszystko, co się wydarzyło... Nie, to za dużo jak na mnie. Stanowczo za dużo. Mimo wsparcia od Marcina obawiam się, że po prostu nie podołam.
Naprawdę, mam ochotę się poddać.
- Z kim jest Amelka?... - Zapytałam cicho.
- Z moją matką. - Wyjaśnił. Krótko, zwięźle i na temat.
No właśnie, jeszcze jego perfidni rodzice. Cholerna matka. Aż zrobiło mi się niedobrze na myśl, że wrócę do domu. Na pewno będzie mi robiła wyrzuty, jaka to ja jestem słaba, że pewnie udawałam chorobę, że będę złą matką dla Amelki i tak dalej...
- Hej, wszystko w porządku? - Zdziwił się. Zapewne niesamowicie zbledłam na samą myśl o jego rodzicielce.
- Tak, ale... chyba muszę się przespać jeszcze. Jedź do domu, prześpij się, bo wyglądasz fatalnie. - Poprosiłam. Marcin miał podkrążone oczy, zapewne znowu przeze mnie nie spał. Co on ze mną miał...
- Jesteś pewna? - Zapytał, a ja skinęłam potwierdzająco. - Dobrze, w takim razie przyjadę po ciebie jutro z rana, lekarz ma cię już wypisać.
Pocałował mnie czule w czoło i wyszedł z sali, w drzwiach jeszcze odwracając się do mnie i się uśmiechając. Gdy już w ogóle zniknął mi z oczu, odwróciłam głowę w drugą stronę i po prostu się popłakałam.
***
Marcin wyszedł z sali trochę spokojniejszy, niż wtedy gdy przyjechał do szpitala. Oczywiście, był zły na siebie, że pozwolił Oli doprowadzić się do takiego stanu, lecz teraz już i tak nie mógł nic zrobić.
Dobra, mógł. I chyba już doskonale wiedział, jak mógł jej pomóc.
- Zbyszek. - Powiedział, stając obok śpiącego na krześle siatkarza.
Nie zareagował. Chyba miał mocny sen, pomyślał Marcin. Ale i tak go podziwiał. Był tu cały czas. Wciąż czekał, aż się Ola obudzi. On... No właśnie. On czuł coś do Oli i Marcin doskonale o tym wiedział. Tego nie dało się nie zauważyć, zwłaszcza gdy przyszli do nich do domu.
- Bartman! - Powiedział już nieco głośniej. Zadziałało. Siatkarz podniósł ociężałe, zaspane powieki dosyć szybko, zupełnie jakby budynek się walił.
- Co jest? - Przeraził się. - Ola? Co z nią?- Podniósł się gwałtownie z krzesła.
- Spokojnie. Uspokój się. - Marcin położył mu ręce na ramionach i usadził z powrotem na miejscu.
- Obudziła się?- Zapytał Zbyszek z nadzieją w głosie. Już nie ważne dla niego było to, że mężczyzna obok niego to narzeczony Oli. To w ogóle nie było istotne. Najważniejsza była ona.
- Tak.
Aż mu serce podskoczyło do gardła. W pierwszym momencie chciał się podnieść i szybko do niej iść. A drugim jednak powstrzymał się, ponieważ Marcin wyraźnie chciał z nim porozmawiać. O czym? Miał tylko nadzieję, że nie zabroni mu do niej wejść. Cóż, miał takie prawo...
- Chcesz czegoś. - Stwierdził w końcu Bartman. Marcin patrzył się na niego uporczywie, w ciszy.
- Owszem, Bartman. - Jego głos był dosyć srogi. - Nie jestem idiotą, wiem co się dzieje.
- Co masz na myśli? Co się dzieje? - ZB9 udawał, że nie wie o co mu chodzi. Niekoniecznie chciał się przyznawać do własnych uczuć właśnie przed nim.
- Kochasz ją, to się dzieje.
Siatkarz zacisnął dłonie w pięści. To był ten moment kiedy - albo się podda, albo o nią zawalczy.
- Nawet jeśli ci się to nie podoba, mam cię gdzieś. Nie poddam się.
Marcin momentalnie się zaśmiał, co wybiło Zbyszka z równowagi. Nie tak przecież zachowuje się zazdrosny narzeczony. Gdybym to ja był na jego miejscu, pomyślał Bartman, facet już dawno dostałby po mordzie.
- Domyślam się, że z niej nie zrezygnujesz. Zresztą, chyba to nie jest dziwne. Piękna, inteligentna, cudowna dziewczyna.
- Nie rozumiem cię. Na co cała ta głupia rozmowa? - Bartman zaczynał się irytować.
- Chcę sobie po prostu uświadomić, jak bardzo ci na niej zależy. - Westchnął Marcin. Bartman spojrzał na niego zdezorientowany. - Cóż, może sam źle postąpiłem zgadzając się na to wszystko... wiesz, jak to jest bać się przyznać do czegoś? Wciąż się ukrywać tylko po to, by zaspokoić marzenia wymagającego ojca? - Pytał. Odpowiedzi jednak nie dostał. - Może Ola w końcu zrozumie, że powinna dbać również o siebie. Ja idę już, Bartman. A ty rób jak uważasz, nie zabronię ci się z nią widywać jeśli sama tego będzie chciała.
Wstał i odszedł,a Bartman próbował zrozumieć, co miał na myśli. Dlaczego to wszystko powiedział? Dlaczego tak się zachowuje? Powinien go nienawidzić widząc, że zależy mu na jego własnej narzeczonej. A on .. zupełnie tak, jakby w tym wszystkim nie było za grosz miłości. Jakby i on i ona mieli powody, by być razem.
- I co ja mam zrobić?... - pomyślał ZB9. Wstał i podszedł do drzwi prowadzących do sali, na której leżała Ola. Przez kwadratową szybkę spojrzał na dziewczynę. Spała? Możliwe. Nie widział jej twarzy, miała skierowaną głowę w stronę szpitalnych okien.
Dosyć długo wahał się, czy wejść. Nawet jeśli spała, marzył o tym bo dotknąć jej policzka, dotknąć jej włosów. Poczuć jej bliskość. Roztoczyć nad nią opiekuńcze ramiona. Tak bardzo... tak bardzo pragnął się nią zająć. Nie wiedział tylko, czy ona będzie chciała.
Jeśli nie wejdziesz będziesz tego żałował! - aż usłyszał w głowie głos Kubiaka. Na pewno by go wepchnął do pokoju. Dlaczego? Bo to on zazwyczaj podejmował za niego odpowiednie decyzje. Bartman, no cóż. Najpierw robił, potem myślał. I prawie nigdy to na dobre nie wyszło.
Posłuchał przyjaciela i nacisnął klamkę. Po cichu wszedł do środka nie chcąc zbudzić śpiącej Oli. A przynajmniej mu się wydawało, że śpi. Twarz niezwykle spokojna, oczy szczelnie zamknięte. Wyglądała niczym mała, bezbronna dziewczynka. Kucnął tuż przy łóżku, twarz miał blisko jej twarzy.
- Śpisz?... - szepnął, by w razie czego jej nie zbudzić.
Nie odezwała się. Siatkarz był przekonany, że śpi. Naprawdę. I chyba dlatego pozwolił sobie na nieco więcej, niż gdyby Ola nie spała. Palcami delikatnie zgarnął jej kosmyki z twarzy, a potem wierzchem dłoni pogłaskał ją po policzku.
- Tak bardzo chciałbym cofnąć czas... - westchnął niezwykle cicho. - Tak bardzo chciałbym, byś zrozumiała, że to co było między nami było poważne i nigdy nie przeminęło... i nie przeminie. - Podniósł się. Na szafeczce obok jej łóżka leżał jakiś notes. Wziął więc go, wyrwał jedną karteczkę i napisał wiadomość:
"Cieszę się, że nic Ci nie jest poważnego.
Mam nadzieję, że jak jutro wyjdziesz ze szpitala, to w czwartek przyjdziesz na nasz mecz.
To będzie dla mnie znak, że coś dla Ciebie znaczę...
Z.B.
Czy to będzie koniec, czy może jednak dostanie jeszcze jedna szansę...
***
Wszystko słyszałam. Dosłownie wszystko. Kiedy wszedł na salę nie musiałam odwracać głowy, by wiedzieć, że to on. Nie musiał nic mówić. Wyczułabym jego obecność, jego cudowny zapach, dosłownie wszędzie. Jednak wraz z jego obecnością przybyły rozterki. Czemu? Bo kiedy prosto z serca płyną słowa, uderzają z wielką mocą... Zwłaszcza, jeśli wypowiada je Zbyszek. Mężczyzna, którego chyba za bardzo kiedyś pokochałam...
Jego dotyk sprawił, że zadrżałam. Zorientował się, że nie śpię? Nie, nie możliwe. Nie zachowywałby się tak swobodnie. Nie mówiłby tak łatwo o tym, co czuje. Nie pozwoliłby sobie dotknąć mojego policzka. Musnąć mnie wargami w czoło.
Nigdy sobie tego nie wybaczę. Całej tej przeprowadzki. Tego, że zaczęłam się wahać... Nienawidzę siebie samej. Nienawidzę tego, że co raz bardziej przekonuję się do tego, żeby...
Nie, nie zostawię jej. Nie zostawię Amelki, nigdy.
Siedziałam i wpatrywałam się w kartkę wyrwaną z notesu, wypisaną przez siatkarza. Raz po raz ocierałam spływające po policzkach łzy. A serce? Ono nie wiedziało, co czuje.
- Olaaaa! - Nagle do sali wbiegła Majka, jak zwykle piszcząc i robiąc dużo hałasu wokół siebie.
Zaraz za nią wszedł Michał, co sprawiło, że szybko otarłam mokre policzki ręcznikiem. Po co miał widzieć, że płakałam?...
Ruda widziała jednak co się święci. Moja mina zawsze to zdradzała. Potrafiła ze mnie czytać jak z otwartej księgi. Ale chyba na tym polega przyjaźń, prawda?
- Michaś, zostaw nas na chwilę same. - Poprosiła chłopaka, już nieco ciszej.
Zrobił to bez słowa. Wyszedł, rzucając mi w drzwiach jeszcze nieco współczujące spojrzenie. Majka natomiast usiadła na moim łóżku i gdy mnie pociągnęła w swoje ramiona, momentalnie się popłakałam.
- Czemu to jest takie ciężkie?! - Mówiłam, wciąż płacząc. - Dlaczego musiał się pojawić i znowu namieszać w moim życiu? Maja, ja.. ja nie mam siły do tego wszystkiego, nie wiem co zrobić!
Oparłam się z powrotem o ścianę i podałam jej kompletnie zmiętą od mojego ściskania bartmanową kartkę. Patrzyłam, jak oczami po niej wędruje, starannie analizując każde jego słowo.
- Nie wiesz co zrobić, hm? - Uniosła na mnie wzrok. - Powiem ci. Powiem ci, co masz zrobić.- Zaciekawiona na nią spojrzałam. Ona położyła dłoń na wysokości mojego serca. - Chociaż raz zrób to, co czujesz. Chociaż raz. Nie zawsze możesz się kierować rozumiem jeśli w grę wchodzi miłość.
- Ale...
- Żadnych "ale"! - Wtrąciła, nie pozwalając mi dokończyć. - Pomyśl, Ola. Jeśli podejmiesz złą decyzję, to będziesz się męczyć do zasranej śmierci. I myślę, że do meczu masz sporo czasu akurat na zastanowienie się.
- Niby tak..
- Olka, Bartman nie będzie wiecznie czekał, aż się zdecydujesz. - Burknęła. - A teraz uśmiech na twarzy, bo idę po Miśka!
Gdy go przyprowadziła, mimo wesołych rozmów, dowcipów i pocieszania, ja myślałam tylko o swoim dylemacie. I moim problemie, który męczył mnie aż do samego meczu. Do samego końca nie wiedziałam, czy decyzja, którą podjęłam była słuszna...
______________________________
PRZEPRAASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM za opóźnienie.
Miałam AWFalia (3-dniowe wielkie MELO!, zrozumcie... ), a potem jeszcze kilka spraw do załątwienia i tak zeszło...
Mam nadzieję, że ten rozdział was usatysfakcjonuje .. :D
Buźka! Pozderki z Katowic! :3
PS. za błędy przepraszam, ale nei sprawdzałam. Chciałam wam wrzucić jak najszybciej ten rozdział :D
PS. za błędy przepraszam, ale nei sprawdzałam. Chciałam wam wrzucić jak najszybciej ten rozdział :D
Nie masz za co przepraszac. Na takie wspaniale rozdzialy moge czekac tygodniami. Mam nadzieje ze w koncu Zb9 i Olka sie zejda choc znajac cb to pewnie jeszcze nie raz namieszasz. ;-) Czekam na kolejny rozdzial :-D / Olka
OdpowiedzUsuńHmm... Rozdział jak zwykle świetny :*
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że będzie ciekawie xD
Pozdrawiam, P. :D
Nie masz za co przepraszać ;) Rozdział jak zawsze świetny ;p
OdpowiedzUsuńCiekawe, ile jeszcze Zibi i Olka będą musieli przejść, żeby być razem :)
Pozdrawiam i czekam na następny.
Pojawisz się jeszcze? c;
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać cały Twój blog. Jest fantastyczny! W tym i poprzednim rozdziale i kilku innych się popłakałam. TO JEST CUDO!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny bo nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Oby Ola wybrała prawidłowo.
Pozdrawiam, buźka ;*
Nie wiem co powiedzieć, REWELACJA!! Czekamy, kiedy następny? ;)
OdpowiedzUsuńTo jest poprostu mega! Przeczytalam teraz od 23 do 1 w nocy wszystkie rozdzialy! Wciaga masakrycznie! Zakochalam sie w tym opowiadaniu! Czekam z niecierpliwoscia na nastepny! :*
OdpowiedzUsuń