czwartek, 19 czerwca 2014

13. Jeśli chcesz sprawić komuś zawód - zrób to z klasą.


Do tego rozdziału natchnęła mnie piosenka, którą podesłała mi P.J.
Dziękuję. Rozdział dla Ciebie, ze specjalną dedyk. 
A Wam wszystkim gorąco polecam, włącznie chociaż na czas czytania :)




Do samego końca nie wiedziałam, czy decyzja, którą podjęłam była słuszna...

***
Wiecie, jak to jest sprawić komuś niesamowity zawód? Jak to jest sprawić, by czyjeś serce pękło na wskroś? Kiedy przestaje się liczyć fakt, że sami mieliście złamane serce. Momentalnie o tym zapominacie i myślicie o drugiej osobie. Wiecie, jak to jest?...
Cóż, ja się dowiedziałam tego nieszczęsnego dnia. 
Nadszedł dzień meczu. Byłam już w domu dwa dni, jednak musiałam przyznać, że czas ten był chyba najgorszym w moim życiu. Starałam się skupić na Amelce, zapomnieć o problemach, zapomnieć o Zbyszku. Mimo to nie udawało mi się, a serce pękało na wskroś. Nienawidziłam siebie za to, że nawet proste czynności zaczęły mi sprawiać trudność. 
Marcin wydawał się jakby w ogóle tego nie dostrzegać. Ani w rozmowie, kiedy raz po raz się wyłączałam i traciłam wątek. Ani wtedy, gdy talerze po prostu leciały mi z rąk. Nic, kompletnie. Zachowywał się zupełnie tak, jakby to nie było w ogóle dziwne. 
Cóż, wtedy nie przyszło mi do głowy, że może mieć z tym coś wspólnego. 
Jak już wspomniałam - w końcu nadszedł ten feralny dzień. Dzień, kiedy Bełchatowianie przyjeżdżają do Rzeszowa zmierzyć się z tutejszym klubem siatkarskim. Z Bartmanem i jego kolegami. Dobrą godzinę przed meczem przyjechała Majka i jak głupia machała mi tymi biletami przed nosem, naprawdę myśląc, że się tam zjawię. 
Oczywiście, nie miałam najmniejszego zamiaru. I wcale nie chodziło o fakt, że nie mam z kim zostawić Amelki, bo Marcin tego dnia miał wolne. 
- A ty czego nie przebrana? - Tymi słowami mnie powitała Ruda. Sama ubrana była w koszulkę rzeszowskiego klubu, z numerkiem i nazwiskiem Kubiaka. 
Może jeszcze oczekiwała, że ubiorę numer dziewięć i jego nazwisko? Dobre sobie...
- Nie idę, Majka. - Powiedziałam. Poszłam do kuchni, ona za mną. - Dla samego widowiska może i bym poszła, ale chyba zobaczę mecz tylko w telewizji.
- Oszalałaś. 
- Nie, nie oszalałam. Pójdę tam to zrobię mu nadzieję i na co mi to? 
- No bo kurna, o to chodzi nie? - Złapała mnie za ramiona i potrząsnęła mocno. - Dziewczyno, obudź się!
- Nie. Majka, przestań, podjęłam decyzję. - Wyrwałam jej się i podeszłam do kuchennego okna. - Nie dam mu życia, jakiego chce. Nic nie mam mu do zaoferowania. Powinien się skupić na siatkówce a nie na dziewczynie z dzieckiem i narzeczonym. - Ruda miała już coś powiedzieć, bo otworzyła usta, ale ja szybko dodałam - i nie, nie przekonuj mnie dalej. 
 Zamknęła buzię i usiadła na krześle. Dłuższą chwilę milczała, rozmyślając nad tym, co zdecydowałam. 
- Wiesz, - odezwała się w końcu - że to już będzie definitywny koniec? The end? Bez wielkiego love story? 
Przełknęłam ślinę, jednak pewnie skinęłam głową, potwierdzając jej słowa. - Wiem, to będzie dobre dla mnie i dla niego, naprawdę. 
- Dobra, nie będę cię przekonywać skoro chcesz sobie tak ułożyć życie. 

I wyszła. 
Poszłam do kuchni i przez okno patrzyłam, jak Ruda odwraca się jeszcze w moją stronę             i marszczy czoło. Wciąż najwyraźniej miała nadzieję, że wybiegnę z domu i tam pojadę..

  Westchnęłam. Nie mogłam tam pojechać, nie mogłam mu tego zrobić. Jemu, Bartmanowi... 
Długo się wahałam, zanim usiadłam wygodnie na kanapie i włączyłam tv, powoli przełączając programy w kierunku tych sportowych. Zatrzymałam się na Polsat Sport, gdzie miał być transmitowany mecz Resovii ze Skrą. I gdy rozpoczęło się przedmeczowe studio, od razu żałowałam że Marcin nie jest w pracy a ja nie zajmuję się Amelką. 
  Siedziałam cała spięta. Raz po raz robiło mi się niedobrze. Zwłaszcza wtedy, gdy komentator wymieniał zawodników wbiegających na boisko. 
Na libero Ignaczak oczywiście, przyjmujący Achrem, był i Kosok jako środkowy… Nowakowski… Lotman, Kubiak i Bartman. 
  Rozpoczął się pierwszy set. Do pierwszej przerwy technicznej praktycznie nie wykorzystywali Bartmana i tym sposobem prowadziliśmy 8:6. Nie powiem, siedziałam jak na szpilkach, ale już od pierwszej piłki oglądało się dobry mecz. Dziesiąty punkt dla nas przy prowadzeniu trzema punktami. Zagrywkę na drugą stronę posłał Kubiak, przeciwnicy bez problemu wyprowadzili kontratak i posłali nam petardę. Cały Ignaczak, rzucał się po boisku jak nigdy. Ale uratował, piłka poleciała prost w ręce rozgrywającego, który wystawił długą Bartmanowi. 
Aut. Piłka z impetem poleciała w aut. 
Pierwsze dwa złe ataki trener mu wybaczył, ale gdy trzeci, czwarty raz popełniał podstawowe błędy, potem doszły jeszcze głupie błędy w odbiorze przez które przegrywali już 17:14, najzwyczajniej w świecie usunął go z boiska i wstawił innego Tichacka. 
- Bartman, no! Ogarnij się debilu. - Powiedziałam na głos, do siebie. Jakbym mogła, strzeliłabym mu prawy sierpowy i wziąłby się za siebie. 
Zła na niego zacisnęłam ręce w pięści. Jeszcze wtedy nie rozumiałam, że to moja wina. Że to na siebie powinnam być zła. 
„Bartman ma najwyraźniej zły dzień, bo kompletnie nic mu nie wychodzi - mówił komentator,     a kamerzysta zrobił na niego zbliżenie - No cóż, może trener go wpuści na boisko w drugim secie…  bo ten już dobiega końca. Resovia przegrywa 25:19.”
Puścili reklamy, a ja po prostu zaniemówiłam. 
  Długo siedziałam w ciszy analizując w głowie to, co zobaczyłam. Gdy mój telefon zadzwonił     z tego wszystkiego nawet nie zwróciłam na to uwagi. A dzwoniła Majka. Czemu mnie to nie dziwiło? Odebrałam, rzecz jasna. Ale gdy tylko mnie zacznie wyzywać, że nie pojechałam - rozłączę się. 
- No czego chcesz. - Burknęłam do komórki. 
- Ola - gdy usłyszałam ten głos aż zadrżałam - nie rozłączaj się.

Milczałam z przystawionym do ucha smartfonem. Starałam się uspokoić szybko bijące serce. Słyszałam jego przyspieszony oddech i mogłabym przysiąc, że on słyszy też mój, przyspieszony i głośny.
- Czemu nie przyjechałaś? Czemu nie chcesz dać mi szansy?... - Pytał niezwykle podłamany.
A ja milczałam. W oczach powoli gromadziły mi się łzy, a w gardle wciąż stała gula, która nie pozwoliła mi wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. 


- Ola. - Powiedział cicho. - Powiedz coś, bo poddam się              i pozwolę ci odejść...
Przełknęłam ślinę. Po policzkach już spłynęły łzy. 

- Powiedz coś - powtórzył ciszej ale i bardziej dobitniej, jakby chcąc mi to rozkazać - bo rezygnuję z ciebie.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę na ekranie, po czym natychmiast głośno zapłakałam...




***
Bartman nasłuchiwał cichego oddechu Oli w telefonie Majki, jednak juz nie usłyszał. Zamiast tego rozległ się długi, głośny sygnał oznaczający koniec rozmowy.
- CHolera. - Warknął sam do siebie.
 Ściskał przez dłuższą chwilę telefon w rękach. Pewnie siedziałby dalej na ławce przed szatnią, gdyby nie sygnał zwiastujący koniec przerwy przed drugim setem. Niechętnie, ale ruszył na salę, idąc koło trybun.
- I co?... - Majka już widziała z daleka, że Zbyszek jest przybity. Oddał jej telefon starając się chyba nie wybuchnąć, jak to miewał w zwyczaju. Albo starając się po prostu nie zapłakać.

- Nic. Rozłączyła się. - Powiedział. Po chwili uniósł wzrok i lekko się uśmiechnął. - Ale ja wiem, że przyjedzie. 

  I poszedł usiąść na ławkę. 
 Do końca meczu trener go nie wpuścił na boisko. Najwyraźniej widział, że jego gracz nie jest   w dobrym stanie ani fizycznym, ani psychicznym. Mecz zakończył się przegraną Resovii w tie-breaku. 


  W szatni panowała nieprzyjemna atmosfera. Zbyszek, który już był całkowicie dobity, przebrał się szybko i opuścił ją jako pierwszy. Nawet nie zauważył stojącej koło szatni Majki, czekającej na Miśka. Ruda chciała iść za atakującym, pocieszyć go, ale koniec końców postanowiła dać mu czas na przemyślenie. 
- Hej. - Uśmiechnęła się, gdy Kubiak wyszedł z szatni. Od razu chwyciła go za rękę i poszli         w kierunku wyjścia. - Dobry mecz.

- Ta... - Skrzywił się siatkarz. - Po prostu genialny. 

- Nie narzekaj. Zawsze mogliście przegrać trzy zero.
Wyszli na zewnątrz, gdzie rzęsisty deszcz lał się z nieba. Mieli już szybko przebiec do samochodu, gdy zobaczyli dobrze znaną im sylwetkę siedzącą na ławce z boku budynku. Kubiak zaczął przeklinać pod nosem na kolegę, potem poprosił Rudą by chwilę poczekała,       a sam do niego podszedł. 


- Bartman, kretynie. Deszcz leje, idź do domu. - Michał się zdenerwował. Rozumiał przyjaciela, że był przybity, ale nie powinien tego okazywać kosztem zdrowia.
Zbyszek uniósł głowę. 

- A spieprzaj. - Burknął. Po jego twarzy ciekł dosłownie strumieniem deszcz, ale on sobie najwyraźniej nic z tego nie robił. 
- Pierdolca dostałeś? Nie mów, że na nią czekasz. 

- Pierdolca to ty dostaniesz jak sie nie odpierdolisz. - Atakujący był zły.
Michał zmarszczył czoło. Bartman zawsze jak był smutny, okazywał to właśnie w ten sposób - wyzywając na wszystkich w koło. I nie szło mu wtedy przegadać, pocieszyć go. Sam musiał się jakoś pozbierać. 

Dziku westchnął. Wiadomo - mimo wszystko było mu szkoda kumpla. Zwłaszcza, że wolałby, aby oboje się cieszyli miłością. 

- Bartman, gdzie ty masz swój honor? - Zapytał, nieco łagodniej.
On mu jednak nie odpowiedział, tylko ponownie spuścił głowę, jednocześnie dając do zrozumienia, że m go gdzieś i nie ma ochoty na takie gadki. 

  
Michał odszedł, a Zbyszek patrzył, jak razem z Rudą wsiadają do samochodu i odjeżdżają. Potem przeszli jeszcze jego koledzy z drużyny, w sumie nawet nie widząc go siedzącego schodach. Na całe szczęście - Zbyszek nie zniósłby dalszego pocieszania, albo jakiś docinków z ich strony. 
Dlaczego on tam siedział? Dlaczego? Sam tego nie wiedział. Miał jakieś dziwne przeczucie, że powinien poczekać. A może to nie przeczucie, tylko jakaś cholerna nadzieja?...
***
Koniec końców nie miałam wyboru.
Zacznijmy od tego, że to nie jest tak, że nie chciałam tam pojechać. Chciałam. Ale raczej nie     z powodu szaleńczej miłości, to na pewno. Dlatego postanowiłam nie jechać i nie robić mu nadziei na coś, co i tak nie ma szans.
Jakąś godzinę po meczu zadzwoniła do mnie Majka i zmieniła moje wieczorne plany. Cytuję: "Kobieto, ten zidiociały frajer ma chyba zamiar czekać na ciebie w tym cholernym deszczu do jutra!". To stwierdzenie mnie jednak jeszcze nie rpzekonało, by wpakować dupsko w samochód i pojechać, czy aby na pewno tak zrobi. Gdy powiedziałąm stanowcze "nie", ona mnie zbluzgała, zmieszała z błotem i powiedziała, że nie mam serca. I miała rację - powinnam dać mu kosza wprost. Pozostawało tylko pytanie, czy w obliczu łączących nas wspomnień dam radę to zrobić? ...
  Tak czy siak, chcąc nie chcąc, wzięłam samochód od Marcina i pojechałam w kierunku centrum Rzeszowa, na Podpromie. Jechałam wolno, była przecież straszna ulewa. Poniekąd robiłam się zła, że uwierzyłam Majce w tą bajeczkę o zakochanym Bartmanie. Nie był takim idiotą, żeby czekać w deszczu. Nie był, na pewno. Raczej ja byłam idiotką, że tam jechałam zamiast siedzieć w domu.
Wjechałam na parking przed ośrodkiem. Zaparkowane tam były jeszcze jakieś samochody, ale bartmanowego się nie doszukałam. Ale skoro już tu byłam, postanowiłam wysiąść i się rozejrzeć. Narzuciłam na siebie tylko kurtkę przeciwdeszczową i kurczowo przytrzymując kaptur na głowie, by wiatr go nei zrzucił, podeszłam bliżej budynku.
Tak. I wtedy go zobaczyłam.
Moja pierwsza reakcja? - Pomyślałam, że to jakieś cholerne halucynacje. Nie wiem, może w obiedzie były grzybki halucynki?
Druga reakcja - Kurwa, nie możliwe przecież, by to był on...
Niepewnie skierowałam się ku niemu, nie spuszczając z niego wzroku, jakby bojąc się, że jego osoba zaraz stamtąd wyparuje. Jakby jego obraz miał  po chwili zniknąć mi z oczu, z  głowy, czego się panicznie bałam. Siedział na ławce przemoczony chyba do suchej nitki, ze spuszczoną głową. Wpatrywał się ślepo w jakiś punkt na ziemi, w okolicach swoich butów. Natomiast moje serce z każdym krokiem biło co raz szybciej i szybciej. Byłam pewna, że zaraz mi z piersi wyskoczy.

Podniósł głowę i skierował wzrok prosto na mnie. 
- Ola?... - Zapytał zachrypniętym już nieco głosem. 
  Wstał wciąż się we mnie wpatrując, jakbym była zaledwie duchem. Snem na jawie. 
- Idiota. - Syknęłam do niego. Ten dziwny strach przed spotkaniem zamieniał się powoli w istną złość. - Idiota! - Podniosłam głos.
Rzuciłam się na niego i zaczęłam okładać go pięściami. Oczywiście, koniec końców to mnie ręce bolało, a jego klata i brzuch miały się w porządku. Trochę jednak potrwało, jak skończyłam go bić, a on w totalnym bezruchu i milczeniu, dzielnie to znosił.

- Boże, serio jesteś skończonym idiotą! Kretyn! Leje a ty tu czekasz jak ten debil ostatni! Gdzie ty masz mózg! - Wyzywałam go jeszcze trochę, w ogóle nie zważając na słowa.
 Ja krzyczałam, biłam go, a po moich policzkach spływały łzy zmieszane z kroplami deszczu. nawet nie zauważyłam, że kaptur zsunął się z mojej głowy, a włosy były już całkowicie mokre.    A on? Stał i milczał.
- Ty.... - Powiedziałam nieco ciszej, już nie mając na niego żadnych epitetów.
Oczekiwałam po nim wszystkiego. Naprawdę wszystkiego. Każdy normalny facet w tym momencie odwdzięczyłby się miłymi słówkami. Zdenerwowałby się. Rzucałby przekleństwami. No, może nie każdy, ale po wybuchowym Bartmanie się tego spodziewałam. Po Bartmanie, który najpierw robi, potem myśli. Bartmanie, który wszystko stara się rozwiązać siłą. I nie uwierzycie, jak bardzo się myliłam...

- Co... - Tylko tyle z siebie wykrztusiłam, kiedy on po prostu przyciągnął do siebie i mocno przytulił. 
- Przyjechałaś... - Szepnął, z ustami tuż przy moim uchu. 
Nie wiem, co wtedy czułam. Na początku byłam zbyt zaskoczona, by wykonać jakikolwiek ruch. Jego bliskość przypomniała mi wszystko, każdy jego dotyk, każde czułe słowo. Wszystkie wspomnienia z Katowic wróciły jakby znikąd, nagle i niespodziewanie. Tak samo uczucie, pragnienie czyjejś bliskości. I nie mogłam po prostu się na to zgodzić...

- Zbyszek. - Przywróciłam nas do rzeczywistości. Odepchnęłam go delikatnie od siebie   i stanęłam metr dalej, choć wcale nie miałam ochoty być nawet centymetr z dala od niego.- To nie jest tak, że przyjechałam tu, bo jest dla nas szansa....

  Z ledwością patrzyłam, jak marszczy brwi... jak jego oczy stają się szare, bez blasku, jak po prostu gasną. Pojawił się w nich smutek tak potężny, że moje serce pękało na ten widok na wskroś. Raz po raz jego mięśnie się napinały, by zaraz potem mogły opaść z bezsilności. 
Oboje staliśmy na przeciwko siebie, nie zważając już nawet na deszcz; nie zważając już na nic, co się dzieje wokół nas...
- Nie rób mi tego.. - Powiedział w końcu.

- Muszę. Ja...
Nagle się ożywił i gwałtownie położył mi ręce na ramionach.
- Ola, ja wszystko wiem! I naprawdę, nie powinnaś tego robić wbrew sobie...

- Ja nic nie robię wbrew sobie! - Zdenerwowałam się naprawdę. 
Fakt, że słucham tego średnio raz na tydzień od Majki i tak mnie już doprowadza do szaleństwa. A teraz jeszcze Zbyszek.


- Gdyby nie wypadek, gdyby nie Amelka..  byłabyś z nim? - W jego ustach to brzmiało prawie jak pytanie retoryczne. Nie doczekawszy się odpowiedzi, po prostu prychnął. 
- Nie ma co "gdybać", Zbyszek. Jest jak jest, podjęłam decyzję. - Powiedziałam niezwykle stanowczo. - A przyjechałam tu tylko po to, byś nie moknął w deszczu na marne. Majka by mi tego nie podarowała. 
  Zacisnął szczękę, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu może do niego dotrze, że to wszystko nie ma sensu. Może w końcu zrozumie, że właśnie tym razem powinien bardziej zważyć na swoją dumę. Gdzie się u licha podziało jego wielkie ego, które nigdy, przenigdy nie pozwoliło mu latać za dziewczyną? Oczywiście, pomijając Katowice...


- Czuję się taki mały. - To nagłe, bezsensowne stwierdzenie zbiło mnie z tropu. Byłam pewna, że coś do niego dociera... - Nic już nie rozumiem... - Westchnął, po czym spojrzał mi głęboko w oczy. Tak głęboko, jakby chciał przesłać choć część swoich myśli do mojej głowy. - Dla ciebie schowałem swoją dumę do kieszeni. Gdziekolwiek, podążałbym za tobą. Walczę, upadam i nie mogę się podnieść...
  W moim gardle nagle pojawiła się wielka gula, a w oczach nagromadziły się łzy. Całe szczęście, że i tak moja twarz była mokra od deszczu, bo Bartman nie zobaczy gorzkich łez spływających po moich policzkach...


- Jesteś jedyną. Przez ten cały czas, od pierwszego dnia w Katowic, przez samotne dni w Rzeszowie aż po dziś dzień. I nie potrafię zakochać się w innej, a próbowałem. 
Zbyszku, moje dni wyglądały identycznie. Dni z dala od ciebie były koszmarne.
Nie odważyłam się powiedzieć tego na głos. Bartmanowe wyznania mnie przerosły, wbiły w ziemię.


- Powinnam wracać do domu... - Westchnęłam, zupełnie ignorując jego słowa, jego uczucia. 
 Złapał mnie za rękę. 
- Pozwól, bym cię zabrał do siebie na herbatę. Wyschniesz trochę, przeze mnie jesteś cała mokra. - Rzucił błagalnym tonem. Pokręciłam przecząco głową. - Proszę, mieszkam nieopodal. 

- Nie mogę, powinnam wracać do domu...
- Proszę, Ola. - Ścisnął mocniej moją dłoń. - Wypijesz coś gorącego, wysuszysz ubranie. Jeden wieczór.
  To był moment, kiedy wyłączyłam swoje racjonalne myślenie. Kiedy porzuciłam swoje wszystkie postanowienia. To była chwila, kiedy pierwszy raz pomyślałam o tym, co ja chcę.
I nawet nie spostrzegłam, kiedy i jak znalazłam się w mieszkaniu Zbyszka.



***
- Kurde, Michał, zadzwoń do Zbyszka.
  Ruda popijała gorącą czekoladę w kubiakowym mieszkaniu. Siedzieli na kanapie, pod kocykiem, oglądając wieczorny, nowy odcinek W11. Siatkarza niekoniecznie kręciły te policyjne klimaty, ale Ruda przecież nie mogła przegapić nowego odcinku swojego ulubionego programu. 
 Na słowa Majki Michał prawie wylał na siebie gorący napój. - Po kiego? - Poirytował się. 
Fakt, że siedział z Rudą sprawił, że nawet przez moment nie pomyślał o swoim kumplu. Nawet zaczął mieć wyrzuty sumienia... no bo jaki z niego przyjaciel, jak pozwala mu moknąć na deszczu? 
- Sam tego chciał. - Burknął i zacisnął usta. 
- Jest tak uparty jak Olka. - Skwitowała ich zachowanie. - Ale to nie zmienia faktu, ze ja próbowałam tam ją ściągnąć. Teraz twoja kolej, by przekonać tego zidiociałego pacana, żeby odpuścił i pojechał do domu. 
Kubiak niechętnie wygrzebał się spod koca i powlókł się do drugiego pokoju po komórkę. Nieco przerażała go wizja rozmowy z dobitym i zdeptanym przez życie Bartmanem, ale koniec końców postanowił zadzwonić. 
- Serio myślisz, że on tam jeszcze tkwi? - Zapytał Rudej, nasłuchując sygnału w telefonie. 
Ruda wzruszyła ramionami. - Na serce zakochanego mężczyzny nie ma siły. Mogłoby się walić i palić, a on i tak by tam tkwił... 
  Trzeci sygnał. 
- Tak? - Rozbrzmiał kobiecy głos. 
Kubiak, spanikowany, od razu się rozłączył. - Cholera! - Warknął i miał ochotę rzucić telefonem, jakby go miał poparzyć. 
- CO jest? 
- Kurwa, nie wiem. Chyba ta jego Ewelinka odebrała. 
- Weź nie świruj. - SKrzywiła się Majka. 
- Nie świruję, serio! Przecież nie pomyliłbym głosu Bartmana z jakąś lalunią... 
- Zadzwoń jeszcze raz. 
Kubiak prychnął. 
- Kpisz! 
- Nie, nie kpię. 
- Ale po co? Widzisz, że Bartman już znalazł sobie pocieszenie w jakiejś ... - powstrzymał się w ostatnim momencie, nim użył niezbyt ładnego słowa - kobiecie lekkich obyczajów. 
- Faceci. - Burknęła poirytowana ruda. 


Była nieco zła, że faceci mają takie nieczułe podejście do swoich uczuć. Ale czego mogła się spodziewać? Że jej Kubiaczek poleci przytulić Bartmanka? Co to, to nie. 
Westchnęła. - Ech, wy to tylko wobec kobiet tacy czuli jesteście, a jeśli chodzi o przyjaciół to w ogóle... 


- Jeśli chodzi o mnie, to tylko wobec Ciebie. - Ciepnął telefon na stół, a sam wpakował się ponownie pod kocyk, ramieniem automatycznie obejmując RUdą i przyciągając ją do siebie. - Ale chyba nei narzekasz? - Zapytał i uśmiechnął się zawadiacko.
- Och, Michaś. - Dziewczyna zaśmiała się łagodnie i cmoknęła go w usta. - Lubię cię, wiesz? 

 Nic nie odpowiedziawszy, siatkarz wpił się w jej usta. I oboje zapomnieli o całym świecie. 


***

Witajcie ponownie! :)

Tak więc, już (nie)oficjalnie zaczęłam wakacje (czekam na wyniki egzaminów, uffff...). A co się z tym wiąże? Ha, właśnie - będę dla Was pisała. A przynajmniej, postaram się. Zaczynam praktyki w szpitalu od następnego tygodnia i jeszcze nie wiem jak czas sobie rozplanuję. 

Jesli chodzi o kolejny rozdział - pojawi się chyba jutro bo mam już na niego pomysł. Mam nadzieję, że ten Wam się podobał i wpadniecie na kolejny! A w nim... 
Co się wydarzy w mieszkaniu Zbycha?! ;o

Buziaki! ;3







3 komentarze:

  1. No nie! W takim momencie?? Kurczę, już nie mogę się doczekać jutra! Uwielbiam tego bloga, a każdy kolejny rozdział jest wspaniały! Tak bardzo nie mogę się doczekać, co będzie dalej! Oby sie pogodzili, przecież oni nie potrafią bez siebie normalnie funkcjonować! Niech ta Olka przejrzy wreszcie na oczy...
    Czekam z niecierpliwością (bardzo dużą :D), pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witamy z powrotem! :)
    Jak mogłaś przerwać w takim momencie, no jak? Ja nawet nie planuję co się stanie, bo i tak nie będę miała racji ;p
    Niecierpliwie czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciesze się, że wróciłaś. Świetny rozdział :)
    Kinia

    OdpowiedzUsuń